Yaoi of Manhattan

Znajdź swoje miejsce w świecie yaoi.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#1 2012-06-13 22:54:30

Ares

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 62
Punktów :   

Diego x Ares

Diego lubił praktycznie odkąd tylko sięgał pamięcią, aczkolwiek ostatnio w ich relacjach coś się zepsuło. Sposoby postrzegania rzeczywistości były inne, za dużo zaczęło ich dzielić aż w końcu widok Diego powodował u Aresa mimowolną dezaprobatę.
Ten dzień dłużył się jak przeterminowana krówka ciągutka. Pozbawianie ludzi życia stało się nudne. Jeśli nie tracili oddechu od razu, to błagali i prosili miliony razy, modląc się o lepszą śmierć, nie z rąk Aresa. Jego natomiast bolała od tego wszystkiego głowa i znudzony pod wieczór udał się do swojego ulubionego lokalu, gdzie we względnym spokoju można się było napić piwa, lub jakiegoś mocniejszego drinka i pogadać. Miał jednak niewiarygodnego pecha, bo zauważył siedzącego przy barze Diego. Chcąc nie chcąc usiadł obok, nie widząc żadnego innego, wolnego miejsca.
- Wyrwałeś się ze szponów pracy w tygodniu. To jakieś święto? Muszę to sobie wpisać chyba w kalendarzu. - stwierdził, zamawiając Rocket Fuel. Podobno był to dosyć mocny drink, a że jeszcze nie miał okazji go spróbować, to postanowił podjąć się ryzyka. Najwyżej będzie niedobry i wyrzuci kasę w błoto. I tak miał jej jak lodu.

[ Zaczęłam, mam nadzieję, że nie wyszedł za duży suchar ^^' ]


Jest przystojny, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
~*~
Lubię tę aurę ciemności, która go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, niczym noc bez gwiazd.

Offline

 

#2 2012-06-13 23:07:16

Diego

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 208
Punktów :   

Re: Diego x Ares

[Wyszło świetnie ^ ^]
Diego nie miał wielu przyjaciół. Większość ze stworzeń nocy była do szpiku kości zła, a on przecież starał się stać po właściwej stronie. Może dlatego jego znajomość z Aresem potoczyła się w kierunku, w którym nie powinna. Na początku, kiedy jeszcze nie wiedział o zajęciach mężczyzny o ilościach mordów byli prawie jak bracia. Dopiero później Diego zaczął się dowiadywać czegoś o swoim kompanie i ich stosunki się rozluźniły. Miał pretensje do przyjaciela, że zabija, wciąż mówił mu, żeby przestał, jednak to chyba za bardzo utkwiło już w naturze opiekuna ogarów. Chciał ratować przyjaźń, ale nie mógł pozwolić na gierki Aresa. W jego mniemaniu zabijanie nie było potrzebne.
Siedząc w barze, pijąc jakiś drogi trunek, który na pewno nie był wart swojej ceny, z zaciśniętymi w cienką kreskę ustami, przypatrywał się barmanowi. Sam nie wiedział czemu jego wybrał sobie na posiłek. Może dlatego, że był niemiły dla klientów i mu się należało? W tym momencie jednak miejsce obok niego zostało zajęte, a Diego wyrwany ze swoich rozmyślań. Nie musiał spoglądać na bok, żeby wiedzieć z kim ma do czynienia. Zapach. Głos. Nie mógł powiedzieć, że nie lubił spotkań z Aresem. Nadal pałał do niego przyjaźnią. Był jednak nieźle zagubiony w próbach nawrócenia go.
-Moja pacjentka zmarła, wyszedłem szybciej - powiedział spokojnym, opanowanym głosem. To był dla niego dość ciężki dzień. Panna Adams była w szpitalu wiele razy, a on sam bardzo często przeprowadzał operacje na jej ciele. Zmarła pod jego skalpelem i trochę go to dobiło.


-Myślisz, że mnie zmanipulowałeś, żebym poszła z Tobą?
-Nie. Myślę, że Ty zmanipulowałaś mnie, bym myślał, że zmanipulowałem Cię, byś poszła ze mną.

Offline

 

#3 2012-06-13 23:26:40

Ares

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 62
Punktów :   

Re: Diego x Ares

- Ryzyko zawodowe, powinieneś o tym pomyśleć, jak wybierałeś sobie kierunek na studia i szedłeś składać papiery o pracę. - mruknął beznamiętnie. Gdyby on miał się przejmować każdym człowiekiem, który zginął z jego rąk, to chyba popadłby w depresję, paranoję i bóg jeden wie co jeszcze. Został stworzony do zabijania, czego Diego chyba nie mógł pojąć. Lucyfer jako zło wcielone nie stworzył go przecież tylko i wyłącznie do tego, żeby głaskał piekielne ogary i pilnował ich. Jak każde z diabelskich dzieł musiał niszczyć, siać spustoszenie, poniekąd również postrach. Ponadto Diego nie znał Lucka, a Ares wręcz przeciwnie - znał go aż za dobrze i wiedział co może grozić za nieposłuszeństwo. Od tortur, aż po śmierć. Granica między jednym, a drugim była cienką linią, którą łatwo było można zaprzepaścić.
- Myślisz, że będzie miał smaczną krew? - spytał, znacznie cichszym tonem głosu. Mrukliwym, trochę ochrypłym. - Plebs ma o wiele gorszą krew od niewinnych. - stwierdził. Tak, to właśnie dlatego demony tak bardzo lubiły przelewać krew niewinnych. Poza tym w ten sposób niebu przysparzało się jeszcze więcej bólu. Powoli podcinali im skrzydła. Ares tylko czekał na wojnę piekła i nieba. Miał wrażenie, że zbliża się ona wielkimi krokami i jest nieunikniona. Tego ostatniego był pewien na sto procent.
Opiekun piekielnych ogarów był też zniesmaczony dobrem jakie miał w sobie wampir. Był on przecież stworzeniem nocy, wytworem diabła, a zachowywał się jakby to niebu zawdzięczał istnienie. Ratował robactwo, leczył ich, a przecież Lucyfer tyle się starał, żeby ludzka rasa jak najwięcej i jak najczęściej chorowała. Żeby umierali długo i boleśnie. Myślał nad coraz to nowszymi nieuleczalnymi nowotworami, upośledzeniami, z którymi mogłyby się urodzić dzieci. Diego tego nie doceniał. To było przykre, a zarazem żałosne. Pomagał robactwu, które skazane było z góry na niepowodzenie.

[ To bardzo się cieszę, ale dzisiaj już lecę, bo jutro muszę wstać o szóstej rano. Odpiszę więc jak wstanę c: ]

Ostatnio edytowany przez Ares (2012-06-13 23:27:22)


Jest przystojny, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
~*~
Lubię tę aurę ciemności, która go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, niczym noc bez gwiazd.

Offline

 

#4 2012-06-13 23:40:36

Diego

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 208
Punktów :   

Re: Diego x Ares

-Nigdy nie żałowałem wybranego zawodu - odparł zgodnie z prawdą. Tej kobiecie podarował wiele lat, których bez niego by nie miała. Owszem, było mu smutno z powodu jej śmierci, ale wiedział, że nic więcej nie mógł zrobić. W końcu nie przemieni jej w wampira. Nigdy tego nie zrobił i nigdy nie miał zamiaru nikomu zgotować takiego losu. To gorsze niż śmierć. W każdym znaczeniu słowa "gorsze".
Przy jednym oczywiście Ares miał rację; Diego nigdy nie poznał Lucyfera. Nie wiedział jednak czy byłby w stanie pokłonić się komuś kto przez tyle milionów lat zniszczył wszystko, na co ludzie tak długo pracowali. Owszem, Di wiedział, że ludzie nie są święci, że mają swoje grzechy, ale i oni zasługiwali na życie, szacunek, trochę spokoju, a nie ciągłe walki o ich krew, ciało czy co tam jeszcze istoty nocy w ludziach ceniły.
-Wątpię - powiedział, również ściszając ton głosu. Nachylił się bardziej nad barem, zaciskając palce na szklance. Jednym haustem opróżnił ją, po czym zawołał barmana, by mu dolał. W tym czasie po raz kolejny dokładnie mu się przyjrzał. - Jednak to człowiek, a tyle mi wystarczy.
Po wszystkich mordach w swoim życiu nie mógłby więcej zabić niewinnej istoty. Kiedyś w jednej wiosce siał niesamowite spustoszenie i wymordował wszystkie dzieci. Długo potem się zbierał. Nie mógł dopuścić, by kiedykolwiek znowu jego dusza zmącona była tak ciężkim grzechem. Robił wszystko, żeby ograniczyć ilość spożywanej krwi, żeby wybierać osoby, które były złe, które w przeszłości zawiniły. Nigdy dzieci, nigdy kobiety. Zdrowi, silni mężczyźni, którym ubytek w krwi nie sprawi większych problemów niż kilka dni w łóżku. A to raczej przeżyją.
Wiele osób potępiało Diego za jego dobroć. Mało z nich jednak znało jego pobudki. Nawet Ares nigdy nie interesował się tym dlaczego jest wampirem, pozbawionym wszelkich wampirzych odruchów. W końcu powinien być zły, wściekły, rozrywać ciała na strzępy i bawić się do upadłego. On jednak nie wyobrażał sobie dłużej takiego życia. Zbyt wiele osób cierpiałoby przez jego egoistyczną postawę i chęć sprawienia sobie radości. Nie zrobiłby tego za cenę szczęścia ludzi, których musiałby zabić. Bo oni też na nie zasługiwali. A lepiej, żeby jeden wampir czuł się nieszczęśliwy, niż całe rodziny tych, których by zamordował.


-Myślisz, że mnie zmanipulowałeś, żebym poszła z Tobą?
-Nie. Myślę, że Ty zmanipulowałaś mnie, bym myślał, że zmanipulowałem Cię, byś poszła ze mną.

Offline

 

#5 2012-06-14 06:47:20

Ares

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 62
Punktów :   

Re: Diego x Ares

Istoty nocy niczego nie ceniły w ludziach. Niektóre czerpały przyjemność z zabijania ich, inne z możliwości pożywiania się nimi, ale Ares spotkał się chyba pierwszy raz z przejawami dobra u wampirów.
- Pijasz tylko krew od mężczyzn, a potem usuwasz im pamięć. Nie lepiej byłoby zabić? - mruknął. To tak jakby gąbkę zamoczyć w wodzie, potem ją wycisnąć i zostawić wilgotną. Zachowanie Diego zdecydowanie mu nie odpowiadało. Był pod wrażeniem tego, że Lucyfer nadal nie zainteresował się całą sprawą i nie odebrał mu życia. W większości przypadków właśnie to robił z każdym, kto nie wykonywał swojego przeznaczenia, bądź poleceń które zostały mu wydane. Ostatnio uznał jednak, że diabeł chce popatrzeć na rozwój sytuacji, ewentualnie nie zmiótł go z powierzchni Ziemi bo śmierć byłaby dla niego zbyt łatwa, nie cierpiałby zbyt długo.
Osobiście Ares nie zabijał dzieci, a nawet jeśli to pojedyncze okazy, które wyjątkowo zadziałały mu na nerwy. Ten ryk, machanie łapami i zasmarkane twarze dla niego w żaden sposób nie były ładne, ani słodkie. Wręcz przeciwnie - obrzydliwe. Zazwyczaj uśmiercał ludzkich potomków szybko. Raz na jakiś czas zdarzyło mu się też wepchnąć jakiś wózek pod ciężarówkę, lub coś takiego. W końcu wypadki chodzą po ludziach i raczej nikt, kto go nie znał, nie pomyślałby, że to właśnie jego skromna zasługa. Gdyby Ares nie zabijał, już dawno Lucyfer pozbyłby się go. Istoty nocy dążące do zdrady, bezużyteczne, właśnie takim odbierał możliwość istnienia.
Karciarz, bo takim właśnie mianem najczęściej określano Aresa na Ziemi, spędził tyle czasu w piekle, przy jego władcy, że miał już wyrobione zdanie o ludziach i wcale nie pragnął go zmieniać. Przykro było mu natomiast, że Diego schodzi na dobrą drogę. To mogło źle się dla niego skończyć, a kto wchodził do zamku Lucyfera, bardzo rzadko stamtąd wracał.
- Zmarła... A to, że napijesz się trochę alkoholu przecież jej życia nie zwróci. Nie powinieneś się tym tak przejmować. Są inni ludzie, w których wnętrznościach będziesz mógł pogrzebać. - zauważył trafnie. Nie znosił się przywiązywać, bo rozstanie bywały cholernie trudne, tym bardziej, jeśli traciło się kontakt z osobą, którą znało się tak wiele lat.
- Nie musisz pracować, nie korzystasz z tego, jakie daje twoja rasa przywileje, twoje życia zaczyna był nudne i monotonne jak u prawdziwego człowieka. - stwierdził, przypatrując mu się niemal czarnymi ślepiami, spod półprzymkniętych powiek. Ares nie traktował Diego jak robactwa, a które uważał ludzi, chociaż dobrze zdawał sobie sprawę z tego, w jakich okolicznościach Malave został wampirem, że nie urodził się nim.
- Przepracowujesz się, cały czas siedzisz tylko w tym szpitalu, a na dodatek mam wrażenie, że mnie unikasz. - mruknął, wypijając za jednym pociągnięciem drinka. Jak się okazało wcale nie był taki mocny. - Chcę zgody, męczą mnie kłótnie. - oznajmił, chociaż równie dobrze mógłby go zwyzywać od najgorszych. Tylko pytanie, co by mu to dało?


Jest przystojny, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
~*~
Lubię tę aurę ciemności, która go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, niczym noc bez gwiazd.

Offline

 

#6 2012-06-14 12:50:54

Diego

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 208
Punktów :   

Re: Diego x Ares

Sam Diego nigdy nie poznał nikogo podobnego sobie i trochę męczyła go ta samotność. Nie miał bratniej duszy, nie miał nikogo, kto akceptowałby jego poglądy i chciał przemierzać świat nie po to, żeby zabijać, tylko po to, by to życie ratować. Mimo to wiedział, że szukanie kogoś takiego było stratą czasu. Nawet jeżeli istniały dobre istoty to były to anioły, a kiedy te dowiadywały się z kim mają do czynienia nie było już wcale tak kolorowo. W końcu one nadal były od niego silniejsze.
-Przecież wiesz, że o to właśnie chodzi. By nie zabijać i nie pozbawiać tych istot życia. Staram się ograniczać te swoje... posiłki, ale kiedy muszę zjeść, wybieram kogoś kogo będzie mi żal najmniej - powiedział, choć w środku wciąż bił się w pierś, że w ogóle musi kogokolwiek spożywać.
Co gorsza, zawsze gdy pił krew jego ciało samoistnie reagowało, wyzwalając masę endorfin, które przez to, że był wampirem tylko kumulowały tę radosć i szczęście. To były chyba jedyne momenty, w których Diego je czuł, tylko po to by następnego dnia zastąpić je wyrzutami sumienia. Brzemię, które nosił niekoniecznie chciało z niego zejść, mimo że próbował się go pozbyć na wszelkie możliwe sposoby.
Wampir miał pewne obawy, co do spotkania z Lucyferem i wiele razy myślał, że kiedy wróci do domu diabeł będzie tam czekał, tylko po to, żeby się go pozbyć. W końcu nie był normalną istotą nocy. Był wynaturzeniem nawet wśród nadludzi. To go prowadziło do smutnego wniosku, że nigdzie nie odnajdzie spokoju, szczęścia czy kogoś z kim mógłby spędzić życie, bo ani między ludźmi ani nadludźmi nie był jednym z nich. Musiał radzić sobie sam.
-Aresie, wiesz, że nie piję z tego powodu. Raczej żeby zapomnieć. Dość małostkowe i płytkie, ale jeżeli to jedyny sposób, to będę go praktykował.
Rzeczywiście, zawsze kiedy w życiu Diego działo się coś, czego by nie chciał, jak na przykład śmierć pacjenta, starał się to jakoś z siebie wyprzeć. Niekoniecznie udanie, ale przynajmniej się starał. Aż dziw, że jeszcze nie stał się alkoholikiem. Na razie jednak pijał tylko wtedy, kiedy było mu naprawdę źle. W zwykły dni również było źle, ale był to normalny poziom jego mizerności, który jeszcze tolerował. Kiedy ten się zwiększał, Diego potrzebował czegoś by przestać o tym wszystkim myśleć.
Spojrzał na Aresa, słysząc jego kolejne słowa. Owszem, wiedział doskonale, że nie musi pracować, że pieniądze, które odkładał na kontach w banku przez tyle stuleci zapewnią mu byt na długo i wciąż będą rosły w górę. A mimo to, chciał. Czuł powołanie, którego nie sposób było zignorować. Kochał swoją pracę. Dzięki sprawnym dłoniom i precyzji był znanym i cenionym chirurgiem, a jako onkolog sprawdzał się niezwykle świetnie. Miał w sobie wielkie pokłady współczucia, dlatego kiedy przekazywał swoim pacjentom smutne wieści, Ci jakoś to znosili, bo zawsze mieli przy sobie lekarza, który zrobiłby wszystko, by jakoś im ulżyć. Starał się jak mógł.
-Staram się unikać tych przywilejów, właśnie po to, żeby choć trochę poczuć się człowiekiem. Wiem, że dla ciebie to głupota, bo jak mówisz, ludzie to "robactwo", jednak ja kiedyś nim byłem i wiele bym oddał, żeby znowu być sobą - odparł smutnym tonem, jak zwykle, gdy rozmowa schodziła na tory jego bytu i drogi jaką obrał. Nie mógł zignorować pragnień swojego ciała, jednak i serce i mózg zgodnie zgadzały się, że to nie pożywanie jest najważniejsze.
-Nie unikam Cię, Aresie - mruknął w jego stronę, odwracając od niego wzrok. - No moze trochę - dodał po chwili, unosząc delikatnie kącik ust. - Ale i ja nie lubię się z tobą kłócić. Jesteś moim przyjacielem, co by się nie działo.
-


-Myślisz, że mnie zmanipulowałeś, żebym poszła z Tobą?
-Nie. Myślę, że Ty zmanipulowałaś mnie, bym myślał, że zmanipulowałem Cię, byś poszła ze mną.

Offline

 

#7 2012-06-14 16:23:55

Ares

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 62
Punktów :   

Re: Diego x Ares

Ares po tyle lat swojego bytu stał się bezduszny, bez skrupułów. Mordował z beznamiętną miną, potrafił godzinami wpatrywać się w obraz wojen, przelewu krwi. Wcale go to nie wzruszało. Ślepo patrzył w Lucyfera, któremu zawdzięczał istnienie i zgadzał się z niemal wszystkim co ten mówił. Były to jedne z wielu powodów dla których nie potrafił zrozumieć postępowania i sposobu rozumowania Diego.
- Myślisz, że to robactwo doceni twoje starania? Odwdzięczy ci się? Większość pewnie nawet ci nie podziękowała, była tylko zadowolona z tego, że żyje. Nie obchodziły ich twoje dobre chęci, poświęcony czas. - mruknął z goryczą wyczuwalną w głosie. Za to właśnie nie znosił ludzi. Poza tym byli zbyt pewni siebie; uważali, że wszystko kręci się wokół nich, wszystko co ich otacza zawdzięczają tylko i wyłącznie sobie, a gdyby nie niebo i piekło, to nawet by ich nie było.
- Picie nic ci nie da, ewentualnie zachce ci się do toalety. Lepiej znajdź sobie dobrego psychologa, najlepiej kogoś z nadludzi, z którym mógłbyś pogadać na dręczące cię tematy. - stwierdził. Taka była jego rada. On się na psychologa niezbyt nadawał; nie interesowały go problemy innych, chociaż wiedział, że przyjaźń jest związana z zaufaniem, rozmową, wiernością, byciem względem siebie szczerym.
- Jeśli mam być bezpośredni, to wcale nie przeszkadza mi ta trocha chęć bycia znowu człowiekiem. - oznajmił, wpatrując cię ciemnymi ślepiami na przezroczyste, puste naczynie, od którego odbijało się światło lamp.
- Nie nadaję się na kumpla. - szepnął, podpierając głowę na dłoniach. Chwilę wcześniej skinął na barmana, żeby ten dolał mu drugi raz. Wydał z siebie cierpiętnicze westchnienie. Zmrużył lekko oczy, zastanawiając się nad tym co będzie robił, jak opuści lokal. Ostatecznie stwierdził, że będzie dręczył swoim jestestwem osobę Diego.
- Do piekła nie zaglądasz w ogóle... Mam się zacząć o ciebie martwić? - spytał, ostatnie słowo wypowiadając tak, jakby nie było go stać na okazywanie takiego uczucia. Przysunął się do niego nieco i uśmiechnął pierwszy raz od chwili, kiedy ich relacje zaczęły się sypać. Z bliżej mu nieznanych powodów miał ochotę przytulić wampira, w nadziei, że to przyprawi go o chociaż odrobinę lepszy nastrój.


Jest przystojny, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
~*~
Lubię tę aurę ciemności, która go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, niczym noc bez gwiazd.

Offline

 

#8 2012-06-14 18:18:05

Diego

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 208
Punktów :   

Re: Diego x Ares

Na słowo "robactwo" od razu się skrzywił. Nigdy nie lubił tej nazwy. W końcu ludzie spośród wszystkich istot, były jedynymi, które potrafiły myśleć rozumnie i daleko im było do robactwa, jakby na to nie patrzeć. Poza tym przez trzydzieści lat sam był człowiekiem i chcąc nie chcąc czuł się przez to odrobinę urażony. Jednak nie mówił o tym na głos.
-Ale nadal czują ból kiedy się ich zabija, nadal cierpią, gdy zabija się ich rodziny i zasługują na odrobinę empatii. Nawet jeżeli mi nie podziękują to nic, to moja praca. To tak jakby ktoś dziękował piekarzowi, że upiekł chleb. Nikt się tym zbytnio nie interesuje - odparł, odsuwając od siebie szklankę z alkoholem. Więcej nie potrzebował, poza tym po raz kolejny nie potrzebnie się rozgadał na tematy swojej życiowej filozofii, której i tak nikt nie rozumiał ani rozumieć nie chciał. On jednak nie miał zamiar rezygnować z bycia dobrym tylko dlatego, że dla kogoś pomoc ludziom była śmieszna i bezwartościowa.
-Psychologa... - powtórzył po nim, unosząc kącik ust. Nie mógłby tak po prostu opowiedzieć o swoich problemach jakiemuś obcemu. Po to miało się przyjaciół. Diego jednak nie chciał obarczać Aresa sprawami, które jego nie dotyczyły i pewnie mało też obchodziły. Poza tym sprzeczność ich poglądów pewnie znacznie zmieniłaby światło w jakie padłyby słowa jego przyjaciela, gdyby spróbował mu coś poradzić. Nie, musiał radzić sobie sam, czyli tak jak do tej pory. To chyba było do zrobienia, bo jakiś żył i sobie radził. A skoro tak, to chyba jednak na coś się zdawał.
-Wzruszające wyznanie, Aresie, muszę to sobie wpisać chyba w kalendarzu - powiedział, specjalnie kończąc zdanie słowami, jakimi powitał go przyjaciel. Wiedział, że karciarz robił wszystko, co w jego mocy by w tym momencie pewnie go nie wyśmiać i Diego to doceniał. Nie każdy miał do niego tyle cierpliwości, żeby w ogóle przebywać w jego towarzystwie, gdy gadał o tej całej dobroci i pomaganiu. Większość po prostu machała na niego ręką, każąc skończyć. I tyle by było z jego znajomości.
-Nie jestem tam zbyt mile widziany - przyznał, co zresztą było całkowitą prawdą. Wiele istot wolało nie oglądać go na oczy przez to jaki tryb życia obrał i trzymało się od niego z daleka. A w piekle spędzali czas, więc prawdopodobieństwo, że kogoś spotka było o wiele większe niż na ziemi. Poza tym, tam czuł się o wiele bardziej wynaturzeniem niż tutaj, ale o tym wolał Aresowi nie wspominać.
Gdyby chłopak rzeczywiście go przytulił, pewnie Diego nieźle by się zdziwił. Dawno nie okazywali sobie już żadnej czułości.


-Myślisz, że mnie zmanipulowałeś, żebym poszła z Tobą?
-Nie. Myślę, że Ty zmanipulowałaś mnie, bym myślał, że zmanipulowałem Cię, byś poszła ze mną.

Offline

 

#9 2012-06-14 21:09:25

Ares

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 62
Punktów :   

Re: Diego x Ares

- Musisz przyznać, że ja powołania do bycia psychologiem nie mam. Takie na przykład zabijanie ludzi wychodzi mi za to idealnie. Spełniam się w tym, wykonuje swój zawód z oddaniem. To prawie tak jak ty. W sumie gdybyś nie ratował ludzkiej rasy, to ostatecznie nie miałbym już na kim czynić mordów, a takie wilkołaki nie miałyby się kim żywić. Wyobrażasz sobie świat bez ludzi? - spytał, wyciągając z kieszeni spodni pomiętą paczkę papierosów. Dobrze wiedział, że w barze jest zakaz palenia, ale jak każdy inny znajdujący się w lokalu zwyczajnie na to lał. Włożył między wargi fajkę i przysunął nieco pomięte opakowanie w stronę Diego.
Mimo tego, że może i był wyprany z uczuć, okropny, bez serca, ale kulturę i jakiś tam honor jeszcze posiadał. Nawet oszukiwał z kulturą, ale również precyzją, bo wystarczył jeden błąd, a jego tajemnica o piekielnym pochodzeniu, magicznych zdolnościach i innych rzeczach o których nie powinni byli wiedzieć ludzie - runęłaby jak domek ułożony z kart.
- Zapisz, bo mogę więcej się tak nie wysilić. - stwierdził mrukliwie. Rzadko mówił o tym, co czuł, czego doznawał. Emocje odgrywały w jego życiu marną rolę. Nigdy nie powiedział, że kogoś kocha, nie przyznał się głośno do tego, że jest zdolny czuć sympatią. Według niego najłatwiej było złamać człowieka wspomnieniami, tym, co już przeżył, a nie tym, co dopiero go czeka.
- Nie byłeś tam, więc możesz się jedynie domyślać. - dodał, wypuszczając chwilę wcześniej dym papierosowy nozdrzami. A nóż ktoś by go przywitał z uśmiechem na ustach i otwartymi ramionami? Nie, to wydawało się być tak obrzydliwie piękne, że aż nierealne. Faktycznie, stworzenia nocy prędzej potraktowałyby go jak zdrajcę, niż jak pobratymca. Nie powinien przecież pomagać ludziom, tylko krzywdzić ich, zabijać, traktować jak gorszych od siebie, bo właśnie tacy byli. A on? Tolerował tę ich ignorancję, egoizm, pychę, zawyżone mniemanie o sobie, które nagle bladło w obliczu śmierci, możliwości wylądowania w lochach piekielnych obok wygłodniałego wilkołaka, lub lewiatana, który z chęcią pożywiłby się ludzkim ciałem.
- Ludzie czują to, na co sobie zasłużyli swoim zachowaniem. Przynajmniej takie jest moje zdanie. - powiedział, zabierając papierosa z ust. Wypił kolejnego drinka tej nocy, ponownie prosząc barmana o dolewkę. Potrafił tak chlać całe noce, a potem jak gdyby nigdy wstać, wypić kawę i pójść zabijać, albo odwiedzić piekło. - Przez tyle lat nie zmienili się ani trochę, no.. może iloraz inteligencji skoczył im nieznacznie, ale owej inteligencji raczej w życiu codziennym nie używają. Tylu ginie na drogach, wsiadając za kierownicę po pijaku, tylu z samego szczytu stacza się na samo dno. Tylu żyje w błogiej niewiedzy, niewierności, zwątpieniu w swojego stworzyciela, dając piekłu powód do zrzucenia na nich grzechu, dzięki któremu po śmierci nie będzie im dane zobaczyć nieba.


Jest przystojny, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
~*~
Lubię tę aurę ciemności, która go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, niczym noc bez gwiazd.

Offline

 

#10 2012-06-14 21:38:12

Diego

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 208
Punktów :   

Re: Diego x Ares

-Nie stawiaj mojego zawodu w takim świetle - powiedział, już odrobinę mniej przychylnie. - Robię to dla ludzi, nie dla istot nocy, które chcą wykorzystać ich życie. To okropne, że nikt nie potrafi uszanować ich kruchego życia, że żerują na nich, jakby byli od nas dużo gorsi. Aresie, sam musiałeś zauważyć, że oprócz tego ich egoizmu i złośliwości, mają w sobie pokłady dobroci. Taka matka Teresa, Jan Paweł II czy nawet pielęgniarka w moim szpitalu. Oni nie są źli, nie zasługują na śmierć, a i tak jakiś demon może ich sprzątnąć za to, że żyją. A więc, kto jest ponad nami? Kto będzie zabijał nas, bo ma na to ochotę? Nikt. Ale to nie oznacza, że mamy prawo uważać się za ważniejszych, bo to czyni z nas głupców.
Mówił przyciszonym głosem, choć i tak było słychać jawną irytację. Nie znosił traktowania ludzi jak puszki z fasolką czy worka treningowego. Oni mieli uczucia, ich ciała były kruche, a serca jeszcze bardziej. Istoty nocy tego nie pojmowały i dlatego Diego nigdy nie nauczył się żyć pomiędzy nimi. Tak po prostu musiało być. Przez to nie był akceptowany, ale czy to robiło jakąkolwiek różnicę? Mogli go nie chcieć w obu tych światach, ale to i tak bez znaczenia. Ważne, gdzie on chciał przynależeć. To nic, że nie mógł mieć przyjaciół między ludźmi, bo co to za przyjaźń, kiedy nie można nawet powiedzieć, co jadło się na obiad. Ważne, że jakoś dawał radę i nie rezygnował ze swoich przekonań.
Diego natomiast wiele razy musiał mówić o uczuciach, nawet jeżeli nie chciał. Kiedy jego pacjenci leżeli na łożu śmierci, chcieli czuć, że jest przy nich ktoś bliski. Czasami ci ludzie nie mieli rodziny, a wtedy pojawiał się Diego. Próbował pomóc, pocieszyć. Rozmawiał i dawał do zrozumienia, że nie są sami, by mogli odejść w spokoju i ciszy. Tylko, że on zostawał. Zostawał sam, przygnębiony śmiercią kolejnej osoby w swoim życiu. Co do "kocham" również nie miał okazji nigdy tego powiedzieć. Chociaż gdyby spytano o to, czy chciałby sobie kogoś znaleźć, pewnie odpowiedziałby, że tak. Musiałby jednak być to ktoś, kto zaakceptowałby go takiego, jaki jest.
-Nie byłem - przyznał. - Ale wiem, że nikt nie przyjąłby mnie tam z otwartymi ramionami, Aresie. Jestem od nich inny. Od wszystkich.
Czuł to w każdej komórce swojego ciała. Wszystko w nim mówiło, że różni się jak cholera od każdego innego wampira, demona, wilkołaka, upadłego, lewiatana, smoka czy innych, co sobie po tym świecie chodzili. On nie mógł się z nimi równać siłą, bo dawno zrezygnował z wielkiej mocy dla możliwości bycia trochę bardziej "normalnym". Ostatnio też starał się przestawić na krew z torebki, jednak nie szło mu łatwo. Nie była już ciepła i smakowała o wiele gorzej. Tylko, że sprawiało mu satysfakcję znajdowanie metod dzięki, którym nie musiał krzywdzić innych. A w piekle by go chyba za to ukrzyżowali. Kto widział wampira, który nie pije krwi od żywego dawcy? To niedorzeczne. Wbrew temu, co można było wyczytać w pisemkach dla nastolatek, zwierzęca krew się nie nadawała. Gdyby tak było, pewnie by na nią postawił. Nie miała jednak tego samego składu, co ludzka, a brakujące czynniki sprawiały, że nie dawały wampirowi energii.
Nie chciał już pić, za to jeden papieros mógł mu dobrze zrobić. Wziął fajkę i wsunął ją między wargi, a potem, również pożyczoną, zapalniczką zapalił końcówkę. Zaciągnął się dymem, przymykając delikatnie powieki. I wtedy Ares zaczął gadać coś, czego właśnie Diego najbardziej nie mógł pojąć. Ares, jak i inne istoty nocy wciąż chcieli wmówić, że to wina ludzi, że sami chcieli to, co mają. Zdaniem Diego to bzdura. Mają wolną wolę. Popełniają błędy. Każdy z nich na pewno kiedyś jakiś popełnił, ale starają się. Jasne, zawsze znajdą się jakieś szumowiny, ale takie są w każdej rasie. Między wampirami (tu przecież on sam doskonale pasował jako przykład) czy między innymi nadludźmi. Każdy z nich miał takie samo prawo do błędów i nikt nie mógł im go odebrać. A jednak Ares i inni uważali, że im wolno.
-Tutaj nigdy się nie zgodzimy - powiedział w końcu, zaciągając się po raz kolejny.


-Myślisz, że mnie zmanipulowałeś, żebym poszła z Tobą?
-Nie. Myślę, że Ty zmanipulowałaś mnie, bym myślał, że zmanipulowałem Cię, byś poszła ze mną.

Offline

 

#11 2012-06-14 22:35:51

Ares

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 62
Punktów :   

Re: Diego x Ares

- My się praktycznie w żadnej kwestii nie zgadzamy, jakbyś nie raczył zauważyć. - szepnął, zaciągając się papierosem, z miną, jakby to miała być ostatnia fajka jaką w życiu wypala. Odgarnął pojedynczy, zbłąkany kosmyk ciemnych włosów do tyłu, z mimowolnym westchnieniem. Nie wiedział czemu, ale lubił spędzać właśnie w taki sposób wieczory. Mógł wtedy we względnym spokoju poukładać wszystkie zdarzenia, które ostatnio miały miejsca, przemyśleć to, co zrobił, do czego się przyczynił chociaż w małym stopniu.
Ares doszedł w pewnym momencie do wniosku, że jego i Diego można było porównać w pewnym sensie do starego małżeństwa; mimo, że poznali się już multum czasu, to nadal żywili do siebie jakąś sympatię, chociaż spory w najróżniejszych kwestiach pojawiały się na każdym kroku. Po kilku minutach, godzinach, czy dniach były zażegnywane i puszczone w (przynajmniej chwilową) niepamięć.
Opiekun ogarów piekielnych nie miał zbyt wielu znajomych, o przyjaciołach już nie wspominając, bo mógłby ich wyliczyć na palcach jednej ręki. To tego skąpego, ścisłego grona należał Diego. Wypracował sobie to miejsce charakterem, własnym sposobem postrzegania świata, który go otaczał. Ares nie musiał się zgadzać z jego twierdzeniami, wystarczy, że je szanował i tolerował. Gdyby wszystko kochał i akceptował, to chyba musieliby go już dawno temu zamknąć w psychiatryku dla nadludzi, o zaostrzonym rygorze, a jeśli takowy by nie istniał, to koniecznie musieliby go wybudować i otworzyć. Byłby stałym pacjentem, zapewniam was.
Ludzie szybko umierali, a taki na przykład wampir nie miał się jak z nimi zaprzyjaźnić, dobrze ich poznać. Cóż była warta dziesięcioletnia, czy nawet dwudziestoletnia znajomość, kiedy w grę wchodziło posiadanie ponad trzysta lat na karku?
Człowieczeństwo nie zdawało sobie sprawy jakie to było uczucie patrzeć z boku jak całe pokolenia rodzą się, dojrzewają i giną, zostawiając swoich najbliższych w osłupieniu po zakończeniu egzystencji. Nie potrafili zrozumieć jak to jest, mieć narzucone z góry co, jak, gdzie i kiedy mają robić, wiedząc, że jeśli tego nie wykonają to zginą w męczarniach, o jakich sobie nawet nie wyobrażali.
Praca jaką odwalał Ares była ryzykowna, ale dobrze wiedział na co się pisze, kiedy ją przyjmował. Mógł odmówić, ale wystarczyło tylko pstryknięcie palcami, błysk w oku i już by nie żył. Diabeł nie miał skrupułów, mógł stworzyć kogoś, kto byłby żywą maszyną, stworzoną do uśmiercania, ale Ares miał wolę walki i chęć bycia i dlatego chciał chociaż spróbować. Teraz pragnął brać z życia ile się dało, póki miał do tego okazję. Potem mogła mu się już taka nie nadarzyć.
- Jesteś jedyny w swoim rodzaju, ale pocieszę cię; nawet ci twoi ludzie, są inni między sobą. - stwierdził, chyba pierwszy raz przyznając Diego choć połowiczną rację. - Lubię cię takiego jakim jesteś, nawet jak wygadujesz jakieś herezje. - dodał, chociaż słowo "lubię" z jego ust zabrzmiało dosyć dziwnie. Tak rzadko go używał, że przez chwilę myślał skąd on w ogóle zna takie słowa, ale swoje przemyślanki postanowił zostawić na inny dzień. Aktualnie marzył o tym, żeby się napić i na chwilę o wszystkim zapomnieć.
- Też masz czasem dosyć życia? - spytał, prostując się i przeciągając, jakby dopiero co się obudził i wstał z posłania. Był zmęczony, chociaż w sumie zabijanie nie było takie znowu męczące. Chętnie zrobiłby sobie przerwę, zrobił urlop, problem tkwił w tym, że nie mógł. To było coś, jak picie krwi dla Diego; chociaż bardzo tego nie chciał, to i tak był zmuszony to robić.


Jest przystojny, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
~*~
Lubię tę aurę ciemności, która go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, niczym noc bez gwiazd.

Offline

 

#12 2012-06-14 23:05:29

Diego

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 208
Punktów :   

Re: Diego x Ares

Dziwnie było usłyszeć od Aresa, że ma w czymś rację. Połowiczną, niepołowiczną, ale jednak i to się liczyło. Uśmiechnął się do niego blado, czując się odrobinę lepiej. Chłopak, nawet jeśli nieświadomie polepszył mu humor. Już nawet nie tym, że w końcu ktoś powiedział coś nieobraźliwego dla ludzi. Ale po prostu. Był tutaj, siedział z nim, a przecież zamiast marudzenia Diega mógł sobie wybrać kogoś innego - jakąś ciekawą istotę, która zamiast ględzić, obciągałaby mu. To tak dla przykładu. Był mu wdzięczny. Poklepał go po plecach, właśnie po to, żeby ją okazać, przy okazji uśmiechając się szerzej. Kiedy natomiast usłyszał z jego ust, że ten go lubi, to prawie zakrztusił się powietrzem. Nigdy jeszcze nie miał okazji usłyszeć tego z ust Aresa. Byli przyjaciółmi, ale żaden z nich nie palił się, by mówić o czymkolwiek, co związane byloby z ich więzią. Sami po prostu wiedzieli jak jest. Teraz jednak Ares miło go połechtał. Już prawie zapomniał, że przyszedł tu, żeby się trochę poużalać.
-Dziękuję - powiedział tym razem używając mowy, a nie gestów. Może dlatego, że gdyby tak go co chwilę klepał po plecach zrobiłby się dziwacznie. Już lepiej chyba na razie po prostu gadać. - Rzadko kiedy mam okazję coś takiego usłyszeć.
W sumie to chyba nigdy nie usłyszał, że ktoś go lubi, kocha czy co tam innego. Za to wiele razy, że ktoś go nienawidzi, że jest inny, że powinien zginąć, że styl jego życia jest hańbą. I mimo że za każdym razem bolało tak samo, zaczął uczyć się jak przyjmować to ze spokojem. Nie umiał jednak do końca reagować na komplementy czy właśnie wyznania.
-Wyjdziemy stąd? Robi się tłoczno.
Już wcześniej było tu mnóstwo ludzi, ale teraz, kiedy w telewizji wciął leciały mecze, było ich tu więcej niż kiedykolwiek. Poza tym te krzyki sprawiały, ze wrażliwe uszy wampira odrobinę cierpiały. Hałas był chyba jedyną rzeczą, która denerwowała go w ludziach. Wolał jednak nie mówić o tym na głos. Wielu użyłoby tego, tylko po to, by nazwać go hipokrytą. On jednak mówił tylko o tym, że ludzie hałasują, niekoniecznie ich przy tym obrażając. Uwazał to za usprawiedliwienie. I chyba sam nie nazwałby się hipokrytą.


-Myślisz, że mnie zmanipulowałeś, żebym poszła z Tobą?
-Nie. Myślę, że Ty zmanipulowałaś mnie, bym myślał, że zmanipulowałem Cię, byś poszła ze mną.

Offline

 

#13 2012-06-14 23:54:39

Ares

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 62
Punktów :   

Re: Diego x Ares

Ares ze względu na swoje dziwaczne usposobienie, kilka zasad wbitych na stałe do głowy, był postrzegany jako dziwak, któremu przybito już tabliczkę z napisem "Omijać szerokim łukiem, zbliżenie grozi śmiercią, lub dożywotnią głupotą." Niezbyt lubił, kiedy oceniało się go bez choćby rozpoczęcia znajomości, podobnie jak nie przypadł mu do gustu gwar, hałas i ścisk. Chwycił Diego za ramię i pociągnął go w stronę największego tłumu. Przeniósł ich obu w ślepą uliczkę. Z tyłu był wysoki, gruby mur, pokryty graffiti, z lewej strony stała nieszczególnie wysoka kamienica, wyglądająca trochę na zaniedbaną. Po prawej stronie dało się zauważyć tylne wyjście z baru, w którym przed chwilą byli.
Ares nie zamierzał się przeciskać przez tłum spoconych ludzi, od których na dodatek było czuć papierosami, brudem, oraz alkoholem. Skoro miał umiejętności magiczne, to czemu miał z nich nie korzystać? Okazja nadarzyła się wręcz idealna.
- Sobie podziękuj, nie mi. Sam szlifowałeś sobie charakter, zdanie na dany temat... - szepnął, kiedy byli już na zewnątrz. Latarnia będąca jak gdyby ich drogowskazem pobłyskiwała złowieszczo, a ulice Nowego Jorku o tej porze wydawały się być opustoszałe, chociaż zazwyczaj miasto właśnie wtedy otrzymywało "drugie życie".
Większość ludzi siedziała pewnie teraz w domu, oglądając mecz i obżerając się chipsami, lub szwendała się po dyskotekach, natomiast Aresa gry wymyślone przez ludzi nudziły. Potrafił wręcz przy nich spać i budził się dopiero, kiedy przykładowo któraś z drużyn strzeliła gola, a komentator prawie narobił ze szczęścia, wykrzykując coś w spazmach radości, dzikiego entuzjazmu.
- To gdzie chcesz iść? Do mnie, do ciebie, szukamy innej miejscówki? - wymruczał, spoglądając na niego spod półprzymkniętych powiek. Wyglądał na znudzonego, ale cóż się dziwić? Chyba każdy po tylu latach spędzonych na Ziemi tak właśnie by wyglądał. Jedynym plusem jaki widział Ares w swoim istnieniu było to, że się fizycznie nie starzał. Te same rysy twarzy i to samo ciało miał kiedy poznał Diego. Teoretycznie mógłby je porzucić, zmienić na inne, ale uznał to za zbędne. Lubił siebie takim, jakim go stworzono. Przyzwyczaił się do odbicia w lustrze; do nieco podkrążonych, ciemnych oczu, czarnych włosów, które układały się po trudnej nocy we wszystkie strony...
On też wpadał w przyzwyczajenia, pomimo, że nie był człowiekiem.


Jest przystojny, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
~*~
Lubię tę aurę ciemności, która go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, niczym noc bez gwiazd.

Offline

 

#14 2012-06-15 00:32:09

Diego

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 208
Punktów :   

Re: Diego x Ares

U Diego było podobnie. Omijano go szerokim łukiem, bo już z daleka było wiadomo z kim ma się do czynienia. Mało kto tolerował jego "wybryki", o ile tak da się nazwać ratowanie ludzkiego życia. Starał się jednak nie przejmować tym zbytnio. W końcu wciąż trafiały się takie rodzynki jak Ares, które odrobinę go doceniały takim jakim był. Tak, to była w jego życiu jedna z nielicznych radości. Poczuł uścisk na ramieniu, a po chwili szarpnięcie w okolicy pępka i już byli na zewnątrz. On sam nie mógł się teleportować, za to biegał i to całkiem szybko. Wystarczało mu to. Nie mógł jednak powiedzieć, że takie deportowanie się skądś nie było niezłą frajdą. Zniknąć tylko po to, by pojawić się gdzieś indziej. Prawie jak w świecie Harry'ego Pottera.
-Niby tak, ale nie śmiejesz się z moich poglądów jak zazwyczaj robią to inni. Za to mogę podziękować - powiedział, uśmiechając się do niego szerzej.
Diego, w odróżnieniu do Aresa, starał się zmienić swoje życie w jak najbardziej podobny do ludzkiego sposób. Miał wykupioną kablówkę, jadł na śniadanie jajecznicę, kibicował hiszpańskiej drużynie w piłce nożnej, znienawidził jankesów i czasami zamawiał sobie pizzę, by - mimo tego, że wcale nie robił się od niej syty, tylko po prostu czuł jej smak - zjeść ją, czytając jakąś gazetę. Nie mógł powiedzieć, ze wszystko go tak interesowało, ale starał się. Przynajmniej tyle mógł. Czasami chodził na mecze albo koncerty. Spędzał czas w parku, sprzątał swoje mieszkanie, zwiedzał świat, robił zakupy. Gdyby nie to, że pił krew, a wszystkie jego zmysły były niesamowicie wyczule, że w buzi miał dwa ostre kły, mógł manipulować ludzkimi uczuciami i wspomnieniami oraz, ze był nadnaturalnie szybki i silny, byłby prawie jak ludzie. Prawie niestety robi cholerną różnicę, szczególnie w takich wypadkach.
-Możemy iść do mnie, jest blisko - powiedział, choć wiedział, że przecież Ares mógłby przenieść ich teraz nawet na drugi koniec świata. Tylko po co? Równie dobrze mogli zawędrować do mieszkania Diego, by tak usiąść na kanapie i porozmawiać o głupotach, które zapomną do następnego spotkania. Aż w końcu natrafią na jakiś drażliwy temat, przez który się pokłócą. Miał cichą nadzieję, że tym razem tak się nie stanie, że po prostu będą dla siebie przyjaciółmi.


-Myślisz, że mnie zmanipulowałeś, żebym poszła z Tobą?
-Nie. Myślę, że Ty zmanipulowałaś mnie, bym myślał, że zmanipulowałem Cię, byś poszła ze mną.

Offline

 

#15 2012-06-15 07:06:39

Ares

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-13
Posty: 62
Punktów :   

Re: Diego x Ares

- Mój drogi, nie zaśmiałem się od ponad dwustu lat, prawie już zapomniałem jak to jest, a te twoje dziwactwa czasem wcale nie bywają aż takie znowu głupie. Powiedziałbym możliwe do zaakceptowania, ale nie wiem, czy mi tu na zawał ze szczęścia nie padniesz. - mruknął. No, tak. Najpierw, że go lubi, teraz, że jego zdania na niektóry temat są możliwe do zaakceptowania... Teraz trzeba już tylko czekać na oświadczyny. Za dużo wyznań usłyszanych jednego dnia z ust Aresa faktycznie mogło wywołać jakieś zdziwienie, zaskoczenie, ale z tym zawałem to chyba trochę przesadził. Nie był nawet pewien, czy to byłoby możliwe u wampira.
Moce Aresa były szeregiem różnorakich zdolności od nadludzkiej siły, przez deportowanie, na telekinezie i witakinezie kończąc. Nie znaczyło to jednak, że jest jakiś superzajebiścieniezniszalny, bo nie wszystko szło mu tak samo dobrze. Pomimo tylu lat na karku z niektórych magicznych umiejętności po prostu nie korzystał, bo były mu one niepotrzebne, w związku z czym po jakimś czasie zapominał jak się nimi posługiwać. Pamięć nie było jego dobrą stroną.
Aresowi jedzenie ani picie nie było potrzebne, w jego domu była co prawda lodówka, ale przechowywał tam tylko jakieś lekarstwa, które potrzebowały przebywania w niskiej temperaturze. Czasem owszem - zdarzało mu się wypić jakiegoś drinka, czy piwo, ale z pożywianiem było się już dużo bardziej krucho. Żeby coś zjeść musiał mieć na to apetyt, ot co.
- Gdyby nie fakt, że nie wiedziałem gdzie mieszkasz, to już dawno bym ci zrobił wjazd na chatę. - stwierdził, wykrzywiając usta w nieznacznym uśmiechu. Ares zwyczajnie nie potrafił być z Diego w zbyt długim konflikcie, bo zaczynało mu się robić nudno. Wbrew pozorom przebywanie z wampirem próbującym wczuć się w rolę wegetarianina było dużo bardziej interesujące, niż na przykład spanie przed telewizorem.
Wziął pod uwagę fakt, iż Diego powiedział "iść", bo inaczej pewnie by ich przeniósł, z czystego lenistwa, żeby oszczędzić sobie drogi. Spacer był również dobrą okazją na zaczęcie nowego tematu do rozmowy, ale Ares nie palił się do tego za bardzo. Póki co milczał rozważając możliwość wejścia w jakiś temat zakazany, przez co znowu by się mogli posprzeczać.
- Prowadź, doktorku. - mruknął, nie chcąc stać tak w miejscu.


Jest przystojny, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
~*~
Lubię tę aurę ciemności, która go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, niczym noc bez gwiazd.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.tntdb.pun.pl www.wkpf.pun.pl www.kingsajzforum.pun.pl www.wirtualnapolityka.pun.pl www.gameliaforum.pun.pl