Sylwester Belajev - 2012-05-19 15:56:56

Jechał szybko. W sumie, nigdzie się nie spieszył. Lubił adrenalinę, lubił kiedy krew buzowała mu w skroniach, a potem by poziom adrenaliny opadał widział krew, właśnie wraz z nią upływały emocje. Potem wszystko się uspokajało. Jednak tej adrenaliny, jakiej dostarczyła mu sytuacja, nie chciał... Po prostu nie chciał.
Przejechał zakręt będąc pewny, że przecież nic z niego nie wyjdzie. Jechał z prawej strony,a prawa strona ma pierwszeństwo. Pomylił się kiedy wjechało w jego potężne auto. Porche Panamera. Czarne. Popchnęło motor, jego ukochaną Hondę...
Gabriellę... Kurwa. Dlaczego on nazwał ją Gabriella?
Popchęło motor na kilkadziesiąt metrów i jego również. Czuł i niemal usłyszał jak łamią się jego żebra, jednak dzięki skórzanej kurtce uraz był mniejszy. W tej chwili miał bezpośredni kontakt z Matką Ziemią.
Jednak był przytomny. Jedna dłoń spoczęła na złamanych żebrach, drugą wsparł się by móc spojrzeć na mężczyznę, który szybko wysiadł z samochodu.
-Prawa strona ma pierwszeństwo...- Wakrnął, ale nieco utrudniła mu to krew wypływająca z jego ust.
Zamarł.. Znał przecież tego mężczyznę. -Lucyfer...- powiedział, a potem otrzeźwiał.- Co ty odpierdalasz?!
Słychać było, że rosyjski akcent zanikł. Nauczył się dobrze angielskiego, teraz tylko jego nazwisko świadczyło o jego pochodzeniu.

Lucyfer - 2012-05-19 16:07:41

W sumie jechał dość szybko. Nie na tyle, by trzeba było mieć zapięte pasy, bo o tych ostatnio za często zapominał, ale wystarczająco, by wyprzedzić wszystkie samochody przed nim. Prowadził sznurek samochodów, a ten kolejny za nim był kilkadziesiąt metrów za nim. Wjeżdżał właśnie na jednopasmówkę, na ktorej powinien teraz znajdować się tylko i wyłącznie on. Okazało się jednak, że było inaczej. Przycisnął hamulce jak najszybciej mógł, aż odrzuciło go do tyłu, a później do przodu, dzięki czemu uderzył nosem w kierownicę; z pod opon wydobył się pisk ścieranej gumy, ale to i tak nic nie dało. Motocyklista sam wpadł mu pod koła. Kurwa. Wysiadł z samochodu, wycierając krwawiący nos w dłoń. Cudownie. Kątem oka spojrzał na swój samochód, który... Boże. Koniec. Nie mógł teraz o nim myśleć. Jakoś dojedzie nim jeszcze, ale potem albo naprawa, albo kasacja. O tym nie chciał nawet mysleć. Teraz jednak skupił się bardziej na poszkodowanym chłopaku. Pochylił się nad nim, a kiedy zobaczył jego twarz, prawie zachłysnął się powietrzem.
-Sylwester?! Czy ty do chuja nie wiesz co to jednopasmówka? - odwarknął, słysząc co ten do niego mówi. W sumie nie to było teraz najważniejsze. Wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił po karetkę pogotowia. Pięknie. Po prostu pięknie.

Sylwester Belajev - 2012-05-19 16:18:11

Splunął mu krwią w twarz. Ze złości, by mężczyzna się od niego odsunął. Buzowała w nim adrenalina, ponieważ jego mózg zakodował sobie, że nikt mu nie pomoże, że musi sobie radzić sam. Dlatego nawet nie odczuwał jeszcze bólu połamanych żeber. Jakby złamał sobie nogę to pewnie pobiegł by do szpitala.
Był zdany na siebie. Nie chciał nawet pomocy Lucyfera. Był na niego wściekły. Miał ochotę teraz...
Nie, chwila moment, ale on nie jest w pracy. I nie w biały dzień.
Wstał i zachwiał się kiedy zamroczyło mu się przed oczyma.
-Nie dzwoń do chuja po kartkę.- Warknął.- Nie chce Twojej pierdolonej pomocy. Sam pójdę do szpitala.- Powiedział i za każdym słowem z jego ust wylewała się krew, nie pozwoliła mu mówić. Irytujące.
Motor poszedł się pierdolić, za przeproszeniem. Nie było już po co go ratować. Trzeba będzie zainwestować w nowy.
Znów się zachwiał. Cholerny dzień, już teraz mógł stwierdzić, że do nienawidzi. Ten dzień był do dupy. Gabriella nie żyje...

Lucyfer - 2012-05-19 16:27:39

Automatycznie zacisnął powieki, czując jak ten pluje mu prosto w twarz. Z kieszeni wyjął chusteczkę, wycierając ją. Oh, w ksiązkach savoir vivre na pewno wiele pisało o pluciu na ludzi. Chociaż dotyczyło to raczej pięciolatków. Spojrzał na Sylwestra, przewracając oczami. Pewnie, nie żeby nie było po nim widać, że ledwo stoi. Uh, kogoś mu przypominał. Tak, może jego samego? Kiedy złamał nogę, a jego kumpel był przy tym, kazał mu spierdalać, mówiąc, że nie potrzebuje jego "pierdolonej" pomocy. No proszę. Czyżby sytuacja teraz się powtarzała?
-Tak, księżniczko. Schowaj dumę do kieszeni, co? Bo w dupie mam, że nie chcesz mojej pomocy. Znasz mnie na tyle by powiedzieć, że naprawdę lata mi czy jej chcesz czy nie, bo i tak ją dostaniesz.
Ludzie rzadko kiedy od razu łapali, że jeżeli Lucyfer się uprze to nie ma mocnych. On raz na jakis czas komuś pomagał. Działo się to wręcz sporadycznie. Więc, czy człowiek obdarzony tymże zaszczytem nie mógłby raz się cieszyć nie narzekać? No, mógłby też przestać na niego pluć!

Sylwester Belajev - 2012-05-19 16:37:47

Sapnął z poirytowania. Dobra. Niech już ma. Niech odwali swoje. Nie chciał się kłócić, nie w takim stanie.
Z trudem usiadł na ziemi, a potem się położył. Patrzył na niebo wkurwiony na całego tą sytuacją. Miał dość. Chciałby być teraz w domu, a tak będzie musiał spędzić kolejne dni w szpitalu. A tego nienawidził, bo tam najbardziej czuł się sam.
-Kurwa mać. Jak ja Cię nienawidzę.- Syknął.Chyba ich pierwsze spotkanie po dłuższej przerwie im nie wyszło. Sylwester przysiągł sobie w duchu, że kolejne będą równie niesympatyczne. Czuł jak adrenalina opada, a zaczął przypływać rażący ból w okolicy żeber. Miał wrażenie, że zaraz wykituje. Zacisnął mocno zęby i powieki zaczynając szybciej oddychać. Ból okazał się nie do zniesienia.

Lucyfer - 2012-05-19 16:43:21

Kiedy zadzwonił już po karetkę, zostawił na chwilę Sylwestra żeby przeparkować swój wóz na bok. Blokowanie ruchu nie miało większego sensu. Po chwili usiadł obok chłopaka i spojrzał na niego ze złośliwym uśmiechem. Nie wyglądał za dobrze.
-No patrz. Darzysz mnie uczuciem, czy to nie cudowne? - odparł, przewracając oczami. Gdzieś z oddali słyszał już syreny karetki pogotowia, ale znając życie minie jeszcze kilka minut zanim tu dotrze. System dróg na Manhattanie do najlepszych nie należał. Już się Lucyfer o tym przekonał.
Z każdą sekundą Sylwester wyglądał co raz gorzej i gorzej... uh, no jednak wolał pojazdy z czterema kołami. Były bezpieczniejsze.

Sylwester Belajev - 2012-05-19 17:19:41

Jego serce kołotało, wariowało, co szło na równi z faktem, że oddychał szybciej. Nie mógł się uspokoić. Denerwował się, wyraźnie się denerwoował. Miał ochotę zwymiotować, zemdleć i umrzeć. Pobladł nienaturalnie i spojrzał jeszcze nieprzychylnie na Lucyfera. Był na niego wściekły. Nie zależnie czy to była jego własna wina, czy też nie. Był wściekły po prostu.
-Oko za oko, Lincoln.- warknął. To było ostrzeżenie, że Sylwester tego zdarzenia nie zostawi tak po prostu. Miał problemy z wybaczaniem, to była jego duża wada.

Lucyfer - 2012-05-19 17:26:55

-Spokojnie, jeszcze Ci przypierdolę za zniszczenie mojego wozu - powiedział. To ewidentnie była wina Sylwestra, dlatego ten nie powinien mieć wobec Lucyfera żadnych zażaleń! Ba, to Lucyfer mógłby wnieść oskarżenie i takie tam. Dobroć jego serca jednak mu na to nie pozwalała.
Kiedy karetka w końcu podjechała, dwóch sanitariuszy wyszło z noszami, żeby zabrać chłopaka do środka. Lucyfer od razu powiedział, że jedzie razem z nimi. Zapamiętał tylko dokładnie gdzie zostawił samochód. Miał gdzieś czy Rosjanin będzie się buntował czy nie. Jeżeli zdecydował się jechać to jechał i na pewno Sylwester mu tego planu nie zmieni.

Sylwester Belajev - 2012-05-19 17:35:41

Był spokojnieszy kiedy wsiadł do kartetki, pomogą mu. Wszystko będzie okej. Fajnie by było, gdyby jeszcze dzisiaj wyszedł ze szpitala, ale to było po prostu niemożliwe. Wiedział to i strasznie to go wkurzało. Kiedy zobaczył Lucyfera w karetkce zmarszczył brwi.
-Co ty tu, kurwa robisz?- warknął, ale ratownik go uciszył prosząc by się nie denerwował. Zaczęli mu udzielać pierwszej pomocy, ale Sylwester się szarpnął.- Nie chce go tutaj, kurwa! Może pan go wypierdolić?- Wskazał na niechcianego delikwenta ręką.
-Proszę się uspokoić, ma pan podwyższone ciśnienie.- powiedział ratownik. Faktycznie. Kiedy maszyna zaczęła słuchać jego serca byli nieco zaniepokojeni. Serce biło wciąż strasznie szybko. Pompowało dużo krwi przez co szybciej ją tracił. Położyli go ponownie.
-Jak ja Cię nienawidzę!- warknął do Lucyfera rozpaczliwe, jakby miał się zaraz rozpłakać. Rozrywał go ból i wkurwiał fakt, że Lucyfer jeszcze tu jest.

Lucyfer - 2012-05-19 17:44:36

Ludzie byli naprawdę dziwnymi stworzeniami. Kiedy Lucyfer i Sylwester spotkali się ostatnim razem, ten pierwszy był pewien, że może spotkał kogoś kto byłby dla niego nawet niezłym znajomym. Wystarczył jeden błąd - i to nawet nie z jego strony - by zostać uznanym za znienawidzonego. Było to jednak najczęstsze uczucie jakim ludzie do niego pałali więc szło się już przyzwyczaić. Brakowało naprawdę tylko łez. Tylko czy one zmieniłyby cokolwiek? Wątpliwe. Lucyfer nadal siedziałby niewzruszony, jak gdyby nigdy nic, bo w końcu po co się denerwować tym, że twój znajomy Cię nienawidzi?
Wzruszył ramionami, widząc że lekarz patrzy na niego z pewnym zażenowaniem. Jakby chciał go wyrzucić, ale nie mógł. Swoją drogą karetka jechała, a skoro jechała to nie zatrzyma się tylko po to, żeby Lucyfer z niej wysiadł. Co to, to nie.
-Uspokój się. Słuchaj pana doktora - powiedział do Sylwestra, opierając się przedramionami o kolana. Pochylony tak do przodu, zastanawiał się jak bardzo wszystko to chłopaka boli.

Sylwester Belajev - 2012-05-19 17:57:04

A bolało. Bolało coraz bardziej, gdy lekarze zwlekali z narkozą. W końcu podali mu zaskrzyk. Sylwester od zarazu zasnął. Kartetka zaraz podjechała pod szpital i wywieźli Sylwestra od razu na salę operacyjną.
Widząc, że Lucyfer chciał iść również lekarz go zatrzymał. Nieco zakłopotany.
-Chyba nie potrzebnie pan tam idzie. Na pewno nie będzie chciał potem z panem rozmawiać.- chciał mu przedstawić bezsensowność faktu, że mężczyzna w ogóle wsiadł do karteki, dlatego był zakłopotany.
-Może pan już iść do domu, naprawdę.- Zapewnił go. Oczywiście, nie chciał naciskać, jeżeli mężczyzna zechce to zostanie.

Operowanie Sylwestra szybko poszło. W sumie uszkodzone były tylko żebra. Więc operacja zajęła dwie godziny.
Belajev obudził się i syknął kiedy te cholerne żarówki nieco go raziły. Jednak zaraz przyzwyczaił się do stanu rzeczy. Westchnął ciężko.
-Kurwa.- Nie rozejrzał się. Wciąż patrzył na biały sufit.

Lucyfer - 2012-05-19 18:02:43

-Pojęcia pan nie ma jak cieszę się, że mi pan to mówi, bo naprawdę za mało razy usłyszałem od kogoś subtelne "spierdalaj", a teraz proszę o wybaczenie, ale idę po kawę, żeby potem posiedzieć przy moim znajomym - powiedział, patrząc mu prosto w oczy. Miał dość ludzi, którzy myśleli, że mogli mu rozkazywać. Czy miły ton usprawiedliwiał do chamstwa? Zdecydowanie nie. "Na pewno nie będzie potem chciał z panem rozmawiać". Też coś. Znalazł się spec od wszelkich znajomości. Cudownie. Uwielbiał ludzi, którzy wpierdalali się z buciorami w życia innych. Był tylko lekarzem. Lepiej żeby tak pozostało.
Kiedy już kupił sobie kawę, usiadł na korytarzu. Dwie godziny i trzy kawy później Lucyfer dowiedział się w jakiej sali jest Sylwester i tam usiadł sobie na krześle.

Sylwester Belajev - 2012-05-19 18:15:08

Sylwester zastanawiał się nad głupią rzeczą, a może sobie tak wstać i pójść? Mieszkając w Pittsburghu chodził na kursy chirurgiczne i jakieś lekcje medycyny dla licealistów. A teraz przerzucił się na chemię, bo stwierdził, że przyda mu się do pracy i w sumie przydało, ale swojej nowej pracy nie chciał gadać. Dotknął swoich żeber i poczuł na nich gips. Będzie ciężko wstać, ale już nawet nie próbował. Rozejrzał się po sali. Westchnął cierpiętniczo widząc Lucyfera. Nie miał ochoty już wyklinać, kłócić się, wyglądało na to, że nie wygra.
-Jesteś uparty, super.- powiedział z ironią bawiąc się rurką od kroplówki. Przekręcił głowę w jego stronę.
-Chcesz się na siłe zaprzyjaźniać, co? Kogo teraz zgrywasz? Chcesz robić za zajebistego przyjaciela, który będzie nawet, gdy każe Ci spierdalać? Nie męcz się.- powiedział patrząc na niego beznamiętnie. Najbardziej wkurwiała go świadomość, że wykład Sylwestra pewnie i tak na niego nie zadziała.- Zrób to albo drogą sądową, albo opłacę naprawę Twojego pierdolonego auta, ale miej świadomość tego, że ja nie chce przyjaciół, ani kumpli. Ludziom nie da się ufać.- powiedział spokojnie.

Lucyfer - 2012-05-19 18:37:04

No masz. Człowiek raz w życiu chce zrobić coś dobrego, a nawet nie zrobić, tylko posiedzieć bezczynnie przy facecie, któremu przypieprzył autem, a ten tu od razu snuje historie o tym, że Lucyfer pragnie przyjaciół. Czy Lu naprawdę wyglądał na kogoś kto chce jakichkolwiek przyjaciół? Miał siebie. Miał Maxa. Do tego był Matt, kiedy tylko potrzebował czegokolwiek. Sylwester był jakimś tam znajomym, z którym widział się kilka razy. Teraz, jeden raz, chciał usiąść przy nim chwilę, żeby sprawdzić jak się czuje i zaraz się zaczęło. Ludzie jednak są za bardzo wpatrzeni w swoje cztery litery, za bardzo dowartościowani, wszyscy uważają, że ziemia krąży się wokół ich tyłków, że są tacy wspaniali i cudowni, że przyjaźń to pierwsze, co przychodzi innym na myśl, gdy ich widzą. Pewnie. Bo to naprawdę było w lucyferowym stylu.
-Nie nakręcaj się tak - mruknął, przewracając oczami. Niewzruszony siedział sobie nadal na krześle. - Oceniłeś się chyba trochę za wysoko. Albo mnie za nisko. Nie mam ochoty dociekać.

Sylwester Belajev - 2012-05-19 18:45:14

Westchnął. Świetnie potrzebował tylko tego, żeby siedział tu jakiś wkurwiacz, o ile można go tak nazwać. Liczył na to, że Lau zaraz się o tym dowie i przykuśtyka po to by po nim pojeździć, pożartować, powygłupiać się, odciągnąć od myśli o wypadku. Zrobić jakieś głupie i zboczone żarty pielęgniarkom, bo nie palił się do związków. Po prostu potknął się raz na tym i nie chciał się narazie w to bawić. Wiedział, że nie potrafi być jeszcze wystarczająco odpowiedzialny, wiedział, że jeszcze nie zrozumiał faktu, że są ludzie, który można pokochać. Ale tego nauczył go jego ojciec tak? Brawa dla Sergieja. Bo to dzięki niemu Sylwester uświadomił sobie, że ludziom nie można ufać, że istnieją po to by krzywdzić. Bał się ufać, bo zaufał swojemu ojcu, a dostał za to osiem lat piekła.
-Idź już. Nie chce Cię tu. Idź stąd.- powiedział jakby wymawiał jakąś mantrę. Mówił to od dobrych kilku godzin.

Lucyfer - 2012-05-19 18:53:00

Prychnął.
-Twoja sprawa - powiedział, wstając z miejsca. Już na niego nie patrzył. Opuścił salę, kupując sobie po drodze czwartą, szpitalną kawę. Wyszedł z budynku i od razu zadzwonił po taksówkę. Ludzie byli niewdzięczni. Mimo że Lu był jednym z nich i, że sam za Chiny Ludowe nie przyjąłby pomocy, chciał żeby inni to robili. Hipokryzja w najczystszej postaci. Obecnie miał jednak to gdzieś.
Kiedy dojechał na miejsce, wsiadł do swojego auta i podjechał do jedynego warsztatu jaki uważał za wystarczająco dobry i tam zaczął rozmawiać z właścicielem. Okazało się, że naprawa powinna zająć około kilku dni. do tego czasu pozostały mu taksówki. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że może kupić samochód na ten czas, ale w końcu odpuścił sobie i wrócił do domu taxi. Cudownie. Rzucił się na łóżko, by tylko zadzwonić do pracy i powiedziec, że nie przyjdzie. Następnie wybrał numer Maxa. Chciał go tutaj. Teraz. Usłyszał tylko, że nie da rady się wyrwać, dlatego po prostu upalił się samotnie.

Sylwester Belajev - 2012-05-19 19:27:23

Sylwester nawet cieszył się z pobytu w szpitalu, bo jak przewidział przybył Lau i śmiał się, że Sylwester powinien kupić sobie motor z wibratorem zamiast siodełka, żeby czerpać przyjemność z jazdy. Laurent powinien być nowym wynalazcą seksualnych zabawek, od co! I dzięki niemu jakoś zapomniał o zdarzeniu. Dał się porwać wygłupom Laurenta. Wyszło mu to na dobre, po kilku dniach mógł wyjść, jednak jeszcze z gipsem i wciąż musiał brać leki.
Myślał o zakupie nowego motoru. Nie wiedział jak powiedzieć w pracy, że jest nieco niedysponowany. Jednak tak czy inaczej teraz najważniejsze były studia nic innego. Chociaż codzienna troska Laurenta robiła się uciążliwa, to miło było widzieć, że pomimo swojej chorej nogi, Lau chciał się powygłupiać z równie kalekim Sylwesterem.
Budziło się czasem to dziwne poczucie winy, że może Sylwester powinien docenić pomocną dłoń Lucyfera. Z czasem zaczynał mieć powątpienia i obawiał się, że niebezpiecznie zaczyna się tym martwić.

Lucyfer - 2012-05-19 21:28:22

Lucyfer natomiast przysiągł sobie, że już nigdy nikomu nie pomoże z własnej woli. Wolał siebie kiedy był chamem i nie liczył się z niczyim zdaniem. Jak się okazywało, ludzie również go takiego woleli. Nie zabierze im ten przyjemności. Poza tym, to że się stara jak zwykle okazywało się nic nie warte. W takim razie przyszedł czas na kolejny krok: olanie. Nie ma po co udawać, że na czymś zależy, skoro tak wcale nie jest. Chciał chłopakowi pomóc, odrzucił jego pomoc i tyle. Koniec ubolewania. W końcu odzyskał swój samochód i jakimś cudem wyglądał jak nowy. Żeby to uczcić musiał wymyślić coś specjalnego.

www.zajefizjo.pun.pl www.gothicsite.pun.pl www.mytupijemy.pun.pl www.or-cosinus.pun.pl www.stoppiwu.pun.pl