Maxwell Davis - 2012-05-13 22:05:38

Była trzecia po południu, może czwarta, albo coś w tych okolicach. Max nie potrafił jasno tego stwierdzić, bo nie nosił przy sobie zegarka, co zresztą tyczyło się również telefonu komórkowego. Czasami można było odnieść wrażenie, że czas dla niego nie istnieje, a przynajmniej nie odgrywa w jego życiu jakiejś większej roli.
  Zapukał tylko raz, choć zdecydowanie nie można tego było nazwać pukaniem. Po prostu walnął pięścią o framugę drzwi domu Lucyfera Lincolna. Nie widzieli się dobre dwa tygodnie (również za sprawą Davisa, który miał w tym czasie trochę spraw do załatwienia). Coś go roznosiło, gdy tak tam stał, czekając aż mężczyzna wreszcie mu otworzy. Napiął mięśnie, jak jakieś dzikie zwierzę, szykujące się do ataku. Jego potężna klatka piersiowa unosiła się i miarowo opadała. Był ciekaw jak Lu zareaguje na te kilka nowości, w postaci kolczyków, tuneli i znacznego zasobu tatuaży.

Lucyfer - 2012-05-13 22:18:23

Lucyfer wypił właśnie kolejny kieliszek Danielsa, kiedy usłyszał to pukanie. Serce podskoczyło mu prawie do gardła. Dwa tygodnie. Dwa! Prawdę mówiąc podejrzewał, że Max już się nie odezwie. Próbował się do niego dodzwonić, ale jak łatwo się domyślić po Maxwellowskim "braku poczucia czasu" ten go po prostu nie odbierał. Dał mu czas. Doszedł do wniosku, że przecież nie zostawiłby go tak bez żadnej wiadomości. To nie miałoby sensu. To nie byłoby w stylu Maxa. Od razu wstał z kanapy i ruszył w kierunku drzwi. Otworzył je i spojrzał na swojego niedźwiedzia, nie mogąc pohamować uśmiechu cisnącego mu się na twarz. Owszem, zauważył te zmiany, które naprawdę mu się podobały, ale nie to było dla niego teraz najważniejsze. Zapomniał o wszystkim, o czym myślał przez ostatnie dwa tygodnie i po prostu dał się porwać chwili. Przywarł do niego całym swoim ciałem, złączając ich usta w pocałunku. A pomiędzy nimi próbował opieprzyć go za to, że się do niego nie odzywał. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Zachowywał się może mało dojrzale, ale co mógł zrobić? Widział swojego faceta po tak długim czasie... Była to najdłuższa rozłąka jaką zaserwował mu David od kiedy byli razem.
-Max, ty skończony draniu... - warknął na niego, kiedy w końcu nacieszył się już jego ustami.

Maxwell Davis - 2012-05-13 22:33:20

Spodziewał się tego. Prawdę mówiąc rzucili się na siebie niemalże dokładnie w tym samym momencie, gdy tylko drzwi otwarły się na tyle szeroko, żeby nie ograniczać im swobody ruchów. Liczył na to, ale w równej mierze oczekiwał ciosu w twarz, gruntownie wymierzonego policzka, czy czegoś w tym rodzaju. Dwa tygodnie milczenia to jednak spory kawałek czasu, jakby nie patrzeć. Odwzajemnił pocałunek z równą zachłannością, pod koniec szarpnąwszy lekko zębami wargę mężczyzny. Słysząc jego słowa uśmiechnął się po swojemu, wrednie i złośliwie, ale ten grymas w sporej mierze był też podszyty jakimś obscenicznym gestem.
- Wiem, że to lubisz, Lincoln. - niemalże warknął, tym swoim wibrującym, głębokim barytonem, aż grdyka mu zadrżała. Położył spore dłonie na pośladkach mężczyzny, przysuwając go do siebie i sugestywnie ocierając się swoim kroczem o jego męskość.
Dwa tygodnie. Dwa cholerne tygodnie bez Lucyfera Lincolna...

Lucyfer - 2012-05-13 22:46:03

Westchnął cicho z przyjemności. Przez te dwa tygodnie usychał z braku jakiegokolwiek dotyku. Był wierny Maxowi. I choć ten w pierwszej i w sumie jedynej rozmowie o ich związku dał Lucyferowi tylko tydzień, Lu wytrzymywał o wiele dłużej. Spojrzał mu prosto w oczy, zatapiając się w nich całkowicie. Już prawie zapomniał o tym kolorze, którego magnetyzm był nie do opisania. Przesunął dłońmi wzdłuż klatki piersiowej swojego faceta, zatrzymując się dopiero na jego kroczu. Tam zacisnął mocno prawą dłoń. Lewą zaś powrócił do twarzy Maxa, by złapać nią za jego szczękę. Zmusił go, by ten wbił w niego wzrok.
-Jeżeli jeszcze raz zrobisz coś takiego... to obiecuje Ci, ty pierdolony egoisto, że Cię zabiję - powiedział, chociaż z każdym słowem mógł gniewać się na niego mniej. Wystarczyło spojrzeć na ten uśmiech, którym go właśnie obdarzył, by widzieć, że - mimo, że się do tego nie przyzna - on również tęsknił. Na swój pokrętny, Maxwellowski sposób.

Maxwell Davis - 2012-05-13 22:59:43

Zamruczał, z lubieżnością godną podziwu, czując jet mężczyzna sunie dłonią po jego klatce piersiowej. Syknął, gdy sprawne palce Lucyfera odnalazły czuły punkt na ciele. Spojrzał mu w oczy, bynajmniej nie przez to, że w jakiś sposób został do tego spojrzenia zmuszony. Najzwyczajniej w świecie miał ochotę bez końca napawać się widokiem Lincolna. Już niemalże zapomniał, że udało mu się poniekąd usidlić samego boga i diabła w jednej, asymetrycznej, a mimo to paradoksalnie jednolitej postaci.
- Groźby? - zamruczał, pochylając się nad uchem partnera, drażniąc jego płatek swoim gorącym oddechem. - Wolałbym rękoczyny... - dodał, pogłębiając ten typowy dla siebie, pełen złośliwości uśmiech.

Lucyfer - 2012-05-13 23:08:13

-Zamknij się - powiedział cicho, wpijając się ponownie w jego usta. Zamknął szybko drzwi, po czym wciągnął go do środka. Pociągnął go za sobą w stronę łóżka. Wielkie, wspaniałe, duże łoże, nieużywane do niczego innego poza snem w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Popchnął na nie Maxa, chociaż wiedział, że przecież gdyby ten chciał spokojnie, z łatwością pokonałby go w tej konkurencji i zmusił do posłuszeństwa. Był do tego zdolny. Póki jednak nic nie robił, Lucyferowi udało się usiąść na jego biodrach i pochylić się, by po raz złączyć ich usta w pocałunku. Westchnął w jego usta. Jedna z jego dłoni powróciła na miejsce na jego kroczu. Już prawie zapomniał jaki był ogromny, jak wielki ból sprawiało mu, gdy w niego wchodził...  Lucyfer cieszył się, że było już ciepło. Przez to Max nie miał na sobie zbyt dużo. Ściągnął jego koszulkę jednym ruchem i prawie zachłysnął się powietrzem, kiedy ujrzał jego nagi tors. Już zapomniał jaki był piękny. Jego Max... Jego Maxwell. Jego Davis. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za nim i zanim się obejrzał pocałunek w jakim były złączone ich usta przerodził się w coś głębszego. W pokaz tej tęsknoty, miłości i złości na jego faceta, za to, że nie odezwał się do niego słowem, dopuszczając by Lucyfer usychał z tęsknoty.

Maxwell Davis - 2012-05-13 23:32:17

Rozbawił go komentarz mężczyzny, ale nie dał tego po sobie poznać, bo uśmiech wciąż pozostawał na jego twarzy niezmienny i w równym stopniu irytująco szeroki. Pozwolił mu zaciągnąć się do sypialni, chociaż przez jeden, krótki moment miał ochotę stawić czynny opór. Zdecydował jednak, że da Lucyferowi pole do popisu, przynajmniej na te pierwsze kilka minut. Wiedzieli przecież doskonale, że i tak w pewnej chwili to Davis przejmie kontrolę. Nie potrafił długo powstrzymywać swojej natury dominatora. Gdy Lincoln usiadł na nim okrakiem, Niedźwiedź po raz kolejny zamruczał gardłowo, bardzo przyjemnie. Zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu tego dotyku, zapachu, widoku. Wszystkiego co związane choćby w najmniejszym stopniu z panem redaktorem naczelnym Timesa. Westchnął nisko, czując jak ten swobodnie poczyna sobie z jego męskością. Potem pozbawiony został koszulki, więc nie pozostawał bierny, bo po krótkiej chwili jego partner również prezentował się z nagim, umięśnionym torsem. Wpił się w usta mężczyzny z równą zachłannością, doskonale zdając sobie sprawę z ukrytych w tym geście emocji.
- Powiedz, Lincoln... - zaczął, przerywając kolejny pocałunek, przechylając nieznacznie głowę w zwierzęcym, lubieżnym geście. - Podobają ci się moje nowe dziary? - wymruczał, wybuchając po chwili krótkim, gardłowym śmiechem, podszytym nutą wibrującego tembru. Niespodziewanie oderwał plecy od materaca, tym samym zmniejszając dystans między nimi. Przesunął nosem wzdłuż linii grdyki Jesusa, znacząc skórę w tamtym miejscu swoim wilgotnym, gorącym językiem, zmuszając go tym samym do odchylenia głowy.

Lucyfer - 2012-05-14 14:16:54

Dobrze było mieć go przy sobie. Blisko. Czuć jego zapach, który już teraz porządnie mieszał mu w głowie. Widzieć go - ten uśmiech, te mięśnie, te oczy i usta. Wszystko, co mógł zobaczyć i dotknąć, wywoływało w nim całą masę sprzecznych ze sobą emocji. Z jednej strony chciał po prostu być blisko, może nawet się przytulić. Z drugiej jednak kompletnie nie mógł pozbyć się pragnienia czegoś więcej. W końcu, do kurwy nędzy, nic w jego życiu seksualnym nie działo się przez dwa tygodnie! Po jednym już ledwo mógł zachowywać się normalnie, a po dwóch? Był jak wariat. Jak narkoman przed, którym właśnie postawiono działkę. Nie mógł się powstrzymać. W końcu, ta jego działka była taka kusząca, ogromna i na pewno chciała go równie mocno, co on jego.
Przytaknął tylko, słysząc jego pytanie. Zaśmiał się chwilę później nie mogąc tego powtrzymać. Tak dawno nie śmiał się już w ten zwyczajny sposób, do którego tak często zmuszał go Max swoimi pytaniami i stwierdzeniami. Odchylił głowę do tyłu, przesuwając paznokciami wzdłuż jego ramion, by kolejno, położyć palce na davisowej piersi. Lucyfer marzył teraz, żeby składać na niej pocałunki, żeby poczuć pod palcami jego męskość. Bo w końcu spodnie, które wciąż mieli na sobie, odrobinę to wszystko psuły. Może dlatego Lincoln nie chciał już czekać? Odszukał jego rozporek, a po chwili i guzik, by odpiąć obie rzeczy, które zostały stworzone tylko po to, żeby przedłużać okres oczekiwania. Bokserki. To już tylko cienki materiał. Myśl, że tylko on dzieli Lucyfera od męskości Maxwella tylko jeszcze bardziej zamieszała mu w głowie.

Maxwell Davis - 2012-05-14 20:59:06

Męskość Maxa nie kłamała (jak zresztą zawsze). Był napalony, a członek prezentował się w pełnej krasie i okazałości, stojąc na baczność. Nie mogło być inaczej, nie w pobliżu kogoś takiego jak Lucyfer, który samymi tylko muśnięciami palców potrafił doprowadzić go do wzwodu, choć przecież w przypadku Davisa wcale nie było to łatwą sztuką, bo ciężko zadowolić takiego pieprzonego hedonistę jak on. Bokserki zaczęły go uwierać, zrobiło się w nich zdecydowanie zbyt mało miejsca. W pewnym momencie Maxwell uznał jednak, że ma już zdecydowanie dosyć tej bezczynności. Złapał partnera w pasie, przerzucając go na materac obok siebie stanowczym, nie pozbawionym brutalności gestem. Pochylił się nad nim.
- Wiesz, że znów cię przerżnę, prawda? - zamruczał mu do ucha, oblizując jego płatek końcówką języka. Oparł ciężar ciała na jednym, masywnym ramieniu, wolną dłonią sięgając rozporka spodni Jesusa. Był niecierpliwy, natarczywy, zachłanny. Chciał go już, teraz, natychmiast.

Lucyfer - 2012-05-14 21:06:21

Czując jak pod jego dotykiem męskość Maxwella rośnie w prawie że magiczny sposób, aż zadrżał. Już miał wsuwać rękę w te bokserki, już miał dobrać się do jego męskości, gdy poczuł jak Max staje się tym, kim potrafił być najlepiej, sobą. Mógł się domyślić, że zbyt długo nie pociągnie w takiej bezczynności. W końcu, do cholery, to był Davis, a on sobie nie odpuszczał, a już na pewno nie w takich sytuacjach. To był ich drugi raz na łóżku, o dziwo, wcale mu to nie przeszkadzało. Chodziło o to z kim, a nie gdzie. Słysząc słowa Maxwella, na jego ciele pojawiły się ciarki. Uwielbiał kiedy mówił do niego w ten sposób. Czuł się wtedy zupełnie inaczej niż ze wszystkimi facetami, z którymi kiedykolwiek się pieprzył. Po pierwsze Max mówił "znów", co przecież samo w sobie sugerowało, że nie będzie to ich pierwszy raz, co ważniejsze nie ostatni.
-Przerżniesz? - powtórzył po nim, wykręcając lekko głowę na bok. Uśmiechnął się do siebie, po czym przesunął językiem po jego policzku zahaczając o kącik ust. - Jak...?
[Ah, uwielbiam jak Maxio jest taki napalony *-* Wbij na pocztę, to powiem Ci coś, może ty mi pomożesz xd]

Maxwell Davis - 2012-05-14 21:50:43

- Porządnie. - udzielił dość jednoznaczniej odpowiedzi na zadane pytanie, po raz kolejny wybuchając krótkim, gardłowym śmiechem. Po chwili jednak uśmiech spełzł z jego ust, gdy stanowczym gestem odchylił żuchwę Lucyfera, bez uprzedzenia wgryzając się w skórę na jego karku. Metaliczny posmak krwi uderzył w jego zmysły, trącając najbardziej wrażliwe struny cholernego wielbiciela wszelakich dewiacji. Oblizał wargi. W tym samym czasie zdążył już zsunąć z niego spodnie, aż do kolan. Bokserki poszły na drugi ogień. Włożył kciuki pod materiał i pociągnął do siebie. Aż zamruczał, gdy męskość Jesusa zaprezentowała mu się w pełnej okazałości. Zapomniał niemalże o rozmiarach i niesamowitej prezencji sprzętu partnera. Swoim zwyczajem postanowił chwilę się z Lincolnem podrażnić, bo przesunął jedynie językiem wzdłuż całej długości penisa, leniwie, jakby z ociąganiem, przymrużając przy tym powieki.

[Maxio niemalże zawsze jest napalony. :D Zwłaszcza gdy w pobliżu znajduje się Lu.]

Lucyfer - 2012-05-14 22:00:49

Sama obecność Maxa sprawiała, że Lu był podniecony. Działał na niego lepiej niż Viagra, gdyby jej oczywiście potrzebował. A mając takiego Davisa przy sobie przez jeszcze długi, długi czas na pewno nie będzie musiał o niej myśleć. Czując zęby chłopaka na swoim karku wydał z siebie zduszony jęk. Dawno nikt go nie gryzł. Dwa tygodnie temu, jeżeli miałby sprecyzować. A teraz zrobił to bardzo porządnie, czyli tak jak miał wyglądać ich seks. O ile da się to wciąż nazwać seksem. Pewnie pieprzenie albo jebanie byłoby o wiele bardziej trafne. Odchylił głowę mocniej do tyłu, przygryzając dolną wargę, żeby nie wydać z siebie więcej kompromitujących dźwięków. Kiedy jednak Maxwell przesunął językiem po jego penisie nie mógł zahamować tego krótkiego sapnięcia. Nie potrafił sobie przypomnieć, ale czy to aby nie był pierwszy raz, kiedy usta Maxwella znajdowały się tak blisko męskości Lucyfera? Jeżeli nie, to wcale się nie dziwił, że tego nie pamiętał, teraz również był kompletnie zamroczony. A jeżeli tak, to do kurwy nędzy, czemu trwało to tak długo?!
-Max, szybciej... - Pośpieszył go. Chciał po prostu czuć go w sobie. Był już tak stęskniony za momentem, kiedy ich ciała są złączone!
[Dlatego to taki udany związek xD]

Maxwell Davis - 2012-05-14 23:50:42

Ten ponaglający ton mężczyzny wywołał na ustach Maxa kolejny, niezbyt przyjemny uśmiech.
- A może po prostu ci obciągnę, co ty na to, Lincoln? - mruknął, poszerzając jeszcze ów grymas. Rzecz jasna celowo się z nim droczył, choć jego własne ciało pragnęło już każdym najmniejszym mięśniem zasmakować ciała partnera w bardziej brutalny i jednoznaczny sposób. Davis uwielbiał jednak potęgować narastające napięcie i tym samym wzmagać podniecenie do granic wytrzymałości. Wtedy właśnie atakował, jak jakiś dziki, nieokrzesany furiat. Taki już był, cóż poradzić. Dla uwiarygodnienia własnych słów złożył na główce penisa głęboki, wilgotny pocałunek, obejmując nasadę swoją potężną dłonią.

Lucyfer - 2012-05-14 23:57:17

Słuchając jego słów o mało nie wybuchł. Spojrzał na niego wilkiem, krzyżując ręce na piersi.
-Pewnie, jasne - jęknął zrezygnowany. Był tak ogłupiony wszystkim co się działo, że kompletnie nie wyłapał sarkazmu w wypowiedzi Maxwella. Zbyt długo go nie widział, żeby teraz myśleć racjonalnie, a co dopiero coś więcej! - Tylko tego mi brakowało. Nie widziałem mojego faceta przez dwa bite tygodnie, a on mi do kurwy nędzy chce obciągać! - warknął wściekle, wbijając w niego wzrok. Zacisnął palce na ramionach Maxwella, próbując pociągnąć go ku górze. Jak tak dalej pójdzie Lucyfer mu przyłoży albo jeszcze lepiej pójdzie, zamknie się w łazience i sam zrobi sobie dobrze. Chociaż taka możliwość nieźle go przeraziła. Posłał Maxwellowi kolejne spojrzenie, które tylko co raz bardziej musiał go kompromitować. Gdyby tylko Lincoln wiedział jakiego idiotę robił z siebie w tym momencie pewnie zapadłby się pod ziemię. W sumie, wróciłby tam gdzie miejsce prawdziwego diabła.

Maxwell Davis - 2012-05-15 00:20:07

Uniósł jedną z brwi ku górze, przyglądając mu się z nieukrywaną ciekawością. No proszę. Takiego wybuchu się nie spodziewał. Był niemalże pewien, że Lu potraktuje jego zaczepkę w zwyczajowy sposób, czyli jako kolejną, złośliwą sugestię, z których Max przecież słynął. Chyba faktycznie mu go brakowało. Cholera, Davis, odkryłeś Amerykę... jasne, że brakowało.
- No patrz... a ja myślałem, że obciąganie to przywilej. - mruknął, prostując plecy. Zadarł lekko podbródek, a na jego twarzy pojawiła się kamienna maska, wyraz całkowitej powagi i niejakiej obojętności. Patrzył na niego z góry, niemalże miażdżąc wzrokiem.
- Skoro nie lubisz obciągania... - zaczął beznamiętnym, suchym głosem, łapiąc go w biodrach i brutalnym gestem przerzucając na brzuch, z niemalże dziecinną łatwością. - ...może to ci się spodoba. - warknął, wbijając palce w pośladki mężczyzny. Wszedł w niego z pomocą natarczywego, niesamowicie mocnego pchnięcia, bez uprzedzenia, bez zbędnej delikatności. Sapnął, czując jak bardzo jest ciasny. Czekał na to zbyt długo. Sam czuł się już zmęczony tymi podchodami. Kolanem rozszerzył mu nogi, a potem poruszył biodrami z niesamowitą stanowczością.

Lucyfer - 2012-05-15 00:28:45

Max. To był jego Max. Wydał z siebie głośny jęk, który musiał, tylko uświadomić panu dominatorowi, że nie było to delikatne ani trochę, co wiedział zapewne i bez tego, co nie zmieniało faktu, że mało używany tyłek Lincolna po prostu nie był na to przygotowany. Zacisnął palce na pościeli, automatycznie wypinając się bardziej w jego stronę. Mimo że wciąż nie był przyzwyczajony do ciała obcego (chociaż w sumie nie aż takiego obcego, jakby nie patrzeć), to zacisnął wewnętrzne mięśnie na męskości Davisa, chcąc dostarczyć mu jak najwięcej przyjemności.
Czy Maxwell był tak samo napalony na niego, jak było to w przypadku Lucyfera? Bo gdy ten otwierał oczy nic prawie nie widział. Był kompletnie zamroczony. Nawet jego oddech był tak dziki, jakby właśnie przebiegł maraton, a przecież dopiero zaczęli! On jednak nie może robić sobie takich długich przerw! Potem jest zbyt rozpalony i ma ochotę pieprzyć się, obciągać i najlepiej jeszcze być pieprzonym w tym samym czasie. A i to pewnie nie byłoby dla niego wystarczające. Samo to, że wiedział, że Max jest za nim, mieszało mu w głowie.
-Mocniej... - wychrypiał, choć tak naprawdę, pojęcia nie miał, czy przyjmie jeszcze mocniejsze pchnięcia, skoro już czuł jakby jego tyłek był polem bitwy. Bardzo przyjemnej bitwy, trzeba byłoby dodać...

Maxwell Davis - 2012-05-15 00:44:42

Poruszył biodrami po raz kolejny, w urywanych szarpnięciach. Oddech mu przyspieszył, krew zaczęła szumieć w uszach i krążyć z prędkością bolidu. Prawdę mówiąc zastanawiał się jakim cudem jego żyły wytrzymują całe to napięcie. Klatkę piersiową niemalże rozrywało dudnienie serca. Napiął wszystkie mięśnie i ścięgna, atakując ciało Lucyfera z jeszcze większą zapalczywością, zgodnie z poleceniem jakie partner mu wydał. Tylko podczas seksu Max skory był do spełniania podobnych zachcianek. Nie, to nawet nie to... Tylko podczas seksu z Lincolnem. Czując jak wewnętrzne mięśnie mężczyzny zaciskają się na jego męskości, jęknął nisko. Brutalnie wchodził i wychodził, rżnąc go, jak obiecał. Pod tym względem zawsze dotrzymywał słowa. Zawsze. W pewnym momencie zaserwował Jesusowi cios w prostatę. Pochylił się nad plecami partnera, podciągając jego biodra w górę. Dłonią objął szczelnie główkę penisa, poruszając nadgarstkiem, nasadą dłoni masując jądra. Nie miał w sobie za grosz delikatności, ale doskonale wiedział, że właśnie taki seks uwielbiają oboje.

Lucyfer - 2012-05-15 00:52:17

Lucyfer nie pozostawał bierny. Wypychał biodra, oddając każdy ruch Davisa, chcąc dostarczyć mu tyle samo przyjemności, co on dostarczał jemu. Wygiął plecy w łuk, sprawiając, że ułożył się, idealnie dopasowując do ciała mężczyzny nad sobą. Oparł się na łokciach, starając się oddychać normalnie, ale weź tu człowieku oddychaj normalnie, kiedy jesteś rżnięty przez niedźwiedzia! Właśnie. Mało realne. Teraz Lucyfer nie starał się nawet powstrzymywać jęków i sapnięć. Wydostawały się z jego gardła, jako aprobata dla Maxwella, przy okazji jedyny upust emocji na jaki było obecnie stać Lincolna. Ich seks zawsze taki był. Prawdziwy taniec zmysłów. Brutalność mieszała się z namiętnością, tworząc coś niezwykłego, czego Lucyfer nigdy nie będzie w stanie nazwać. Wiedział, że jeżeli Max będzie nadal rżnął go w ten sposób, stymulując jeszcze jego męskość to nie wytrzyma długo. W zasadzie czuł, że dojdzie dziś szybciej niż kiedykolwiek od samego początku, gdy tylko ujrzał swojego faceta w drzwiach mieszkania. Teraz jego przypuszczenia się tylko potwierdziły. Pomiędzy kolejnymi jękami, Lucyfer wypowiedział cicho i mało wyraźnie imię swojego kochanka, pozwalając by przeciągnęło się przez kilka sekund wraz z kolejnym jękiem.

Maxwell Davis - 2012-05-15 01:13:11

Davis też to czuł i doskonale zdawał sobie sprawę, że i on nie pociągnie długo. Nie przy tempie jakie narzucił i nie przy tym facecie. Był za bardzo podniecony. Wchodził w niego i wychodził z pomocą brutalnych ruchów bioder. W pewnym momencie wydał z siebie coś na kształt przeciągłego, niskiego jęku, a potem pochylił się jeszcze bardzie i przesunął gorącym językiem wzdłuż  linii karku mężczyzny, znacząc skórę swoim natarczywym, nierównym i nienaturalnie przyspieszonym oddechem. Przyspieszył też ruchy nadgarstka dłoni obejmującej szczelnie męskość Lincolna i rżnął, rżnął go z całych sił, aż pośladki Jesusa klaskały głośno o jego biodra i podbrzusze. Przygryzł wargę do krwi, szarpiąc zębami płatek jego ucha.
- Jęcz! - niemalże warknął, chwytając oddech urywanymi spazmami. Chciał go nie tylko czuć, ale i słyszeć.

[Lecę, bo już padam na twarz. Dobrej nocy. ;)]

Lucyfer - 2012-05-15 01:23:57

Rozwarł szerzej usta, przymykając oczy. Z jego ust wydał się kolejny jęk idealnie w momencie, kiedy Max tak naprawdę rozkazał mu to zrobić. Wyszło jak na zawołanie. Gdyby był to ktokolwiek inny, to poza faktem, że na pewno nie byłby na dole, to z pewnością nie słuchałby niczyich rozkazów. Z Maxwellem jednak był to pewien rodzaj harmonii między nimi. Obaj działali na siebie w sposób, który doprowadzał ich do istnego szaleństwa. Każde słowo, każdy jęk, każdy ruch i dotyk kumulowały przyjemność i przyspieszało to, do czego obaj zmierzali i to w ekspresowym tempie. Zacisnął mięśnie jak najmocniej na jego męskości, pozwalając by Davis robił z nim dosłownie wszystko na co miał ochotę. Znając jego, nawet gdyby mu nie pozwalał, ten i tak by to robił. Szumiało mu w głowie z taką siłą, że ledwo słyszał swoje własne myśli, a wszystko co się działo, było jak za magiczną kurtyną. Dopiero po chwili, kiedy był już naprawdę blisko spełnienia, poczuł, że to wszystko jest prawdziwe, że Max jest obok i po raz kolejny doprowadzi go do orgazmu.
Wydał z siebie zduszony jęk, wyginając plecy w większy łuk, kiedy to po jego ciele rozbiegły się ciarki i dreszcze jednocześnie. Doszedł, zaciskając ręce kurczowo na pościeli. Nie zaprzestał jednak ruchom bioder. Chciał, żeby i Max zapamiętał ten orgazm na długo... A przynajmniej do następnego razu.
[Biorąc pod uwagę, że czytasz to już pewnie następnego dnia, to DZIEŃ DOBRY BARDZO ;D]

Maxwell Davis - 2012-05-19 20:55:45

Zdawał się nie zwracać najmniejszej uwagi na fakt, że jego partner właśnie osiągnął swój punkt szczytowy, choć rzecz jasna były to jedynie pozory. Tak naprawdę uzyskał kolejny, niezwykle silny bodziec, który kazał mu pchnąć biodrami jeszcze brutalniej i bardziej stanowczo. Wykonał kilka ostatnich, niesamowicie chaotycznych ruchów, a chwilę później i on doszedł przy akompaniamencie przeciągłego, niskiego jęku. Skończył wewnątrz Lincolna. Mięśnie szarpały się w spazmach, gdy wyszedł z niego, opadając na materac tuż obok. Nadal nie panował nad urywanym oddechem, haustami chwytając zbawienne powietrze.
- Lincoln... - wychrypiał, ale urwał nagle, zdając sobie sprawę, że ta sytuacja nie wymaga przecież jakiegokolwiek komentarza. Masywna, potężna klatka piersiowa Maxa unosiła się i opadała opętańczo, gdy uniósł dłoń do ust, językiem pozbywając się ze skóry nasienia Lucyfera. Ten orgazm zapamiętają na długo. Był tego niemalże pewien.

Lucyfer - 2012-05-19 21:20:01

Bez względu na wszystko, Lucyfer czuł po prostu szczęście, że w końcu mógł być tak blisko Maxwella. To ich pieprzenie, pierwsze od naprawdę długiego czasu było mu nieźle potrzebne. Jego ciało wręcz usychało za dotykiem, a już na pewno za porządnym orgazmem, który Davis potrafił mu ofiarować i to bez najmniejszego problemu. Zdecydowanie było mu lepiej kiedy ten facet był blisko. Chociaż tęsknił nie tylko za jego ciałem. Tęsknił za tym zapachem. Tęsknił za uśmiechem. Tęsknił za głosem. I za tym jaki był w stosunku do  niego. Tęsknił także za Kate, choć wolał na razie nie wspominać o tym Maxowi, bo miał pewność, że ten tego nie zrozumie. Sam Lucyfer nie za bardzo łapał skąd wzięła się ta zażyłość między nim, a siostrą jego faceta. Teraz jednak mężczyzną targały inne sprzeczności i na pewno nie dotyczyły one Kate. Raczej miały bezpośredni związek z Maxwellem. Oparł głowę na łokciu, przewracając się na bok, tak żeby mógł na niego spojrzeć. Przez chwilę milczał, jakby szukając odpowiednich słów.
-Max, czy ty mnie chcesz? – zapytał w końcu, a kiedy zdał sobie sprawę jak głupio i niezrozumiale to zabrzmiało, automatycznie opadł na poduszki, wbijając wzrok w sufit. Musi jakoś z tego wybrnąć. – Chodzi o to, że… kiedy byłem wtedy u Ciebie, no wiesz – WTEDY – powiedziałeś, że będę tego żałował, no i że zwariowałem, ale chodzi mi o to, że była to w sumie tylko moja inicjatywa. Ty tak naprawdę nigdy nie powiedziałeś, że tego wszystkiego chcesz. I ostatnio, tak się zastanawiałem, czy czasem może nie jest tak, że robisz to tylko ze względu na mnie.
W tym momencie chciał po prostu usłyszeć jego śmiech i to jak mówi, że jest zbyt wielkim egoistą by robić cokolwiek dla kogoś innego. Chociaż z drugiej strony tlił się w nim strach, że może jednak zaraz usłyszy, że Max jest jednak młody, a to czas na podboje i przypadkowy seks, a nie poważny związek z panem redaktorem. A jeśli tak, to co powinien zrobić Lucyfer? Na razie nawet nie chciał o tym myśleć. Chciał być przy Maxwellu. Kurwa. No to nieźle sobie tym pytaniem przejebał. Powinien siedzieć cicho. Przede wszystkim, powinien siedzieć cicho. Już nigdy więcej nie powie niczego bez wcześniejszego tysięcznego przemyślenia tego. Czuł się idiotycznie.

Maxwell Davis - 2012-05-19 22:07:19

Leżał po prostu, przynajmniej chwilowo całkowicie wypruty z wszelakich myśli, powoli stabilizując oddech. Nie spodziewał się pytania tego typu, to jasne. Instynktownie jednak odebrał je jako zaczepkę na tle seksualnych uniesień. "Max, czy ty mnie chcesz?" Jak to... już, teraz? Znowu? Sekundę po tym orgazmie?. Dopiero po chwili dotarł do niego sens znaczenia tych słów, choć rzecz jasna Lucyfer musiał trochę mu w tym pomóc swoim pospiesznym wyjaśnieniem. Davis zmarszczył brwi w wyrazie niespodziewanej konsternacji. Przez moment zastanawiał się czy to przypadkiem nie jest jakiś głupi żart, lub po prostu zaczepka. Biorąc pod uwagę częstotliwość rzucanych przez siebie złośliwych uwag, mógł w końcu doczekać się jakiejś nieprzyjemnej riposty z ust Jesusa. To jednak nie brzmiało jak wyrzut, czy nawet uwaga podszyta jakąkolwiek dozą ironii, cynizmu. Cholera, on pyta poważnie... uświadomił sobie Max, jak zwykle wykazując się niesamowitą wręcz empatią, a raczej jej solidnym brakiem.
- Lucek... - zaczął tym swoim wibrującym barytonem, ale nagle zdał sobie sprawę, że to chyba nie najlepszy początek dla owej wypowiedzi. Westchnął więc ciężko, obracając się na bok i utkwił spojrzenie zimnych, stalowych oczu w jego twarzy. Wierzchem dłoni odgarnął z czoła mokre od potu włosy.
- Chcesz powiedzieć, że przez te dwa tygodnie nie miałeś nikogo? Że... - to niemalże nie chciało mu przejść przez gardło. - ...czekałeś na mnie? - słowa zabrzmiały dziwnie metalicznie, wręcz sztampowo.

Lucyfer - 2012-05-19 22:16:15

Nie wiedział co myśleć. Zamiast odpowiedzi uzyskał jednak pytanie, którego sam się nie spodziewał. Spojrzał na niego kątem oka, chcąc sprawdzić jaką ma minę, ale w końcu oderwał od niego wzrok. Przełknął dość głośno ślinę. Odpowiedź była w końcu banalna. Dla Lucyfera ich związek znaczył o wiele więcej niż mogłoby się wydawać.
-Nie miałem nikogo. I... tak, czekałem.
Było coś w tej wypowiedzi takiego, że wydał się sobie nagle strasznie żałosny. Wielki pan Lucyfer, redaktor New York Timesa, który zakochał się w prawie o połowę młodszym chłopaku, łudząc się że ten może czuć to samo. Odpuścił sobie innych mężczyzn, dla tego jednego, który leżał obok niego. Czy Max wiedział w ogóle jak bardzo było to różne od życia jakie prowadził do tej pory? Ludzie w klubach go znali. W sumie prawie każdy. Po prostu znali Lincolna, który był prawie że sławny z tych wszystkich swoich wyskoków i podbojów. Teraz jednak było inaczej. Max nie był kimś kogo Lucyfer chciał zaliczyć. Gdyby to było to, wystarczyłby mu raz. A jednak spotkali się już tyle razy i on, mimo że było to tak dziwnie nieprawdopodobne poczuł coś, co nigdy nie miało być mu dane. A teraz w środku cały drżał, wiedząc że Max kilkoma słowami mógłby tak naprawdę przekreślić wszystko, co było w nim człowiecze. Najgorsze było to, że nawet nie miałby mu za złe.

Maxwell Davis - 2012-05-19 22:28:08

Przez moment milczał, nie znajdując słów które byłyby wystarczające. Śmieszne, bo Maxwell Davis, gość, który zawsze miał na wszystko gotową odpowiedź, nie potrafił teraz sklecić kilku prostych zdań. Nie umiał, a może nie chciał. Chyba jakaś część jego podświadomości zdawała sobie sprawę, że potrafi wykazywać się jedynie czysto destruktywnymi zapędami i (co dziwne) po raz pierwszy ta myśl zaczęła mu ciążyć. Po raz kolejny westchnął ciężko, aż w płucach dał się słyszeć jakiś metaliczny podźwięk, mający najpewniej podłoże w głęboko pielęgnowanym statusie nałogowego palacza. Davis nie przypuszczał, że Lucyfer może traktować to wszystko aż tak poważnie. Zdawał sobie sprawę z uzależnienia jakim stał się za sprawą przypadku, ale z drugiej strony nie miał pojęcia, że jest to uzależnienie aż do tego stopnia głębokie.
- To jednym słowem spędziłeś te bite dwa tygodnie w co najmniej chujowej atmosferze. Chociaż w sumie, nie wiem czy "chujowa" to w tym wypadku odpowiednie słowo. To był raczej brak chujowej atmosfery.- odpowiedział wymijająco, a potem zakamuflował wszystko jednym z gamy swoich nieco złośliwych, zaczepnych uśmiechów. Jeśli cię to jakoś pocieszy, sam nie miałem nawet czasu myśleć o seksie. Nie, myślałem o nim, cały czas, non stop. Ale nie było jak. Nie było kiedy.

Lucyfer - 2012-05-19 22:34:39

Dla Lucyfera najśmieszniejszy, a może najtragiczniejszy był fakt, że dla niego nie chodziło tylko o seks. Oczywiście było to coś wspaniałego, z czego nie potrafiłby zrezygnować, ale przecież nie chciał być z tym chłopakiem, tylko dlatego, że potrafi go nieźle przerżnąć. Gdyby to było tylko to, nie zakochałby się. A już na pewno nie wyznałby mu swoich uczuć. Teraz jednak Lu zaczynał podejrzewać, że Maxwellowi może chodzić jednak tylko o seks. A jeżeli tak to co mogą zrobić.
-Po prostu mi powiedz, ok? - powiedział już odrobinę zniecierpliwiony. Obojętnie jaka byłaby odpowiedź, chciał ją po prostu poznać. Chciał wiedzieć na czym stoi. Bo jeśli nie miał na czym stać, to chociaż chciał o tym wiedzieć. Chyba miał do tego prawo?
W głowie pojawiło mu się kolejne pytanie. Gdzie był Max? Nie pytał go o to wcześniej, bo w sumie nie było nawet kiedy, ale skoro teraz rozmawiali, to przecież mógł mu to powiedzieć, prawda? O to miał zamiar jednak zapytać dopiero później. Na razie zbyt ważną kwestią było dla niego dowiedzenie się tego, co czuje... o ile czuje, Max. W głowie miał kompletny mętlik. Mimo to zmusił się, by na niego spojrzeć. I to prosto w oczy. Chciał w nie patrzeć, kiedy będzie słuchał jego odpowiedzi.

Maxwell Davis - 2012-05-19 22:46:05

- Lincoln... jestem tu. - mruknął nagle, nie uciekając wzrokiem, hardo wytrzymując to spojrzenie, choć nie jeden zmiękłby pod jego ciężarem. Lucyfer Lincoln od zawsze krył w sobie osobliwe, niezmierzone pokłady władczości i pewności siebie. Tylko gruba, pancerna skorupa chroniła Maxa przed podobnymi atakami. Nauczył się ignorować tego typu rzeczy. Reagował instynktownie. - Czy to za mało, do cholery? - dodał, ale jakoś tak bezdźwięcznie. To pytanie nie wymagało nawet odpowiedzi, bo należało do kategorii tych czysto retorycznych. Davis nie potrafił rozmawiać na podobne tematy, po prostu nie umiał. Usłyszeć od niego zwyczajne "lubię cię" to już o niebo więcej, niż w przypadku żarliwych, rozczulających wyznań które zazwyczaj ofiarowali sobie potencjalni partnerzy. - Jestem tu. Kręcę się w kółko obok ciebie, jak jakiś bezpański kundel szukający budy. - mruknął, układając się na plecach. - Tylko kurwa nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Po co.

Lucyfer - 2012-05-19 22:54:14

Dla niego wyglądało to trochę inaczej. To on czuł się jakby latał za Maxwellem. To on zawsze był tym, który za dużo mówił o tym, co czuł, co myślał. To on zaprzyjaźnił się z jego siostrą. Przez jakiś czas miał świadomość, a może raczej nadzieję, że jest ktoś, komu jest potrzebny. Tylko, że potem się zakochał. Czy w sytuacji, takiej jak ta, Lucyfer miał prawo wymuszać na Maxwellu odpowiedzi? Oczywiście, że nie. On po prostu raz, chciałby wiedzieć, co i jak. Jeden jedyny raz usłyszeć to na głos. Gdyby tak się stało, nigdy więcej by o to nie prosił. Teraz jednak wiedział, że z Maxem to niemożliwe. On nie był kimś, kto prostu z mostu mógłby nagle powiedzieć mu cokolwiek, co wiązałoby się z uczuciami. Czy to nie właśnie ze względu na ten charakter Lucyfer w ogóle się starał? Zakochał się w takim Maxwellu. Właśnie takim. Żadnym innym. A gdyby zaczął go zmieniać, nie byłby już go warty. A przynajmniej takie miał wrażenie. Teraz, kiedy tak na niego patrzył, poczuł coś w rodzaju smutku. Chociaż smutny przecież nie był.
-Chodzi o to, że jeżeli to wszystko dla ciebie nie jest, takie jakie jest dla mnie, to... to wtedy Cię ograniczam. Masz osiemnaście lat, do kurwy. Powiedz mi tylko czego chcesz, dobrze? Prosto w twarz powiedz mi czego ode mnie chcesz, od życia, od innych. Chcę wiedzieć.

Maxwell Davis - 2012-05-19 23:05:08

Zdążył całkowicie ustabilizować już oddech, do tego stopnia, że trwał teraz w niemalże całkowitym bezruchu. Tylko powolne, miarowe ruchy masywnej klatki piersiowej stanowiły niezbity dowód na to, że w ogóle żyje i że w gruncie rzeczy ma się dobrze. Nagle poczuł się jednak dziwnie. Wydało mu się, że niesamowicie groteskowo musi wyglądać tak po prostu leżąc, ze spodniami opuszczonymi niemalże do połowy ud. Podciągnął więc gacie na tyłek, siadając na brzegu materaca, odwracając się plecami do Lucyfera. Z kieszeni wyjął niesamowicie pomiętą i mocno już nadużytą fajkę, którą umieścił sobie w zębach, siłując się chwile z rozporkiem.
- Lucyfer. Od kiedy to bawisz się w moją cholerną matkę, niańkę, udajesz mojego starego? A nie, czekaj... - zwrócił twarz i tors w jego kierunku, a emocje malujące się w oczach nie stanowiły zapowiedzi niczego przyjemnego. - ...robisz to od zawsze. Odkąd pamiętam. Do kurwy, tak bardzo utożsamiłeś się już ze swoim drugim imieniem, że musisz zgrywać cholernego mesjasza? Gdzie ten pieprzony diabeł, Lincoln? - warknął mu prosto w twarz.

Lucyfer - 2012-05-19 23:13:32

-Tak myślałem - powiedział cicho, wstając z łóżka. Trząsł się cały i nie mógł opanować tego drżenia. Jego ciało, jakby odmawiało posłuszeństwa. Ruszył w kierunku łazienki. Odwrócił się na pięcie i zamknął za sobą drzwi. Nie na klucz, nawet nie posiadał tam zamka. W końcu nie przyjmował gości, którzy wchodziliby mu do łazienki. Wszedł pod prysznic i pozwolił, by gorąca woda przejęła kontrolę nad jego ciałem. Drżenie powoli ustawało. Stał tak z zamkniętymi oczami, zdając sobie sprawę, że to wszystko jest tylko i wyłącznie jego pieprzoną winą. To on chciał Maxa tak bardzo, że wyznał mu co czuje, a potem uwierzył, że w jego życiu może być wszystko całkiem na miejscu. Maxwell uważał, że bawi się w Boga? Cóż, mylił się. On po prostu chciał być jego facetem, w każdym tego słowa znaczeniu. Nie tylko mężczyzną, którego można pieprzyć od czasu do czasu, który rzuci mu się w ramiona z tęsknoty. Nie. Chodziło o coś więcej. O te ukradkowe spojrzenia, o uśmiechy, o rozmowy. O rozmowy, których nie potrafili przeprowadzać. Jakie to miało jednak znaczenie? Podejrzewał, że kiedy wyjdzie z łazienki Maxa już nie będzie. Podejrzewał też, że już nigdy więcej nie zapuka do tych drzwi. I, niestety, ta świadomość cholernie go bolała, bo - jak najprawdziwszy idiota, przed którym sam zawsze się przestrzegał - pokochał. On przecież nie chciał go zbawiać. Wcale nie o to chodziło! Tylko teraz nie miało to raczej żadnego znaczenia. Czuł się dziwnie. Smutny, rozczarowany, ale przede wszystkim samotny.

Maxwell Davis - 2012-05-19 23:26:40

Nie zareagował w jakikolwiek sposób na kolejne słowa mężczyzny. Pozwolił mu wstać, a potem, gdy już drzwi łazienki zatrzasnęły się za Lucyferem na dobre, Maxwell nabrał powietrza w płuca, starając się utrzymać je w nich przez jak najdłuższą czas. Pod koniec niemalże zrobiło mu się ciemno przed oczyma, więc zachłysnął się kolejnym haustem, na moment kładąc papierosa na blacie pobliskiej szafki. Sięgnął do tylnej kieszeni na swoich spodniach, wyciągając stamtąd niewielki woreczek. To była dosłownie chwila i kolejny, bezproduktywny impuls. Kilkanaście minut później ocierał już nos grzbietem dłoni, tępym spojrzeniem wpatrując się w przeciwległą ścianę. Usiadł na blacie w kuchni, powoli dopalając swojego mizernego papierosa, zaciągając się nim jak najgłębiej, jak najmocniej. Czuł się cholernie paskudnie, ale nie potrafił jasno odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego tak jest. Powinien to zignorować. Przecież zawsze ignorował. Lucyfer, ty cholerny, pieprzony diable... gdybyś tylko wiedział...

Lucyfer - 2012-05-19 23:41:46

W końcu, kiedy emocje całkowicie opadły, a przynajmniej tak mu się wydawało, wyszedł spod prysznica. Wytarł się cały, zaczesując tylko włosy do tyłu. Wsunął na siebie bokserki, a potem jeansy, które zawsze jakimś cudem były w łazience, jakby specjalnie czekały na taki moment. Robił to wszystko całkowicie automatycznie, bo jego myśli były z chłopakiem za drzwiami. O ile w ogóle jeszcze tam był. Wyszedł z łazienki i najpierw spostrzegł, że jego łóżko jest puste i na jego twarzy ukazało się coś w rodzaju bólu zmieszanego z rozczarowaniem. A przecież wiedział, że pójdzie... Dopiero kiedy spostrzegł Maxa w kuchennej części mieszkania, dotarło do niego, że może trochę przesadził. Podszedł do niego powoli, kładąc ręce po obu stronach jego nóg. Uniósł głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Max wydał mu się nieobecny, a do głowy przyszedł mu tylko jeden powód. Brał. Nie był jednak ani jego matką, ani ojcem, ani tym bardziej mesjaszem. Nie powinien go osądzać. Nie powinien mu zakazywać. Ściągnął usta, szukając jakichkolwiek słów, które byłyby odpowiednie.
-Zapomnij o tym.
No naprawdę, bardzo odpowiednie. To nic, że nie miał pojęcia w jaki sposób traktuje go ten chłopak. To, że on nie miał nikogo innego, że traktował ich relację jak prawdziwy związek nie oznaczało, że chłopak tak robił. Nie musiał. Do niczego się nie zobowiązywał. Lucyfer chciał po prostu wiedzieć... Ale będzie musiał jakoś dać radę bez tego.
Spuścił wzrok na jego klatkę piersiową, by po chwili po prostu ciężko westchnąć.

Maxwell Davis - 2012-05-19 23:56:34

Odczekał spokojnie, aż do momentu w którym Lucyfer przystanął przed nim, kładąc dłonie po obu jego bokach. Źrenice Maxa były niemalże nienaturalnie rozszerzone. Prawie niedostrzegalne pod nimi tęczówki zatraciły gdzieś swoją naturalną, stalową barwę. Teraz wydawały się wyblakłe, po prostu szare, bez dodatkowych odcieni. Davis pokręcił nieznacznie głową, z niejakim niedowierzaniem. Zgasił papierosa o blat stołu, pstryknąwszy w niego lekko, w efekcie czego udało mu się trafić niedopałkiem prosto do zlewu.
- To twój sposób na życie, Licnoln? Pierdolisz głupoty, a potem każesz ludziom zapominać? - upewnił się swoim mrukliwym głosem, przyglądając mu się na tyle uważnie, na ile pozwalało mu na to działanie narkotyku, którym bardzo subtelnie się nafaszerował. Westchnął ciężko, mrużąc brwi, co jeszcze bardziej upodobniło go do jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Przy tym grymasie rysy twarzy Davisa sporo zyskały na ostrości.
- Podoba mi się... - mruknął. - Problem w tym, że wszystko mi się w tobie podoba, a to męczące. Cholernie męczące. - dodał, bez uprzedzenia kładąc mu dłonie na policzkach i przyciągając go do siebie stanowczym, nie pozbawionym brutalności, a mimo to dziwnie spokojnym gestem. Szybko odnalazł usta mężczyzny i wpił się w nie zachłannie, drażniąc językiem podniebienie partnera. W trakcie tego natarczywego pocałunku uśmiechnął się mimowolnie. Po swojemu. Drapieżnie.

Lucyfer - 2012-05-20 00:07:03

Lucyfer jednak nie wiedział nawet czy mówi to Max czy narkotyki. Pozwolił mu jednak się pocałować. Odpowiedział na to dosć brutalnie, tak jak to obaj lubili. Ich języki złączyły się w dzikim, wręcz agresywnym tańcu, którego żaden nie zamierzał przestać. Lucyfer oderwał się od niego dopiero, kiedy poczuł, że brakuje mu powietrza.
-A mam inne wyjście? Skoro nie powiesz mi tego, co chcę usłyszeć, muszę po prostu to zostawić w spokoju... - powiedział, patrząc mu w oczy. Chciałby kiedyś wrócić do domu i zastać Maxwella tutaj, tak po prostu. Nie byłoby w tym żadnego podtekstu. I wcale nie chodziłoby o seks. Rozmawialiby, może nawet o głupotach, a potem zjedli coś dobrego. Max pośmiałby się trochę z Lu, uważając że robi się uczuciowy i jego wewnętrzny "diabeł" gdzieś zanika. Teraz jednak w głowie Lu pojawiała się wciąż jedna i ta sama myśl. "Czy on tak naprawdę chce ze mną być?". Już na wet nie chodziło o fakt, że mu się podoba. Chodziło o dzielenie ze sobą życia. Może nie całego, bo nawet Lucyfer nie był takim optymistą, żeby wierzyć w cuda, ale tę najbliższą przyszłość. Maxwell wcale o tym nie myślał. A jeżeli tak, nie dawał tego po sobie poznać. Dlatego też Lucyfer musiał sobie obiecać. Nigdy więcej nie wyjdzie z inicjatywą, nigdy więcej nie wymusi na nim nic, co miałoby związek z uczuciami. Poczeka. Nawet jeżeli będzie czekał tylko na to, żeby usłeszeć, że jest młody i nie chce związku. Przynajmniej byłoby to coś szczerego. I konkretnego. A tego właśnie było mu trzeba.

Maxwell Davis - 2012-05-28 21:05:19

Max widział to wszystko nieco inaczej. On nawet nie starał się analizować dogłębnie sytuacji, w której obecnie się znajdował. Liczyło się tylko to, że było mu dobrze i że wciąż mógł mieć przy sobie Lucyfera Lincolna. W sumie trudno było mu się dziwić. Dopiero co skończył te swoje osiemnaście lat i choć życie zaserwowało mu w pewnym momencie sporego kopa w tyłek, wciąż był jeszcze szczeniakiem. Powoli jednak zaczynało chyba docierać do niego, że nie może wiecznie trwać w martwej strefie i że prędzej czy później będzie musiał się ukierunkować. Póki co jednak w nosie miał to wszystko i żył chwilą, jak zawsze.
- Za szybko się poddajesz, Lincoln. - wymruczał, trącając nosem jego nos. Złożył na odsłoniętym karku mężczyzny gorący, wilgotny pocałunek, a potem cofnął twarz, nawiązując z nim kontakt wzrokowy.
- Ej... - przechylił nieznacznie głowę. Coś mu nie pasowało. - ...co jest? - zmarszczył nieznacznie brwi, nadal przyglądając mu się uważnie.

Lucyfer - 2012-05-28 21:18:14

Trudno byłoby ukryć fakt, że między nimi naprawdę była spora różnica wieku. Mimo wszystko dwanaście lat to dwie trzecie całego życia Maxwella. Nie mógł mu niczego narzucać. On w jego wieku nawet nie pomyślałby o związku, o niczym stałym. To dopiero byłoby śmieszne! Marnować swoje najlepsze lata, żeby z kimś być? Niezłe, naprawdę niezłe. Teraz jednak miał lat trzydzieści i wszystko wyglądało trochę inaczej.
Nie skomentował słów Maxwella, choć na usta już cisnęło mu się coś w stylu, że przy nim nie da się nie poddać. Max potrafił wywierać presję i naciskać w sposób, jaki nikt inny tego nie potrafił. Tak samo było z kończeniem tematu. Lu nie był w stanie ciągnąć czegoś, czego chłopak ciągnąć nie chciał. Kiedy jednak usłyszał jego pytanie, wpatrując się w jego oczy, o mało nie odwrócił spojrzenia. W końcu nie powiedział mu jeszcze wszystkiego. Chciał szczerości, a sam ukrywał przed nim coś, co powinien powiedzieć mu na samym wstępie. Ale jak? To było zbyt żenujące, zbyt krępujące. Nie chciał.
Położył dłoń na jego udzie, zadzierając podbródek, by go pocałować. Mimowolnie uśmiechnął się, czując jego usta na swoich.
-Nic, o czym musielibyśmy rozmawiać w tej chwili. Mamy jeszcze sporo czasu.

Maxwell Davis - 2012-05-28 21:35:04

Wbrew sobie Maxwell cofnął twarz, tym samym odrywając się niemalże natychmiast od ust Lucyfera. Zareagował instynktownie i nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie dlaczego zdecydował się przerwać pocałunek. Coś po prostu kazało mu to zrobić. Czuł w kościach, że nie jest w porządku. Nie lubił, kiedy ludzie cokolwiek przed nim zatajali, choć przecież z drugiej strony nigdy nie przejmował się problemami innych. Jednym słowem był w kropce, ale zapewne później przyjdzie mu zastanawiać się nad swoim położeniem. Póki co po prostu działał.
- Lu. - złapał jego podbródek, chcąc mieć pewność, że mężczyzna nagle nie ucieknie wzrokiem. - Do cholery, możesz robić w konia swoich przełożonych, ale nie mnie. Czasu mamy sporo, więc mów. - wymruczał, mimo wszystko nie mogąc powstrzymać się od przesunięcia dłonią po jego klatce piersiowej.

Lucyfer - 2012-05-28 21:51:23

Lu pewnie nazwałby go hipokrytą, gdyby tylko na głos wypowiedział, że nie lubił, kiedy coś przed nim zatajano. To ciekawe, że Max ze wszystkich ludzi na świecie zatajał przed Lucyferem pewnie najwięcej rzeczy. W końcu, gdyby ktoś zapytał go, co on o nim wie, odpowiedź byłaby dość krótka i mało wyczerpująca. Był pewien, że jest sporo rzeczy, którymi Max po prostu nie będzie chciał się z nim podzielić.
Co się tyczyło samego Lucyfera... pozycja w jakiej się znajdował w żaden sposób nie ułatwiała mu uciekania od problemu. Jak miał przedłużyć maxwellową niewiedzę, skoro on nie dawał mu w ogóle takiej możliwości? I skąd do cholery w ogóle wiedział, że coś jest nie tak? Czy naprawdę go znał? Zobaczył to na jego twarzy? Nie, na pewno nie... Mimo to innego wytłumaczenia nie było.
Rzeczywiście, Lucyfer chciał oderwać wzrok, bo byłoby mu łatwiej mówić o tym wszystkim nie patrząc na niego. Dlatego mimo, że Max trzymał go teraz, Lu spróbował się wyrwać. No tak, jak się domyślał nie był wystarczająco silny. Mimo to zacisnął powieki, nabierając powietrza do płuc, jakby sądził, że doda mu to otuchy. To Max, jego facet, tak? Chyba nie zostawi go dlatego, że ktoś... Z drugiej strony czemu miałby być z kimś, kto przeżył takie upokorzenie? Zaraz miał się o tym przekonać.
-Kiedyś poznałem takiego chłopaka, który się koło mnie kręcił, James... poznałeś go - zaczął, w końcu otwierając oczy. Wpatrywał się w Maxa. No skoro już to mówił, to mówił. Bez żadnych udogodnień. - Chciałem mu pomóc, żeby nie musiał mieć problemów ze swoim alfonsem, czy kim tam ten facet był, więc poszedłem do jego biura, żeby zdobyć jakieś dowody dla sądu, a wtedy...
Głos mu się załamał. Wciąż patrząc na Maxa, po prostu pokręcił głowa, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa na to, co się zdarzyło.

Maxwell Davis - 2012-05-28 22:09:06

Max wciąż trzymał jego podbródek, nawet gdy Lu uciekł od kontaktu wzrokowego w najprostszy możliwy sposób, po prostu zaciskając powieki. Instynktownie położył mu drugą dłoń na policzku, jakby ten gest miał ułatwić mężczyźnie dalszą rozmowę. Davis słuchał, nie przerywając mu, chociaż to do niego niepodobne. Podświadomie wyczuwał, że nie warto ingerować, dopóki Lucyfer sam nie uzna, że powiedział już zbyt wiele. Wtedy chcąc nie chcąc Max będzie musiał go przycisnąć. Nienawidził niedopowiadanych zdań, ale do cholery, przecież przede wszystkim zależało mu na tym, żeby w jakiś sposób ulżyć Lincolnowi. Tak, to niesłychane, a jednak prawdziwe. Chyba po raz pierwszy w życiu niedźwiedź postanowił ingerować w problemy inne niż własne. Nie miał pojęcia co go do tego popchnęło, ale też nie zastanawiał się nad tym. Kiedy tak chłonął kolejne słowa partnera, powoli zaczynała w nim wzbierać wściekłość, która od tak dawna nie miała okazji ujrzeć światła dziennego.
- A wtedy? - wtrącił mu się w wypowiedź, nadal nie spuszczając z jego twarzy uważnego spojrzenia zimnych, stalowych oczu. - Co się wtedy stało? - starał się panować nad głosem, ale mimo tych wysiłków jego ton i tak przypominał ostrze, przecinające powietrze z łatwością noża wchodzącego w masło.

Lucyfer - 2012-05-28 22:17:04

Zacisnął usta w cienką kreskę, czując że po prostu nie da rady tego powiedzieć na głos. Nie Maxowi, do cholery. Przełknął głośno ślinę, biorąc jeszcze głębszy oddech niż poprzednio. Czy aby nie obiecał sobie, że mu powie? Czy nie przysiągł sobie, że choćby nie wiadomo jaki Max miał stosunek do niego, on miał być szczery i mówić mu, jeżeli coś będzie nie tak? Tylko czy to, co się stało dało się zakwalifikować pod "coś nie tak"? Nie, raczej nie. Co nie zmieniało faktu, że był obecnie w sytuacji bez wyjścia. Przecież nie zakończy teraz zdania, mówiąc, że porozmawiali i wyszedł. Maxwell nie był kretynem, nie uwierzyłby mu. Poza tym, na mało by się to zdało. W końcu Lu wiedziałby co się stało, że go okłamał, mimo że obiecywał sobie nigdy tego nie zrobić. Przesunął językiem po spierzchniętych wargach, czując dziwne szczypanie w oczach, którego nie czuł już od wielu lat. No pewnie, jeszcze tego mu brakowało.
-Oni mnie wykorzystali, Max - powiedział, mając nadzieję, że zrozumie. Byle tylko nie kazał mu mówić tego jednego słowa, byle po prostu zrozumiał...

Maxwell Davis - 2012-05-28 23:02:26

Zrozumiał. W jaki inny sposób grupa mężczyzn mogłaby wykorzystać innego mężczyznę do tego stopnia, że ten nie byłby w stanie mówić o tym otwarcie. Zrozumiał aż za dobrze. Poczuł dziwne ukłucie w okolicach klatki piersiowej, coś, czego doświadczał bardzo rzadko i co za wszelką cenę starał się później wyrzucić ze swojej pamięci, zupełnie jak gdyby ta sytuacja nie miała w ogóle miejsca. Jak długo mógł się okłamywać. Cofnął dłonie. To co w nim wezbrało, porównywać można było do małej, prywatnej, wyniszczającej organizm wojny. Zeskoczył z blatu, obchodząc Lucyfera. Pochylił się nad stołem, kładąc na nim dłonie zaciśnięte w pięści. Oddychał ciężko, nieregularnymi haustami łapiąc powietrze. W końcu jednak zdecydował się przerwać tą zmowę milczenia. Nic więcej nie było mu potrzebne, poza jedną, najbardziej istotną rzeczą.
- Podaj mi adres Jamesa. - to nie była prośba. To był jawny, niemalże lodowaty i pozbawiony wszelakich skrupułów nakaz.

Lucyfer - 2012-05-29 11:38:11

Czując jak Maxwell się cofa, Lucyfer poczuł coś na kształt rozczarowania. Chociaż z drugiej strony, czego mógł się spodziewać? Że Max przyciągnie go do swojej piersi, przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze? Nie, on taki nie był i Lucyfer byłby głupi, łudząc się o coś takiego. Pytanie brzmiało, czy on w ogóle czegoś takiego by chciał? Może gdzieś tam głęboko tak. Równie mocno pewnie chciałby, by Max zaśmiał się i obrócił to wszystko w żart, by nigdy więcej nie musieli do tego wracać. Ale on tego nie zrobił. Wstał i odszedł od niego. Chyba po raz pierwszy od tamtego zdarzenia Lucyfer poczuł się naprawdę brudny. Nerwowym gestem potarł swój kark, opierając się tyłkiem o blat kuchennego stołu. Przez chwilę chciał do niego podejść, ale w końcu zdecydował się, że lepiej będzie dla Maxa, kiedy da mu chwilę. Może on po prostu nie chce przez jakiś czas być blisko niego - zrozumie to. W końcu nie często dostaje się takie wieści. Westchnął, obserwując zachowanie Maxwella. Wyglądał, jakby się tym przejął, a z tego co wiedział Lu - Max przejmował się rzadko, a już na pewno sprawami, które nie dotyczyły jego własnego tyłka. No, może jeszcze tyłka Kate, ale do tego to on by się zapewne nie przyznał. Teraz jednak przejmował się Lincolnem. A przynajmniej takie miał wrażenie.
Adres Jamesa. Lucyfer nie chciał mu go dawać. I wcale nie dlatego, że Max mógłby coś temu chłopakowi zrobić, bo Lucyfer już naprawdę miał go dość. Doszedł po prostu do wniosku, że to jego wina. To on wpakował się tam, grając wielkiego, pierdolonego bohatera. Nikt mu nie kazał. Nikt nie mówił "Lucyferze, ratuj mnie!". Nie, to jego chore ambicje, przerośnięte ego, które powiedziały mu, że jeżeli ktoś ma coś zrobić w tej sprawie, to tylko Lucyfer Lincoln. I mimo że patrzenie na Jamesa przypominało mu o tym wszystkim, to przecież nie mógł go za to obwiniać. A szkoda. Dobrze byłoby mieć kozła ofiarnego.
-To nie jego wina, Max - powiedział, wpatrując się w jego plecy. Mimo to i tak go posłuchał. Podszedł do swojego biurka, by wziąć z niego kartkę i napisać odpowiedni adres. Nie było daleko. Kilka przecznic stąd, tuż obok baru kanapkowego. Lucyfer stanął obok Maxa, wyciągając dłoń z trzymaną karteczką. Chciał, żeby chłopak w końcu na niego spojrzał. Chociaż na chwilę. I wtedy zaśmiał się w ten nerwowy sposób, który całkowicie zdradził wszystko, co czuł, czego się bał. Juz nawet nie mógł tak swobodnie patrzeć na swojego faceta, odwrócił się, zaciskając ze złości pięści. Zły był na samego siebie, że nie potrafi utrzymać tych pieprzonych emocji tylko dla siebie, że obarcza nimi Maxa.
-Teraz moje pytanie, czy mnie chcesz, nabrało całkiem nowego znaczenia - powiedział, starając się by jego głos zabrzmiał normalnie. Nie zabrzmiał, ale to nic. Maxwell nie powinien zwrócić na to uwagi. A przynajmniej taką nadzieję miał Lincoln. Że chłopak zignoruje jego zachowanie, głos, śmiech, zaciśnięte pięści, a przede wszystkim emocje, których nie mógł zahamować. Jak dziecko, całkiem na dziecko...
[Takie komentarze tworzą się, gdy Cię nie ma, a ja mam ochotę poMaxować : D]

Maxwell Davis - 2012-05-29 21:46:21

Podświadomie chciał go do siebie przygarnąć. Chciał po prostu złapać go w pasie, przyciągnąć i pocałować, głęboko, długo, natarczywie. Nie zrobił tego jednak. Wyczuwał w sobie jakąś blokadę, o nieznanym podłożu. Miał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Ni było i nie będzie. Przynajmniej dopóki nie zrobi porządku z pewnymi sprawami. Podjął już decyzję. Nie wyobrażał sobie, że mógłby teraz zrezygnować z interwencji. Lucyfer Lincoln. Jego facet. Jego Lucyfer. Wzbierała w nim wściekłość, a na samą myśl o tym czuł, że po plecach przebiegają zimne, nieprzyjemne ciarki. Coś łapało go za gardło, dusząc i szarpiąc uporczywie, dopóki ponownie nie zacisnął dłoni w pięści. Wtedy uczucie minęło. pozostała jedynie złość, a może nawet niemożliwa do opisania frustracja. Resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mu, że nie powinien iść tam teraz, gdy tak wezbrały w nim negatywne odczucia. Jak zwykle jednak zignorował to nieme przesłanie, zdając się na instynkt samozachowawczy, tak dobrze już wykształcony przez wszystkie te lata. Nawet Lucyfer nie byłby w stanie go teraz powstrzymać. Maxwell wyprostował się, rzucając mu pobieżne, suche i pozbawione przekazu spojrzenie. Potem przeszedł do salonu, złapał swoją koszulkę, wciąż poniewierającą się na ziemi i w pośpiechu wciągnął ją na tors. Przy drzwiach założył glany, nawet ich nie wiążąc. Nie odezwał się ani razu. Jedynie jego przyspieszony oddech pobrzmiewał cichym rytmem w pomieszczeniu.

Lucyfer - 2012-05-29 21:55:21

Jego spojrzenie powędrowało za Maxem. Szedł. Zostawiał go. W głowie Lincolna tyle myśli próbowało zająć jego uwagę, ale nic tak naprawdę nie martwiło go tak bardzo jak fakt, że Maxwell właśnie wychodził. Nie odzywał się do niego. Mógł mu nie mówić. Mógł siedzieć cicho i udawać, że jest w porządku. I wtedy przyszła kolejna myśl, która przebiła się przez całą resztę, a co jeśli wyjdzie i nie wróci? Zacisnął powieki, nie mogąc nawet o tym myśleć. Czy była możliwość, że więcej nie zobaczą się przez to, że powiedział mu co się stało? A jeśli tak, to jak Lu to w ogóle zniesie? Przełknął głośno ślinę, odsuwając się od kuchennego blatu. Ruszył w kierunku mężczyzny powoli, jakby spodziewając się, że ten zaraz powie mu, żeby się nie zbliżał. Jakby mógł go zarazić. Upokorzeniem. Brudem. Już to zrobił. Pieprzył się z nim nic mu wcześniej nie mówiąc. Tylko czy to miało dla Maxa znaczenie? Lucyfer nie był w stanie go w tym momencie rozszyfrować. Widział tę złość, ale nie miał pojęcia czy zły był na niego czy ogólnie na całą tę sytuację. Musiał coś powiedzieć, cokolwiek, bo przez tę ciszę oszaleje. Czuł to.
-Max... - zaczął, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. - Przepraszam, że tak wyszło... nie chciałem.

Maxwell Davis - 2012-05-29 22:15:09

Zgniótł w dłoni kartkę z adresem, tylko po to, by po chwili wygładzić ją odruchowo i schować do kieszeni spodni. Kiedy się wyprostował, jego twarz przypominała wyrytą w kamieniu, bezosobową maskę. Jedynie ostre jak zwykle rysy twarzy nadawały mu jakiś określony kształt. Nie chciał na niego patrzeć. Wiedział, że jeszcze jedno, choćby ukradkowe spojrzenie i będzie musiał przetrawić na nowo wszystkie te informacje. Potrzebował czasu, chwili wytchnienia, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę, że to jedynie złudne nadzieje. Lucyfer stał przecież tuż obok, najwyraźniej oczekując jakiejkolwiek reakcji. Wbrew sobie wzrokiem powrócił więc na jego twarz. Słowa mężczyzny dodatkowo wytrąciły go z równowagi. Davisowi nie chciało się wierzyć, że Jesus właśnie to powiedział. Że przeprosił go za coś takiego.
- Chodź no tu... - puściły mu nerwy. Zapomniał o tym, że nie powinien go teraz dotykać, bo tylko spotęguje to cały ten gniew i frustrację. Nie czekając, złapał za pasek spodni Lucyfera i przyciągnął, zamykając jego ciało w szczelnym, mocnym uścisku. Wplótł palce w jego włosy, obejmując potężnym ramieniem.
- Nie waż się przepraszać, Lincoln. Nie za to...

Lucyfer - 2012-05-29 22:25:49

Przez chwilę miał wrażenie, że Maxwell wyjdzie bez słowa, że mimo zawahania na jego twarzy, nie obdarzy go nawet jednym spojrzeniem. A potem jednak pozwolił sobie na to jedno, jedyne spojrzenie, które wystarczyło Lucyferowi w pełni. Już wiedział, że wcale nie jest na niego zły. Czując jak silne ramiona chłopaka obejmują go w szczelnym uścisku, poczuł coś na kształt wdzięczności. Chociaż to jednak ulga, poczucie bezpieczeństwa przeważały. Tutaj nic nie mogło mu się stać, nikt nie mógł go skrzywdzić. Nigdy by nie pomyślał, że bezpieczeństwo będzie w jego życiu priorytetem. Położył dłoń na klatce piersiowej Davisa, zaciskając dłoń na materiale jego koszulki.
-Ja tylko... - Nawet do końca nie był pewien, co chciał mu powiedzieć. Że tylko chciał pomóc? Że tylko chciał poczuć, że Max jest tu blisko niego? Ze teraz już mu lepiej? Że najgorsze minęło? Mógłby mu powiedzieć to wszystko, tylko że nie czuł wcale takiej potrzeby. - Dałem się wrobić jak gimnazjalista. Kompletnie nie myślałem, a powinienem dojść do tego, że przecież tam nie będzie do końca bezpiecznie, że zanim udam się na misję ratowania świata to...
Dziwny słowotok wcale nie był leczniczym środkiem. Zamilkł kiedy stał sobie sprawę, że ani jemu, ani Maxowi na pewno on nie pomagał. Zacisnął usta.
-Musisz oglądać mnie w takim stanie... - jęknął żałośnie, czując się co raz gorzej. - To żenujące. Jestem brudny, skażony...
[Lol, ryczę *-*]

Maxwell Davis - 2012-05-29 22:45:27

Sam Max utrzymywał się w nieodpartym wrażeniu, że to zrobi. Że będzie w stanie tak po prostu stamtąd wyjść, bez słowa, bez jakiegokolwiek gestu, czy zapewnienia, że przecież to nie Lucyfer jest obiektem jego napadów wściekłości. Kiedy przyszło co do czego, nie potrafił jednak zostawić go w takim stanie. Z jednej strony niewiele mógł zrobić, z drugiej jednak coś podpowiadało mu, że nareszcie przyszedł ten czas, w którym będzie mógł wykorzystać swoje mocne ramię w zupełnie inny sposób. Był podporą. Potrafił nią być. Niezależny, silny, nieugięty. I był tu dla niego. Dla Lucyfera Lincolna. Jedynej osoby, która mu pozostała.
- Nie będę tego słuchał, Lucyfer. Nie będę słuchał, że jesteś brudny i skażony. - złapał go za podbródek, zmuszając by ten spojrzał mu w oczy. - Nie jestem w stanie zmienić tego co się stało, ale mogę naprawić to co jest teraz. - wymruczał swoim zachrypniętym barytonem. - Wrócę wieczorem... - powoli wypuścił go z objęcia, wychodząc na zewnątrz. - I Lincoln... - zawahał się jak gdyby, potem jednak po raz kolejny spojrzał mu w oczy. - Zrozumiem, jeśli nie otworzysz mi wtedy drzwi. - dodał ciszej i z tym dziwnym zapewnieniem na ustach ruszył przed siebie, nie odwracając się już.

[Ej weź, bo mnie też już bierze T_T]

Lucyfer - 2012-05-29 22:55:48

Max był podporą, jakiej Lucyfer nie mógłby znaleźć u nikogo innego. Był tym facetem, jego facetem. Czy słowa kogokolwiek innego mogłyby mu pomóc? Był pewien, że nie. Do tego wrażenie, że Max nigdy nie kłamie, że nie oszukał go, że mówiąc... no tak, Maxwell nie powiedział, że Lu  nie jest brudny i skażony, powiedział, że nie będzie tego słuchał. Szukanie jednak dziury w całym na pewno mu nie pomoże. Uniósł podbródek, kiedy Max go do tego przymusił i przytaknął na jego słowa, już się nie odzywając. I tak powiedział tego wieczora o wiele za dużo. Najpierw te wszystkie prośby o uczucia, potem to. A to przecież on był starszy, on powinien się nim opiekować, a nie na odwrót. A w tym momencie czuł się jak dzieciak pozbawiony wszystkiego i wszystkich. Z wyjątkiem Maxa. Podpory. Przytaknął słysząc, że przyjdzie wieczorem. Nawet uśmiechnął się delikatnie. Powinno być lepiej. Może uda im się porozmawiać o czymś mniej przygnębiającym. Potem jednak Max powiedział coś, co tylko go zaniepokoiło. Nie odezwał się. Maxwell był już prawie na dole.
Usiadł na kanapie, pochylając się do przodu. Oparł łokcie o kolana, chowając twarz w dłoniach. Doskonale wiedział, gdzie poszedł Max. I wcale mu się to nie podobało. Ani trochę.
Czas mijał, a Lucyfer nerwowo wpatrywał się w zegarek, jakby miało to przyspieszyć moment, w którym Davis zapuka do jego drzwi. Chciał wiedzieć, co się stało. I wiedział jedno, wpuści go. Niewazne, co Max mu powie, to będzie mógł wejść do środka.

www.mytupijemy.pun.pl www.stoppiwu.pun.pl www.wsrh-cup.pun.pl www.gothicsite.pun.pl www.or-cosinus.pun.pl