- Yaoi of Manhattan http://www.yaoi-of-manhattan.pun.pl/index.php - ROZMOWY http://www.yaoi-of-manhattan.pun.pl/viewforum.php?id=8 - Maxwell x Lucyfer http://www.yaoi-of-manhattan.pun.pl/viewtopic.php?id=65 |
Maxwell Davis - 2012-05-13 22:05:38 |
Była trzecia po południu, może czwarta, albo coś w tych okolicach. Max nie potrafił jasno tego stwierdzić, bo nie nosił przy sobie zegarka, co zresztą tyczyło się również telefonu komórkowego. Czasami można było odnieść wrażenie, że czas dla niego nie istnieje, a przynajmniej nie odgrywa w jego życiu jakiejś większej roli. |
Lucyfer - 2012-05-13 22:18:23 |
Lucyfer wypił właśnie kolejny kieliszek Danielsa, kiedy usłyszał to pukanie. Serce podskoczyło mu prawie do gardła. Dwa tygodnie. Dwa! Prawdę mówiąc podejrzewał, że Max już się nie odezwie. Próbował się do niego dodzwonić, ale jak łatwo się domyślić po Maxwellowskim "braku poczucia czasu" ten go po prostu nie odbierał. Dał mu czas. Doszedł do wniosku, że przecież nie zostawiłby go tak bez żadnej wiadomości. To nie miałoby sensu. To nie byłoby w stylu Maxa. Od razu wstał z kanapy i ruszył w kierunku drzwi. Otworzył je i spojrzał na swojego niedźwiedzia, nie mogąc pohamować uśmiechu cisnącego mu się na twarz. Owszem, zauważył te zmiany, które naprawdę mu się podobały, ale nie to było dla niego teraz najważniejsze. Zapomniał o wszystkim, o czym myślał przez ostatnie dwa tygodnie i po prostu dał się porwać chwili. Przywarł do niego całym swoim ciałem, złączając ich usta w pocałunku. A pomiędzy nimi próbował opieprzyć go za to, że się do niego nie odzywał. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Zachowywał się może mało dojrzale, ale co mógł zrobić? Widział swojego faceta po tak długim czasie... Była to najdłuższa rozłąka jaką zaserwował mu David od kiedy byli razem. |
Maxwell Davis - 2012-05-13 22:33:20 |
Spodziewał się tego. Prawdę mówiąc rzucili się na siebie niemalże dokładnie w tym samym momencie, gdy tylko drzwi otwarły się na tyle szeroko, żeby nie ograniczać im swobody ruchów. Liczył na to, ale w równej mierze oczekiwał ciosu w twarz, gruntownie wymierzonego policzka, czy czegoś w tym rodzaju. Dwa tygodnie milczenia to jednak spory kawałek czasu, jakby nie patrzeć. Odwzajemnił pocałunek z równą zachłannością, pod koniec szarpnąwszy lekko zębami wargę mężczyzny. Słysząc jego słowa uśmiechnął się po swojemu, wrednie i złośliwie, ale ten grymas w sporej mierze był też podszyty jakimś obscenicznym gestem. |
Lucyfer - 2012-05-13 22:46:03 |
Westchnął cicho z przyjemności. Przez te dwa tygodnie usychał z braku jakiegokolwiek dotyku. Był wierny Maxowi. I choć ten w pierwszej i w sumie jedynej rozmowie o ich związku dał Lucyferowi tylko tydzień, Lu wytrzymywał o wiele dłużej. Spojrzał mu prosto w oczy, zatapiając się w nich całkowicie. Już prawie zapomniał o tym kolorze, którego magnetyzm był nie do opisania. Przesunął dłońmi wzdłuż klatki piersiowej swojego faceta, zatrzymując się dopiero na jego kroczu. Tam zacisnął mocno prawą dłoń. Lewą zaś powrócił do twarzy Maxa, by złapać nią za jego szczękę. Zmusił go, by ten wbił w niego wzrok. |
Maxwell Davis - 2012-05-13 22:59:43 |
Zamruczał, z lubieżnością godną podziwu, czując jet mężczyzna sunie dłonią po jego klatce piersiowej. Syknął, gdy sprawne palce Lucyfera odnalazły czuły punkt na ciele. Spojrzał mu w oczy, bynajmniej nie przez to, że w jakiś sposób został do tego spojrzenia zmuszony. Najzwyczajniej w świecie miał ochotę bez końca napawać się widokiem Lincolna. Już niemalże zapomniał, że udało mu się poniekąd usidlić samego boga i diabła w jednej, asymetrycznej, a mimo to paradoksalnie jednolitej postaci. |
Lucyfer - 2012-05-13 23:08:13 |
-Zamknij się - powiedział cicho, wpijając się ponownie w jego usta. Zamknął szybko drzwi, po czym wciągnął go do środka. Pociągnął go za sobą w stronę łóżka. Wielkie, wspaniałe, duże łoże, nieużywane do niczego innego poza snem w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Popchnął na nie Maxa, chociaż wiedział, że przecież gdyby ten chciał spokojnie, z łatwością pokonałby go w tej konkurencji i zmusił do posłuszeństwa. Był do tego zdolny. Póki jednak nic nie robił, Lucyferowi udało się usiąść na jego biodrach i pochylić się, by po raz złączyć ich usta w pocałunku. Westchnął w jego usta. Jedna z jego dłoni powróciła na miejsce na jego kroczu. Już prawie zapomniał jaki był ogromny, jak wielki ból sprawiało mu, gdy w niego wchodził... Lucyfer cieszył się, że było już ciepło. Przez to Max nie miał na sobie zbyt dużo. Ściągnął jego koszulkę jednym ruchem i prawie zachłysnął się powietrzem, kiedy ujrzał jego nagi tors. Już zapomniał jaki był piękny. Jego Max... Jego Maxwell. Jego Davis. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za nim i zanim się obejrzał pocałunek w jakim były złączone ich usta przerodził się w coś głębszego. W pokaz tej tęsknoty, miłości i złości na jego faceta, za to, że nie odezwał się do niego słowem, dopuszczając by Lucyfer usychał z tęsknoty. |
Maxwell Davis - 2012-05-13 23:32:17 |
Rozbawił go komentarz mężczyzny, ale nie dał tego po sobie poznać, bo uśmiech wciąż pozostawał na jego twarzy niezmienny i w równym stopniu irytująco szeroki. Pozwolił mu zaciągnąć się do sypialni, chociaż przez jeden, krótki moment miał ochotę stawić czynny opór. Zdecydował jednak, że da Lucyferowi pole do popisu, przynajmniej na te pierwsze kilka minut. Wiedzieli przecież doskonale, że i tak w pewnej chwili to Davis przejmie kontrolę. Nie potrafił długo powstrzymywać swojej natury dominatora. Gdy Lincoln usiadł na nim okrakiem, Niedźwiedź po raz kolejny zamruczał gardłowo, bardzo przyjemnie. Zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu tego dotyku, zapachu, widoku. Wszystkiego co związane choćby w najmniejszym stopniu z panem redaktorem naczelnym Timesa. Westchnął nisko, czując jak ten swobodnie poczyna sobie z jego męskością. Potem pozbawiony został koszulki, więc nie pozostawał bierny, bo po krótkiej chwili jego partner również prezentował się z nagim, umięśnionym torsem. Wpił się w usta mężczyzny z równą zachłannością, doskonale zdając sobie sprawę z ukrytych w tym geście emocji. |
Lucyfer - 2012-05-14 14:16:54 |
Dobrze było mieć go przy sobie. Blisko. Czuć jego zapach, który już teraz porządnie mieszał mu w głowie. Widzieć go - ten uśmiech, te mięśnie, te oczy i usta. Wszystko, co mógł zobaczyć i dotknąć, wywoływało w nim całą masę sprzecznych ze sobą emocji. Z jednej strony chciał po prostu być blisko, może nawet się przytulić. Z drugiej jednak kompletnie nie mógł pozbyć się pragnienia czegoś więcej. W końcu, do kurwy nędzy, nic w jego życiu seksualnym nie działo się przez dwa tygodnie! Po jednym już ledwo mógł zachowywać się normalnie, a po dwóch? Był jak wariat. Jak narkoman przed, którym właśnie postawiono działkę. Nie mógł się powstrzymać. W końcu, ta jego działka była taka kusząca, ogromna i na pewno chciała go równie mocno, co on jego. |
Maxwell Davis - 2012-05-14 20:59:06 |
Męskość Maxa nie kłamała (jak zresztą zawsze). Był napalony, a członek prezentował się w pełnej krasie i okazałości, stojąc na baczność. Nie mogło być inaczej, nie w pobliżu kogoś takiego jak Lucyfer, który samymi tylko muśnięciami palców potrafił doprowadzić go do wzwodu, choć przecież w przypadku Davisa wcale nie było to łatwą sztuką, bo ciężko zadowolić takiego pieprzonego hedonistę jak on. Bokserki zaczęły go uwierać, zrobiło się w nich zdecydowanie zbyt mało miejsca. W pewnym momencie Maxwell uznał jednak, że ma już zdecydowanie dosyć tej bezczynności. Złapał partnera w pasie, przerzucając go na materac obok siebie stanowczym, nie pozbawionym brutalności gestem. Pochylił się nad nim. |
Lucyfer - 2012-05-14 21:06:21 |
Czując jak pod jego dotykiem męskość Maxwella rośnie w prawie że magiczny sposób, aż zadrżał. Już miał wsuwać rękę w te bokserki, już miał dobrać się do jego męskości, gdy poczuł jak Max staje się tym, kim potrafił być najlepiej, sobą. Mógł się domyślić, że zbyt długo nie pociągnie w takiej bezczynności. W końcu, do cholery, to był Davis, a on sobie nie odpuszczał, a już na pewno nie w takich sytuacjach. To był ich drugi raz na łóżku, o dziwo, wcale mu to nie przeszkadzało. Chodziło o to z kim, a nie gdzie. Słysząc słowa Maxwella, na jego ciele pojawiły się ciarki. Uwielbiał kiedy mówił do niego w ten sposób. Czuł się wtedy zupełnie inaczej niż ze wszystkimi facetami, z którymi kiedykolwiek się pieprzył. Po pierwsze Max mówił "znów", co przecież samo w sobie sugerowało, że nie będzie to ich pierwszy raz, co ważniejsze nie ostatni. |
Maxwell Davis - 2012-05-14 21:50:43 |
- Porządnie. - udzielił dość jednoznaczniej odpowiedzi na zadane pytanie, po raz kolejny wybuchając krótkim, gardłowym śmiechem. Po chwili jednak uśmiech spełzł z jego ust, gdy stanowczym gestem odchylił żuchwę Lucyfera, bez uprzedzenia wgryzając się w skórę na jego karku. Metaliczny posmak krwi uderzył w jego zmysły, trącając najbardziej wrażliwe struny cholernego wielbiciela wszelakich dewiacji. Oblizał wargi. W tym samym czasie zdążył już zsunąć z niego spodnie, aż do kolan. Bokserki poszły na drugi ogień. Włożył kciuki pod materiał i pociągnął do siebie. Aż zamruczał, gdy męskość Jesusa zaprezentowała mu się w pełnej okazałości. Zapomniał niemalże o rozmiarach i niesamowitej prezencji sprzętu partnera. Swoim zwyczajem postanowił chwilę się z Lincolnem podrażnić, bo przesunął jedynie językiem wzdłuż całej długości penisa, leniwie, jakby z ociąganiem, przymrużając przy tym powieki. |
Lucyfer - 2012-05-14 22:00:49 |
Sama obecność Maxa sprawiała, że Lu był podniecony. Działał na niego lepiej niż Viagra, gdyby jej oczywiście potrzebował. A mając takiego Davisa przy sobie przez jeszcze długi, długi czas na pewno nie będzie musiał o niej myśleć. Czując zęby chłopaka na swoim karku wydał z siebie zduszony jęk. Dawno nikt go nie gryzł. Dwa tygodnie temu, jeżeli miałby sprecyzować. A teraz zrobił to bardzo porządnie, czyli tak jak miał wyglądać ich seks. O ile da się to wciąż nazwać seksem. Pewnie pieprzenie albo jebanie byłoby o wiele bardziej trafne. Odchylił głowę mocniej do tyłu, przygryzając dolną wargę, żeby nie wydać z siebie więcej kompromitujących dźwięków. Kiedy jednak Maxwell przesunął językiem po jego penisie nie mógł zahamować tego krótkiego sapnięcia. Nie potrafił sobie przypomnieć, ale czy to aby nie był pierwszy raz, kiedy usta Maxwella znajdowały się tak blisko męskości Lucyfera? Jeżeli nie, to wcale się nie dziwił, że tego nie pamiętał, teraz również był kompletnie zamroczony. A jeżeli tak, to do kurwy nędzy, czemu trwało to tak długo?! |
Maxwell Davis - 2012-05-14 23:50:42 |
Ten ponaglający ton mężczyzny wywołał na ustach Maxa kolejny, niezbyt przyjemny uśmiech. |
Lucyfer - 2012-05-14 23:57:17 |
Słuchając jego słów o mało nie wybuchł. Spojrzał na niego wilkiem, krzyżując ręce na piersi. |
Maxwell Davis - 2012-05-15 00:20:07 |
Uniósł jedną z brwi ku górze, przyglądając mu się z nieukrywaną ciekawością. No proszę. Takiego wybuchu się nie spodziewał. Był niemalże pewien, że Lu potraktuje jego zaczepkę w zwyczajowy sposób, czyli jako kolejną, złośliwą sugestię, z których Max przecież słynął. Chyba faktycznie mu go brakowało. Cholera, Davis, odkryłeś Amerykę... jasne, że brakowało. |
Lucyfer - 2012-05-15 00:28:45 |
Max. To był jego Max. Wydał z siebie głośny jęk, który musiał, tylko uświadomić panu dominatorowi, że nie było to delikatne ani trochę, co wiedział zapewne i bez tego, co nie zmieniało faktu, że mało używany tyłek Lincolna po prostu nie był na to przygotowany. Zacisnął palce na pościeli, automatycznie wypinając się bardziej w jego stronę. Mimo że wciąż nie był przyzwyczajony do ciała obcego (chociaż w sumie nie aż takiego obcego, jakby nie patrzeć), to zacisnął wewnętrzne mięśnie na męskości Davisa, chcąc dostarczyć mu jak najwięcej przyjemności. |
Maxwell Davis - 2012-05-15 00:44:42 |
Poruszył biodrami po raz kolejny, w urywanych szarpnięciach. Oddech mu przyspieszył, krew zaczęła szumieć w uszach i krążyć z prędkością bolidu. Prawdę mówiąc zastanawiał się jakim cudem jego żyły wytrzymują całe to napięcie. Klatkę piersiową niemalże rozrywało dudnienie serca. Napiął wszystkie mięśnie i ścięgna, atakując ciało Lucyfera z jeszcze większą zapalczywością, zgodnie z poleceniem jakie partner mu wydał. Tylko podczas seksu Max skory był do spełniania podobnych zachcianek. Nie, to nawet nie to... Tylko podczas seksu z Lincolnem. Czując jak wewnętrzne mięśnie mężczyzny zaciskają się na jego męskości, jęknął nisko. Brutalnie wchodził i wychodził, rżnąc go, jak obiecał. Pod tym względem zawsze dotrzymywał słowa. Zawsze. W pewnym momencie zaserwował Jesusowi cios w prostatę. Pochylił się nad plecami partnera, podciągając jego biodra w górę. Dłonią objął szczelnie główkę penisa, poruszając nadgarstkiem, nasadą dłoni masując jądra. Nie miał w sobie za grosz delikatności, ale doskonale wiedział, że właśnie taki seks uwielbiają oboje. |
Lucyfer - 2012-05-15 00:52:17 |
Lucyfer nie pozostawał bierny. Wypychał biodra, oddając każdy ruch Davisa, chcąc dostarczyć mu tyle samo przyjemności, co on dostarczał jemu. Wygiął plecy w łuk, sprawiając, że ułożył się, idealnie dopasowując do ciała mężczyzny nad sobą. Oparł się na łokciach, starając się oddychać normalnie, ale weź tu człowieku oddychaj normalnie, kiedy jesteś rżnięty przez niedźwiedzia! Właśnie. Mało realne. Teraz Lucyfer nie starał się nawet powstrzymywać jęków i sapnięć. Wydostawały się z jego gardła, jako aprobata dla Maxwella, przy okazji jedyny upust emocji na jaki było obecnie stać Lincolna. Ich seks zawsze taki był. Prawdziwy taniec zmysłów. Brutalność mieszała się z namiętnością, tworząc coś niezwykłego, czego Lucyfer nigdy nie będzie w stanie nazwać. Wiedział, że jeżeli Max będzie nadal rżnął go w ten sposób, stymulując jeszcze jego męskość to nie wytrzyma długo. W zasadzie czuł, że dojdzie dziś szybciej niż kiedykolwiek od samego początku, gdy tylko ujrzał swojego faceta w drzwiach mieszkania. Teraz jego przypuszczenia się tylko potwierdziły. Pomiędzy kolejnymi jękami, Lucyfer wypowiedział cicho i mało wyraźnie imię swojego kochanka, pozwalając by przeciągnęło się przez kilka sekund wraz z kolejnym jękiem. |
Maxwell Davis - 2012-05-15 01:13:11 |
Davis też to czuł i doskonale zdawał sobie sprawę, że i on nie pociągnie długo. Nie przy tempie jakie narzucił i nie przy tym facecie. Był za bardzo podniecony. Wchodził w niego i wychodził z pomocą brutalnych ruchów bioder. W pewnym momencie wydał z siebie coś na kształt przeciągłego, niskiego jęku, a potem pochylił się jeszcze bardzie i przesunął gorącym językiem wzdłuż linii karku mężczyzny, znacząc skórę swoim natarczywym, nierównym i nienaturalnie przyspieszonym oddechem. Przyspieszył też ruchy nadgarstka dłoni obejmującej szczelnie męskość Lincolna i rżnął, rżnął go z całych sił, aż pośladki Jesusa klaskały głośno o jego biodra i podbrzusze. Przygryzł wargę do krwi, szarpiąc zębami płatek jego ucha. |
Lucyfer - 2012-05-15 01:23:57 |
Rozwarł szerzej usta, przymykając oczy. Z jego ust wydał się kolejny jęk idealnie w momencie, kiedy Max tak naprawdę rozkazał mu to zrobić. Wyszło jak na zawołanie. Gdyby był to ktokolwiek inny, to poza faktem, że na pewno nie byłby na dole, to z pewnością nie słuchałby niczyich rozkazów. Z Maxwellem jednak był to pewien rodzaj harmonii między nimi. Obaj działali na siebie w sposób, który doprowadzał ich do istnego szaleństwa. Każde słowo, każdy jęk, każdy ruch i dotyk kumulowały przyjemność i przyspieszało to, do czego obaj zmierzali i to w ekspresowym tempie. Zacisnął mięśnie jak najmocniej na jego męskości, pozwalając by Davis robił z nim dosłownie wszystko na co miał ochotę. Znając jego, nawet gdyby mu nie pozwalał, ten i tak by to robił. Szumiało mu w głowie z taką siłą, że ledwo słyszał swoje własne myśli, a wszystko co się działo, było jak za magiczną kurtyną. Dopiero po chwili, kiedy był już naprawdę blisko spełnienia, poczuł, że to wszystko jest prawdziwe, że Max jest obok i po raz kolejny doprowadzi go do orgazmu. |
Maxwell Davis - 2012-05-19 20:55:45 |
Zdawał się nie zwracać najmniejszej uwagi na fakt, że jego partner właśnie osiągnął swój punkt szczytowy, choć rzecz jasna były to jedynie pozory. Tak naprawdę uzyskał kolejny, niezwykle silny bodziec, który kazał mu pchnąć biodrami jeszcze brutalniej i bardziej stanowczo. Wykonał kilka ostatnich, niesamowicie chaotycznych ruchów, a chwilę później i on doszedł przy akompaniamencie przeciągłego, niskiego jęku. Skończył wewnątrz Lincolna. Mięśnie szarpały się w spazmach, gdy wyszedł z niego, opadając na materac tuż obok. Nadal nie panował nad urywanym oddechem, haustami chwytając zbawienne powietrze. |
Lucyfer - 2012-05-19 21:20:01 |
Bez względu na wszystko, Lucyfer czuł po prostu szczęście, że w końcu mógł być tak blisko Maxwella. To ich pieprzenie, pierwsze od naprawdę długiego czasu było mu nieźle potrzebne. Jego ciało wręcz usychało za dotykiem, a już na pewno za porządnym orgazmem, który Davis potrafił mu ofiarować i to bez najmniejszego problemu. Zdecydowanie było mu lepiej kiedy ten facet był blisko. Chociaż tęsknił nie tylko za jego ciałem. Tęsknił za tym zapachem. Tęsknił za uśmiechem. Tęsknił za głosem. I za tym jaki był w stosunku do niego. Tęsknił także za Kate, choć wolał na razie nie wspominać o tym Maxowi, bo miał pewność, że ten tego nie zrozumie. Sam Lucyfer nie za bardzo łapał skąd wzięła się ta zażyłość między nim, a siostrą jego faceta. Teraz jednak mężczyzną targały inne sprzeczności i na pewno nie dotyczyły one Kate. Raczej miały bezpośredni związek z Maxwellem. Oparł głowę na łokciu, przewracając się na bok, tak żeby mógł na niego spojrzeć. Przez chwilę milczał, jakby szukając odpowiednich słów. |
Maxwell Davis - 2012-05-19 22:07:19 |
Leżał po prostu, przynajmniej chwilowo całkowicie wypruty z wszelakich myśli, powoli stabilizując oddech. Nie spodziewał się pytania tego typu, to jasne. Instynktownie jednak odebrał je jako zaczepkę na tle seksualnych uniesień. "Max, czy ty mnie chcesz?" Jak to... już, teraz? Znowu? Sekundę po tym orgazmie?. Dopiero po chwili dotarł do niego sens znaczenia tych słów, choć rzecz jasna Lucyfer musiał trochę mu w tym pomóc swoim pospiesznym wyjaśnieniem. Davis zmarszczył brwi w wyrazie niespodziewanej konsternacji. Przez moment zastanawiał się czy to przypadkiem nie jest jakiś głupi żart, lub po prostu zaczepka. Biorąc pod uwagę częstotliwość rzucanych przez siebie złośliwych uwag, mógł w końcu doczekać się jakiejś nieprzyjemnej riposty z ust Jesusa. To jednak nie brzmiało jak wyrzut, czy nawet uwaga podszyta jakąkolwiek dozą ironii, cynizmu. Cholera, on pyta poważnie... uświadomił sobie Max, jak zwykle wykazując się niesamowitą wręcz empatią, a raczej jej solidnym brakiem. |
Lucyfer - 2012-05-19 22:16:15 |
Nie wiedział co myśleć. Zamiast odpowiedzi uzyskał jednak pytanie, którego sam się nie spodziewał. Spojrzał na niego kątem oka, chcąc sprawdzić jaką ma minę, ale w końcu oderwał od niego wzrok. Przełknął dość głośno ślinę. Odpowiedź była w końcu banalna. Dla Lucyfera ich związek znaczył o wiele więcej niż mogłoby się wydawać. |
Maxwell Davis - 2012-05-19 22:28:08 |
Przez moment milczał, nie znajdując słów które byłyby wystarczające. Śmieszne, bo Maxwell Davis, gość, który zawsze miał na wszystko gotową odpowiedź, nie potrafił teraz sklecić kilku prostych zdań. Nie umiał, a może nie chciał. Chyba jakaś część jego podświadomości zdawała sobie sprawę, że potrafi wykazywać się jedynie czysto destruktywnymi zapędami i (co dziwne) po raz pierwszy ta myśl zaczęła mu ciążyć. Po raz kolejny westchnął ciężko, aż w płucach dał się słyszeć jakiś metaliczny podźwięk, mający najpewniej podłoże w głęboko pielęgnowanym statusie nałogowego palacza. Davis nie przypuszczał, że Lucyfer może traktować to wszystko aż tak poważnie. Zdawał sobie sprawę z uzależnienia jakim stał się za sprawą przypadku, ale z drugiej strony nie miał pojęcia, że jest to uzależnienie aż do tego stopnia głębokie. |
Lucyfer - 2012-05-19 22:34:39 |
Dla Lucyfera najśmieszniejszy, a może najtragiczniejszy był fakt, że dla niego nie chodziło tylko o seks. Oczywiście było to coś wspaniałego, z czego nie potrafiłby zrezygnować, ale przecież nie chciał być z tym chłopakiem, tylko dlatego, że potrafi go nieźle przerżnąć. Gdyby to było tylko to, nie zakochałby się. A już na pewno nie wyznałby mu swoich uczuć. Teraz jednak Lu zaczynał podejrzewać, że Maxwellowi może chodzić jednak tylko o seks. A jeżeli tak to co mogą zrobić. |
Maxwell Davis - 2012-05-19 22:46:05 |
- Lincoln... jestem tu. - mruknął nagle, nie uciekając wzrokiem, hardo wytrzymując to spojrzenie, choć nie jeden zmiękłby pod jego ciężarem. Lucyfer Lincoln od zawsze krył w sobie osobliwe, niezmierzone pokłady władczości i pewności siebie. Tylko gruba, pancerna skorupa chroniła Maxa przed podobnymi atakami. Nauczył się ignorować tego typu rzeczy. Reagował instynktownie. - Czy to za mało, do cholery? - dodał, ale jakoś tak bezdźwięcznie. To pytanie nie wymagało nawet odpowiedzi, bo należało do kategorii tych czysto retorycznych. Davis nie potrafił rozmawiać na podobne tematy, po prostu nie umiał. Usłyszeć od niego zwyczajne "lubię cię" to już o niebo więcej, niż w przypadku żarliwych, rozczulających wyznań które zazwyczaj ofiarowali sobie potencjalni partnerzy. - Jestem tu. Kręcę się w kółko obok ciebie, jak jakiś bezpański kundel szukający budy. - mruknął, układając się na plecach. - Tylko kurwa nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Po co. |
Lucyfer - 2012-05-19 22:54:14 |
Dla niego wyglądało to trochę inaczej. To on czuł się jakby latał za Maxwellem. To on zawsze był tym, który za dużo mówił o tym, co czuł, co myślał. To on zaprzyjaźnił się z jego siostrą. Przez jakiś czas miał świadomość, a może raczej nadzieję, że jest ktoś, komu jest potrzebny. Tylko, że potem się zakochał. Czy w sytuacji, takiej jak ta, Lucyfer miał prawo wymuszać na Maxwellu odpowiedzi? Oczywiście, że nie. On po prostu raz, chciałby wiedzieć, co i jak. Jeden jedyny raz usłyszeć to na głos. Gdyby tak się stało, nigdy więcej by o to nie prosił. Teraz jednak wiedział, że z Maxem to niemożliwe. On nie był kimś, kto prostu z mostu mógłby nagle powiedzieć mu cokolwiek, co wiązałoby się z uczuciami. Czy to nie właśnie ze względu na ten charakter Lucyfer w ogóle się starał? Zakochał się w takim Maxwellu. Właśnie takim. Żadnym innym. A gdyby zaczął go zmieniać, nie byłby już go warty. A przynajmniej takie miał wrażenie. Teraz, kiedy tak na niego patrzył, poczuł coś w rodzaju smutku. Chociaż smutny przecież nie był. |
Maxwell Davis - 2012-05-19 23:05:08 |
Zdążył całkowicie ustabilizować już oddech, do tego stopnia, że trwał teraz w niemalże całkowitym bezruchu. Tylko powolne, miarowe ruchy masywnej klatki piersiowej stanowiły niezbity dowód na to, że w ogóle żyje i że w gruncie rzeczy ma się dobrze. Nagle poczuł się jednak dziwnie. Wydało mu się, że niesamowicie groteskowo musi wyglądać tak po prostu leżąc, ze spodniami opuszczonymi niemalże do połowy ud. Podciągnął więc gacie na tyłek, siadając na brzegu materaca, odwracając się plecami do Lucyfera. Z kieszeni wyjął niesamowicie pomiętą i mocno już nadużytą fajkę, którą umieścił sobie w zębach, siłując się chwile z rozporkiem. |
Lucyfer - 2012-05-19 23:13:32 |
-Tak myślałem - powiedział cicho, wstając z łóżka. Trząsł się cały i nie mógł opanować tego drżenia. Jego ciało, jakby odmawiało posłuszeństwa. Ruszył w kierunku łazienki. Odwrócił się na pięcie i zamknął za sobą drzwi. Nie na klucz, nawet nie posiadał tam zamka. W końcu nie przyjmował gości, którzy wchodziliby mu do łazienki. Wszedł pod prysznic i pozwolił, by gorąca woda przejęła kontrolę nad jego ciałem. Drżenie powoli ustawało. Stał tak z zamkniętymi oczami, zdając sobie sprawę, że to wszystko jest tylko i wyłącznie jego pieprzoną winą. To on chciał Maxa tak bardzo, że wyznał mu co czuje, a potem uwierzył, że w jego życiu może być wszystko całkiem na miejscu. Maxwell uważał, że bawi się w Boga? Cóż, mylił się. On po prostu chciał być jego facetem, w każdym tego słowa znaczeniu. Nie tylko mężczyzną, którego można pieprzyć od czasu do czasu, który rzuci mu się w ramiona z tęsknoty. Nie. Chodziło o coś więcej. O te ukradkowe spojrzenia, o uśmiechy, o rozmowy. O rozmowy, których nie potrafili przeprowadzać. Jakie to miało jednak znaczenie? Podejrzewał, że kiedy wyjdzie z łazienki Maxa już nie będzie. Podejrzewał też, że już nigdy więcej nie zapuka do tych drzwi. I, niestety, ta świadomość cholernie go bolała, bo - jak najprawdziwszy idiota, przed którym sam zawsze się przestrzegał - pokochał. On przecież nie chciał go zbawiać. Wcale nie o to chodziło! Tylko teraz nie miało to raczej żadnego znaczenia. Czuł się dziwnie. Smutny, rozczarowany, ale przede wszystkim samotny. |
Maxwell Davis - 2012-05-19 23:26:40 |
Nie zareagował w jakikolwiek sposób na kolejne słowa mężczyzny. Pozwolił mu wstać, a potem, gdy już drzwi łazienki zatrzasnęły się za Lucyferem na dobre, Maxwell nabrał powietrza w płuca, starając się utrzymać je w nich przez jak najdłuższą czas. Pod koniec niemalże zrobiło mu się ciemno przed oczyma, więc zachłysnął się kolejnym haustem, na moment kładąc papierosa na blacie pobliskiej szafki. Sięgnął do tylnej kieszeni na swoich spodniach, wyciągając stamtąd niewielki woreczek. To była dosłownie chwila i kolejny, bezproduktywny impuls. Kilkanaście minut później ocierał już nos grzbietem dłoni, tępym spojrzeniem wpatrując się w przeciwległą ścianę. Usiadł na blacie w kuchni, powoli dopalając swojego mizernego papierosa, zaciągając się nim jak najgłębiej, jak najmocniej. Czuł się cholernie paskudnie, ale nie potrafił jasno odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego tak jest. Powinien to zignorować. Przecież zawsze ignorował. Lucyfer, ty cholerny, pieprzony diable... gdybyś tylko wiedział... |
Lucyfer - 2012-05-19 23:41:46 |
W końcu, kiedy emocje całkowicie opadły, a przynajmniej tak mu się wydawało, wyszedł spod prysznica. Wytarł się cały, zaczesując tylko włosy do tyłu. Wsunął na siebie bokserki, a potem jeansy, które zawsze jakimś cudem były w łazience, jakby specjalnie czekały na taki moment. Robił to wszystko całkowicie automatycznie, bo jego myśli były z chłopakiem za drzwiami. O ile w ogóle jeszcze tam był. Wyszedł z łazienki i najpierw spostrzegł, że jego łóżko jest puste i na jego twarzy ukazało się coś w rodzaju bólu zmieszanego z rozczarowaniem. A przecież wiedział, że pójdzie... Dopiero kiedy spostrzegł Maxa w kuchennej części mieszkania, dotarło do niego, że może trochę przesadził. Podszedł do niego powoli, kładąc ręce po obu stronach jego nóg. Uniósł głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Max wydał mu się nieobecny, a do głowy przyszedł mu tylko jeden powód. Brał. Nie był jednak ani jego matką, ani ojcem, ani tym bardziej mesjaszem. Nie powinien go osądzać. Nie powinien mu zakazywać. Ściągnął usta, szukając jakichkolwiek słów, które byłyby odpowiednie. |
Maxwell Davis - 2012-05-19 23:56:34 |
Odczekał spokojnie, aż do momentu w którym Lucyfer przystanął przed nim, kładąc dłonie po obu jego bokach. Źrenice Maxa były niemalże nienaturalnie rozszerzone. Prawie niedostrzegalne pod nimi tęczówki zatraciły gdzieś swoją naturalną, stalową barwę. Teraz wydawały się wyblakłe, po prostu szare, bez dodatkowych odcieni. Davis pokręcił nieznacznie głową, z niejakim niedowierzaniem. Zgasił papierosa o blat stołu, pstryknąwszy w niego lekko, w efekcie czego udało mu się trafić niedopałkiem prosto do zlewu. |
Lucyfer - 2012-05-20 00:07:03 |
Lucyfer jednak nie wiedział nawet czy mówi to Max czy narkotyki. Pozwolił mu jednak się pocałować. Odpowiedział na to dosć brutalnie, tak jak to obaj lubili. Ich języki złączyły się w dzikim, wręcz agresywnym tańcu, którego żaden nie zamierzał przestać. Lucyfer oderwał się od niego dopiero, kiedy poczuł, że brakuje mu powietrza. |
Maxwell Davis - 2012-05-28 21:05:19 |
Max widział to wszystko nieco inaczej. On nawet nie starał się analizować dogłębnie sytuacji, w której obecnie się znajdował. Liczyło się tylko to, że było mu dobrze i że wciąż mógł mieć przy sobie Lucyfera Lincolna. W sumie trudno było mu się dziwić. Dopiero co skończył te swoje osiemnaście lat i choć życie zaserwowało mu w pewnym momencie sporego kopa w tyłek, wciąż był jeszcze szczeniakiem. Powoli jednak zaczynało chyba docierać do niego, że nie może wiecznie trwać w martwej strefie i że prędzej czy później będzie musiał się ukierunkować. Póki co jednak w nosie miał to wszystko i żył chwilą, jak zawsze. |
Lucyfer - 2012-05-28 21:18:14 |
Trudno byłoby ukryć fakt, że między nimi naprawdę była spora różnica wieku. Mimo wszystko dwanaście lat to dwie trzecie całego życia Maxwella. Nie mógł mu niczego narzucać. On w jego wieku nawet nie pomyślałby o związku, o niczym stałym. To dopiero byłoby śmieszne! Marnować swoje najlepsze lata, żeby z kimś być? Niezłe, naprawdę niezłe. Teraz jednak miał lat trzydzieści i wszystko wyglądało trochę inaczej. |
Maxwell Davis - 2012-05-28 21:35:04 |
Wbrew sobie Maxwell cofnął twarz, tym samym odrywając się niemalże natychmiast od ust Lucyfera. Zareagował instynktownie i nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie dlaczego zdecydował się przerwać pocałunek. Coś po prostu kazało mu to zrobić. Czuł w kościach, że nie jest w porządku. Nie lubił, kiedy ludzie cokolwiek przed nim zatajali, choć przecież z drugiej strony nigdy nie przejmował się problemami innych. Jednym słowem był w kropce, ale zapewne później przyjdzie mu zastanawiać się nad swoim położeniem. Póki co po prostu działał. |
Lucyfer - 2012-05-28 21:51:23 |
Lu pewnie nazwałby go hipokrytą, gdyby tylko na głos wypowiedział, że nie lubił, kiedy coś przed nim zatajano. To ciekawe, że Max ze wszystkich ludzi na świecie zatajał przed Lucyferem pewnie najwięcej rzeczy. W końcu, gdyby ktoś zapytał go, co on o nim wie, odpowiedź byłaby dość krótka i mało wyczerpująca. Był pewien, że jest sporo rzeczy, którymi Max po prostu nie będzie chciał się z nim podzielić. |
Maxwell Davis - 2012-05-28 22:09:06 |
Max wciąż trzymał jego podbródek, nawet gdy Lu uciekł od kontaktu wzrokowego w najprostszy możliwy sposób, po prostu zaciskając powieki. Instynktownie położył mu drugą dłoń na policzku, jakby ten gest miał ułatwić mężczyźnie dalszą rozmowę. Davis słuchał, nie przerywając mu, chociaż to do niego niepodobne. Podświadomie wyczuwał, że nie warto ingerować, dopóki Lucyfer sam nie uzna, że powiedział już zbyt wiele. Wtedy chcąc nie chcąc Max będzie musiał go przycisnąć. Nienawidził niedopowiadanych zdań, ale do cholery, przecież przede wszystkim zależało mu na tym, żeby w jakiś sposób ulżyć Lincolnowi. Tak, to niesłychane, a jednak prawdziwe. Chyba po raz pierwszy w życiu niedźwiedź postanowił ingerować w problemy inne niż własne. Nie miał pojęcia co go do tego popchnęło, ale też nie zastanawiał się nad tym. Kiedy tak chłonął kolejne słowa partnera, powoli zaczynała w nim wzbierać wściekłość, która od tak dawna nie miała okazji ujrzeć światła dziennego. |
Lucyfer - 2012-05-28 22:17:04 |
Zacisnął usta w cienką kreskę, czując że po prostu nie da rady tego powiedzieć na głos. Nie Maxowi, do cholery. Przełknął głośno ślinę, biorąc jeszcze głębszy oddech niż poprzednio. Czy aby nie obiecał sobie, że mu powie? Czy nie przysiągł sobie, że choćby nie wiadomo jaki Max miał stosunek do niego, on miał być szczery i mówić mu, jeżeli coś będzie nie tak? Tylko czy to, co się stało dało się zakwalifikować pod "coś nie tak"? Nie, raczej nie. Co nie zmieniało faktu, że był obecnie w sytuacji bez wyjścia. Przecież nie zakończy teraz zdania, mówiąc, że porozmawiali i wyszedł. Maxwell nie był kretynem, nie uwierzyłby mu. Poza tym, na mało by się to zdało. W końcu Lu wiedziałby co się stało, że go okłamał, mimo że obiecywał sobie nigdy tego nie zrobić. Przesunął językiem po spierzchniętych wargach, czując dziwne szczypanie w oczach, którego nie czuł już od wielu lat. No pewnie, jeszcze tego mu brakowało. |
Maxwell Davis - 2012-05-28 23:02:26 |
Zrozumiał. W jaki inny sposób grupa mężczyzn mogłaby wykorzystać innego mężczyznę do tego stopnia, że ten nie byłby w stanie mówić o tym otwarcie. Zrozumiał aż za dobrze. Poczuł dziwne ukłucie w okolicach klatki piersiowej, coś, czego doświadczał bardzo rzadko i co za wszelką cenę starał się później wyrzucić ze swojej pamięci, zupełnie jak gdyby ta sytuacja nie miała w ogóle miejsca. Jak długo mógł się okłamywać. Cofnął dłonie. To co w nim wezbrało, porównywać można było do małej, prywatnej, wyniszczającej organizm wojny. Zeskoczył z blatu, obchodząc Lucyfera. Pochylił się nad stołem, kładąc na nim dłonie zaciśnięte w pięści. Oddychał ciężko, nieregularnymi haustami łapiąc powietrze. W końcu jednak zdecydował się przerwać tą zmowę milczenia. Nic więcej nie było mu potrzebne, poza jedną, najbardziej istotną rzeczą. |
Lucyfer - 2012-05-29 11:38:11 |
Czując jak Maxwell się cofa, Lucyfer poczuł coś na kształt rozczarowania. Chociaż z drugiej strony, czego mógł się spodziewać? Że Max przyciągnie go do swojej piersi, przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze? Nie, on taki nie był i Lucyfer byłby głupi, łudząc się o coś takiego. Pytanie brzmiało, czy on w ogóle czegoś takiego by chciał? Może gdzieś tam głęboko tak. Równie mocno pewnie chciałby, by Max zaśmiał się i obrócił to wszystko w żart, by nigdy więcej nie musieli do tego wracać. Ale on tego nie zrobił. Wstał i odszedł od niego. Chyba po raz pierwszy od tamtego zdarzenia Lucyfer poczuł się naprawdę brudny. Nerwowym gestem potarł swój kark, opierając się tyłkiem o blat kuchennego stołu. Przez chwilę chciał do niego podejść, ale w końcu zdecydował się, że lepiej będzie dla Maxa, kiedy da mu chwilę. Może on po prostu nie chce przez jakiś czas być blisko niego - zrozumie to. W końcu nie często dostaje się takie wieści. Westchnął, obserwując zachowanie Maxwella. Wyglądał, jakby się tym przejął, a z tego co wiedział Lu - Max przejmował się rzadko, a już na pewno sprawami, które nie dotyczyły jego własnego tyłka. No, może jeszcze tyłka Kate, ale do tego to on by się zapewne nie przyznał. Teraz jednak przejmował się Lincolnem. A przynajmniej takie miał wrażenie. |
Maxwell Davis - 2012-05-29 21:46:21 |
Podświadomie chciał go do siebie przygarnąć. Chciał po prostu złapać go w pasie, przyciągnąć i pocałować, głęboko, długo, natarczywie. Nie zrobił tego jednak. Wyczuwał w sobie jakąś blokadę, o nieznanym podłożu. Miał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Ni było i nie będzie. Przynajmniej dopóki nie zrobi porządku z pewnymi sprawami. Podjął już decyzję. Nie wyobrażał sobie, że mógłby teraz zrezygnować z interwencji. Lucyfer Lincoln. Jego facet. Jego Lucyfer. Wzbierała w nim wściekłość, a na samą myśl o tym czuł, że po plecach przebiegają zimne, nieprzyjemne ciarki. Coś łapało go za gardło, dusząc i szarpiąc uporczywie, dopóki ponownie nie zacisnął dłoni w pięści. Wtedy uczucie minęło. pozostała jedynie złość, a może nawet niemożliwa do opisania frustracja. Resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mu, że nie powinien iść tam teraz, gdy tak wezbrały w nim negatywne odczucia. Jak zwykle jednak zignorował to nieme przesłanie, zdając się na instynkt samozachowawczy, tak dobrze już wykształcony przez wszystkie te lata. Nawet Lucyfer nie byłby w stanie go teraz powstrzymać. Maxwell wyprostował się, rzucając mu pobieżne, suche i pozbawione przekazu spojrzenie. Potem przeszedł do salonu, złapał swoją koszulkę, wciąż poniewierającą się na ziemi i w pośpiechu wciągnął ją na tors. Przy drzwiach założył glany, nawet ich nie wiążąc. Nie odezwał się ani razu. Jedynie jego przyspieszony oddech pobrzmiewał cichym rytmem w pomieszczeniu. |
Lucyfer - 2012-05-29 21:55:21 |
Jego spojrzenie powędrowało za Maxem. Szedł. Zostawiał go. W głowie Lincolna tyle myśli próbowało zająć jego uwagę, ale nic tak naprawdę nie martwiło go tak bardzo jak fakt, że Maxwell właśnie wychodził. Nie odzywał się do niego. Mógł mu nie mówić. Mógł siedzieć cicho i udawać, że jest w porządku. I wtedy przyszła kolejna myśl, która przebiła się przez całą resztę, a co jeśli wyjdzie i nie wróci? Zacisnął powieki, nie mogąc nawet o tym myśleć. Czy była możliwość, że więcej nie zobaczą się przez to, że powiedział mu co się stało? A jeśli tak, to jak Lu to w ogóle zniesie? Przełknął głośno ślinę, odsuwając się od kuchennego blatu. Ruszył w kierunku mężczyzny powoli, jakby spodziewając się, że ten zaraz powie mu, żeby się nie zbliżał. Jakby mógł go zarazić. Upokorzeniem. Brudem. Już to zrobił. Pieprzył się z nim nic mu wcześniej nie mówiąc. Tylko czy to miało dla Maxa znaczenie? Lucyfer nie był w stanie go w tym momencie rozszyfrować. Widział tę złość, ale nie miał pojęcia czy zły był na niego czy ogólnie na całą tę sytuację. Musiał coś powiedzieć, cokolwiek, bo przez tę ciszę oszaleje. Czuł to. |
Maxwell Davis - 2012-05-29 22:15:09 |
Zgniótł w dłoni kartkę z adresem, tylko po to, by po chwili wygładzić ją odruchowo i schować do kieszeni spodni. Kiedy się wyprostował, jego twarz przypominała wyrytą w kamieniu, bezosobową maskę. Jedynie ostre jak zwykle rysy twarzy nadawały mu jakiś określony kształt. Nie chciał na niego patrzeć. Wiedział, że jeszcze jedno, choćby ukradkowe spojrzenie i będzie musiał przetrawić na nowo wszystkie te informacje. Potrzebował czasu, chwili wytchnienia, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę, że to jedynie złudne nadzieje. Lucyfer stał przecież tuż obok, najwyraźniej oczekując jakiejkolwiek reakcji. Wbrew sobie wzrokiem powrócił więc na jego twarz. Słowa mężczyzny dodatkowo wytrąciły go z równowagi. Davisowi nie chciało się wierzyć, że Jesus właśnie to powiedział. Że przeprosił go za coś takiego. |
Lucyfer - 2012-05-29 22:25:49 |
Przez chwilę miał wrażenie, że Maxwell wyjdzie bez słowa, że mimo zawahania na jego twarzy, nie obdarzy go nawet jednym spojrzeniem. A potem jednak pozwolił sobie na to jedno, jedyne spojrzenie, które wystarczyło Lucyferowi w pełni. Już wiedział, że wcale nie jest na niego zły. Czując jak silne ramiona chłopaka obejmują go w szczelnym uścisku, poczuł coś na kształt wdzięczności. Chociaż to jednak ulga, poczucie bezpieczeństwa przeważały. Tutaj nic nie mogło mu się stać, nikt nie mógł go skrzywdzić. Nigdy by nie pomyślał, że bezpieczeństwo będzie w jego życiu priorytetem. Położył dłoń na klatce piersiowej Davisa, zaciskając dłoń na materiale jego koszulki. |
Maxwell Davis - 2012-05-29 22:45:27 |
Sam Max utrzymywał się w nieodpartym wrażeniu, że to zrobi. Że będzie w stanie tak po prostu stamtąd wyjść, bez słowa, bez jakiegokolwiek gestu, czy zapewnienia, że przecież to nie Lucyfer jest obiektem jego napadów wściekłości. Kiedy przyszło co do czego, nie potrafił jednak zostawić go w takim stanie. Z jednej strony niewiele mógł zrobić, z drugiej jednak coś podpowiadało mu, że nareszcie przyszedł ten czas, w którym będzie mógł wykorzystać swoje mocne ramię w zupełnie inny sposób. Był podporą. Potrafił nią być. Niezależny, silny, nieugięty. I był tu dla niego. Dla Lucyfera Lincolna. Jedynej osoby, która mu pozostała. |
Lucyfer - 2012-05-29 22:55:48 |
Max był podporą, jakiej Lucyfer nie mógłby znaleźć u nikogo innego. Był tym facetem, jego facetem. Czy słowa kogokolwiek innego mogłyby mu pomóc? Był pewien, że nie. Do tego wrażenie, że Max nigdy nie kłamie, że nie oszukał go, że mówiąc... no tak, Maxwell nie powiedział, że Lu nie jest brudny i skażony, powiedział, że nie będzie tego słuchał. Szukanie jednak dziury w całym na pewno mu nie pomoże. Uniósł podbródek, kiedy Max go do tego przymusił i przytaknął na jego słowa, już się nie odzywając. I tak powiedział tego wieczora o wiele za dużo. Najpierw te wszystkie prośby o uczucia, potem to. A to przecież on był starszy, on powinien się nim opiekować, a nie na odwrót. A w tym momencie czuł się jak dzieciak pozbawiony wszystkiego i wszystkich. Z wyjątkiem Maxa. Podpory. Przytaknął słysząc, że przyjdzie wieczorem. Nawet uśmiechnął się delikatnie. Powinno być lepiej. Może uda im się porozmawiać o czymś mniej przygnębiającym. Potem jednak Max powiedział coś, co tylko go zaniepokoiło. Nie odezwał się. Maxwell był już prawie na dole. |