Yaoi of Manhattan

Znajdź swoje miejsce w świecie yaoi.

#1 2012-06-02 20:24:36

Vally

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-02
Posty: 29
Punktów :   

Jesse x Vally

Żałosne. Doprawdy żałosne. Jeden inwalida otoczony przez wilkołaki łaknące krwi.
Był wieczór. A w sumie, to noc. Księżyc był wysoko na niebie, w fazie sierpu. Wilkołaki już dawno zmieniły swą formę, wampiry zaczęły swoje polowanie gotowe wpić każdą najsłodszą krew. Ale Valentine patrzył na coś ciekawszego, na trzy wilkołaki tańczące wokół mężczyzny na wózku inwalidzkim. Nie udolnie je odganiał, krzyczał, pluł się. Ale to nie działało. Mutanty wypatrzyły sobie łatwą ofiarę. To była zbyt łatwa ofiara, nieco bezbronna. To było żałosne. Właśnie żałosne było to, jak nisko upadły wikołaki, zaczepiając w sumie dla nich łatwą ofiarę, nie będzie mógł uciec, a wózkiem daleko nie odjedzie. Dlaczego te współczesne wilkołaki zrobiły się takie leniwe? Nie chcąc już gonić, polować. To było straszne. Ale wilkołakom i kotołakom i tym mutantom nie było czego zazdrość. To one miały najgorzej, bo w końcu nie tak łatwo jest być chimerą, czy hybrydą człowieka i drapieżnika. Metamorfoza jest bolesna i długa, i czasem niekontolowana, a przy porodzie takich stworzeń zwykle samice umierały z bólu, jednak nie mogły umrzeć póki nie narodzi się całe potomstwo. Lepiej zdecydowanie było takim nadludziom jak diabły, czy anioły. One zawsze mogły odejść od swojego powołania. Jeżeli anioł chciał do piekła wystarczyło, by Boga zdradził, a jeżeli diabeł chciał do nieba, to chyba... Bóg wybaczy wszystkim istotom, które chcą być z nim, prawda? One mogły ukryć swoje wynaturzenie, mogą stać się jak ludzie, jednak nie mutanty. A co do magów było inaczej, albo urodzisz się do tego stworzony, albo będziesz cierpiał przez kilka rytuałów by się nim stać, od co!
Valentine zaśmiał się widząc to, jak mężczyzna nie udolnie od siebie ich odganiał. Oparł się o ścianę. Był nie daleko. Nie zamierzał ingerować. Sam nie chciałby na jego miejscu by ktoś ingerować, jego męska duma została by mocno połechatna. Będzie działał, gdy stanie się coś poważnego, gdy wilkołaki będą chciały go zabić, albo go zaatakują. Tymczasowo była to tylko dobra komedia.

[Mam nadzieje, że może być.]


Pamiętam łzy spływające po Twojej twarzy, kiedy powiedziałem, że nigdy Cię nie opuszczę...
I całą tą ciemność, która zabijała Twoje światło.

Offline

 

#2 2012-06-02 21:14:07

Jesse

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-01
Posty: 129
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

[Pewnie, że może być, dzięki za zaczęcie]
Jesse poczuł gorące powietrze na swoim karku i machinalnie położył dłonie na kółkach wózka. Wilkołak. Powoli, jednym, niezbyt gwałtownym ruchem odjechał na pozornie bezpieczną odległość, by odwrócić się do mutantów przodem. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a przynajmniej był tam, dopóki nie sięgnął w dół, do swojego buta, w którym znajdował się nóż ze srebrnym ostrzem. Cóż, poprawka - powinien znajdować się nóż ze srebrnym ostrzem. Próbował przypomnieć sobie, co się z nim stało, dlatego do cholery nie jest uzbrojony, ale groźne kłapnięcie paszczy zbyt blisko jego ciała znacząco wyrzuciło powód z jego głowy. Liczył się efekt. Siedział otoczony przez trzy wilkołaki bez żadnej broni. Jak mógł do tego dopuścić? Wiedział, że przyjdą, spodziewał się tego, po akcji z poprzedniego wieczora. Zabił jednego z ich sfory, a teraz były rządne zemsty. Jesse jednak nie spodziewał się, że przyjdą po niego tak szybko, a już tym bardziej, że nie będzie miał przy sobie wtedy żadnej broni. Mógł nie jechać do tego baru, mógł odpuścić sobie to cholerne piwo.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś srebrnego narzędzia, ale na próżno. W końcu, skąd nagle na ulicy miałoby znaleźć się srebro? Nie, on nie miał przecież takiego szczęścia, by leżał tu przypadkiem jakiś nóż czy spluwa. To dopiero byłby... cud. A cuda się nie zdarzały.
-No dalej, pchlarzu - mruknął, do tego najbliżej niego. Nie bał się. Już dawno zapomniał, co to za uczucie. Co mogły mu zrobić? Zabić go? Też coś, jego ciało i tak w połowie było martwe. Mimo to, wolałby dożyć poranka i jednak wypić tamto piwo. - Pokaż ząbki.
Jak na zawołanie wilkołak kłapnął zębami, a piana z jego pyska skutecznie zajęła miejsce na jego brodzie. Cóż, higiena nie była chyba ich najmocniejszą stroną.


Nie jestem śmiertelnie chory, tylko żałosny, a nie uwierzyłbyś, jakie rzeczy uchodzą mi na sucho.

Offline

 

#3 2012-06-02 22:03:19

Vally

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-02
Posty: 29
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Ciekawy doprawdy spektakl. Zbyt pewny siebie inwalida, który jest zbyt mały na wielki świat i choć już nie może nadal chce wojować, jednak co miał zrobić innego? Czy naprawdę miał się wydać tą łatwą ofiarą i poddać się? Raczej nie, wtedy przecież ten spektakl przestał by być ciekawy, a po za tym trzeba walczyć do końca. Nie wolno sobie na starcie podcinać skrzydeł i nie wiadomo jak było źle trzeba wciąż brnąć do przodu. Życiowe myśli Valentina... Przezabawne dla pesymistów, ale gdyby nie one Vally nigdy nie obudził by Janet i pewnie nigdy nie był by wstanie podgodzić się z jej śmiercią, a nie wiele mu było potrzeba. Potrzebna mu była tylko jej obecność i ona była, nawet śpiewała, to jedyne co u miała z siebie wydać prócz jęków i "Tak, Panie". Chociaż czasem, gdy Vally przestawał ją kontrolować zaczynała mówić przerażające rzeczy, o śmierci, o końcu świata, o nadejściu Tego, który zgładzi wszystkich i wszystko, i nikt nie zazna Jego łaski. Ale Vally zdecydowanie bardziej wolał jak jego usypiała, szeptając mu do ucha tekst kołysanki, swoimi zimnymi jak lód palcami wodząc po jego policzku, po uchu. I to czego pragnął miał, bo się nie poddawał. A jeżeli ten inwalida się nie podda, będzie miał upragnione życie. W pewnej chwili jednak przestawienie zaczęło po prostu się nudzić Valentinowi. Rzucił zaklęcie. Wyczarował Janet. Stanęła przed inwalidą i niczym piękna baletnica obróciła się zaczynając śpiewać kołysankę...
-(...) Po prostu zamknij oczy, słońce zachodzi, wszystko będzie dobrze, nikt już Cię nie skrzywdzi...- Nie dokończyła, bo zaraz się wydarła. Zaczęłą przeraźliwie piszczeć i wyć, fałszując strasznie.
Śmieszyło to Griffina, było w tym coś nadzwyczaj zabawnego.


Pamiętam łzy spływające po Twojej twarzy, kiedy powiedziałem, że nigdy Cię nie opuszczę...
I całą tą ciemność, która zabijała Twoje światło.

Offline

 

#4 2012-06-02 22:59:55

Jesse

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-01
Posty: 129
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Jesse przeszło przez myśl, że tego dnia nie wróci już do domu, że już nigdy tam nie wróci. Będąc łowcą zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, szczególnie biorąc pod uwagę stan jego zdrowia fizycznego, jednak i tak ryzykował, by bronić innych przed istotami ciemności. Teraz nie było inaczej. Musiał walczyć, choćby miał upaść na ziemię i przypieprzyć tym wilkołakiem swoim wózkiem. Zagryzł dolną wargę, próbując wymyślić jakiś plan, jednak na co można wpaść, kiedy przerośnięty wilk kłapie zębami o wiele za blisko twojej głowy? No właśnie, nic, czyli tyle samo, co udało się mężczyźnie.
Odsunął się od wilkołaków o jakieś dwa metry, jednak i one podążyły za nim, jeszcze bardziej zmniejszając odległość. Jesse widział, że się porozumiewały, a fakt, że nic nie rozumiał jakoś nie polepszał w niczym jego sytuacji. Musiał radzić sobie inaczej. Tylko wyjście jakoś nie chodziło.
Nagle jednak pokazała się przed nim kobieta. Zmarszczył brwi, machinalnie się odsuwając. Co to do cholery było? Miał zwidy? Przez chwilę tak mu się własnie zdawało, jednak w końcu zdał sobie sprawę, że wilkołaki również ją widzą. Nie oszalał. To było prawdziwe, bez względu na to, co to było. Przełknął głośno ślinę, po czym po prostu przypatrywał się kobiecie, jakby w oczekiwaniu. A ta zaczęła śpiewać. Najpierw pięknie, w sposób jaki Jesse pamiętał jeszcze z dzieciństwa, gdy matka śpiewała mu do snu - tylko do cholery w czym miało mu to pomóc? Co ta babka robiła w środku bitwy, śpiewając jakieś kołysanki? Wtedy właśnie krzyknęła po raz pierwszy. To rozzłościło wilkołaki. Jeden z nich już szykował się do skoku. Ugiął tylne łapy i skupił się, by w końcu zaatakować. Jesse przyglądał się temu w osłupieniu, w ostatniej chwili ruszając się w miejscu. Wjechał w nogi kobiecie, powodując tym samym, że na niego upadła. Wilk otarł się o jego wózek, jednak nie zadrasnął ani jego, ani kobiety.
-Za cholerę nie mam pojęcia, co tu robisz, ale to nienajlepsze miejsce na jebane śpiewki - warknął, po czym odchrząknął. Kiedy leżała na jego kolanach, ograniczała mu widzenie, a to nie było zbyt korzystne w walce z trzema wilkołakami.


Nie jestem śmiertelnie chory, tylko żałosny, a nie uwierzyłbyś, jakie rzeczy uchodzą mi na sucho.

Offline

 

#5 2012-06-02 23:23:49

Vally

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-02
Posty: 29
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Ale Janet nie potrafiła mówić nic innego po za tą piosenką, "Tak, Panie" i przeraźliwym wyciem. Pewnie też nie była świadoma tego co powiedział mężczyzna na wózku, słuchała tylko tego kto ją wybudził, a to nie był on. Jednak jego gest wyczuła w końcu upadła, to sprawiło, że zaczęła Griffinowi uciekać spod kontroli, bo chciała powiedzieć coś od siebie, jakąś cholerną, kolejną dziwną przepowiednię. Jej białe, puste oczy powiększyły się i teraz wlepiał w oczy mężczyzny na wózku.
-Nadejdzie dzień, kiedy...- I tyle było z jej cudownej przemowy, bo Vally wziął nad nią kontrolę. Ruch jego ręki decydował o tym co ona zrobi. Uniósł dłoń, ona podniosła się gwałtownie odpychając mężczynę na wózku, że ten wjechał gwałtownie w wilkołaka, wisiała w powietrzu jak nieprzytomna. Przekręcił dłonią, rozszczepiła się, niczym rozbite szkło. Skinął palcem, jeden kawałek owego szkła na jakie się rozsypała wbił się w gardło wilkołaka, którego przycisnął wózkiem mężczyzna. I zniknęła. Przywołał ją do domu, nie chciał by zaczęła opowiadać te swoje brednie ludziom na ulicy.
Jeden z wilkołaków widząc zabitego sprzymierzeńca zaczął wyć do księżyca, zrobił to również drugi żywy. W hołdzie dla poległego wilkołaka.
Ale Vally nie bez powodu zabił wilkołaka. Teraz mógł go przywrócić zza światów. I tak też się stało. Długo szeptane cichutko zaklęcie sprawiło, że martwy nie dawno wilkołak zacharczał cicho, gdy krew zaległa mu w gardle, odsunął wózek i podszedł w kierunku maga niczym grzeczne, potulne psiątko, tym samym zdradziło obecność Valentina.


Pamiętam łzy spływające po Twojej twarzy, kiedy powiedziałem, że nigdy Cię nie opuszczę...
I całą tą ciemność, która zabijała Twoje światło.

Offline

 

#6 2012-06-03 15:21:33

Jesse

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-01
Posty: 129
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Jesse miał naprawdę ważniejsze problemy na głowie, niż jakaś nawiedzona, latająca laska, toteż starał się nie zwracać na nią większej uwagi. Tylko jak tu nie zwracać uwagi na kogoś, kto zaczyna świrować i to w środku takiej małej, osobistej wojny mężczyzny? Przeklęte istoty nocy zawsze wpieprzały się w jego sprawy. Odwrócił głowę w stronę wilkołaka, jednak właśnie w tym momencie kobieta poderwała się do góry, a po chwili wybuchła, bo chyba tak trzeba było to nazwać. Zdziwiony, ale chyba pchany nagłym instynktem, zamiast oderwać się od wilkołaka, przycisnął go mocniej. Skoro i tak ma tu umrzeć, to chociaż pozostawi na nim jakiś ślad. Dziwna, upiorna laska, mimo wybuchu chyba trochę mu pomogła, bo po chwili wilczysko padło martwe. A przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie poderwało się do góry. Co to kurwa miało znaczyć...
Jesse nie lubił takich niespodzianek, a już na pewno nie, kiedy walczył i starał się skupić. Zwrócił się w stronę martwego-niemartwego wilkołaka, patrząc gdzie ten zmierza. Wtedy dopiero błysnęły mu oczy nieznajomego i ujrzał istotę, która musiała przyglądać się ich walce od jakiegoś czasu. W tym momencie naprawdę chciał mieć tu jakąś broń i jeżeli nie miałby nią wycelować w wilkołaka, to zrobiłby to w tego gnoja, który zamiast zrobić cokolwiek stał tam jak gdyby nigdy nic. Co innego utracona męska duma podczas gdy w piłkę, a co innego w obliczu śmierci, do cholery! Teraz jednak nie tylko on zwrócił większą uwagę na tamtego niż obecnego wroga, toteż szybko przypomniał sobie, że teraz liczy się coś innego. Złapał za metalowy podłokietnik i jednym ruchem oderwał go od wózka. W miejscu, w którym wcześniej były śruby, teraz ziała dziura, a brzeg poręczy był całkiem ostry. Wiedział, że wielu szans nie ma. Złapał mocniej swoją prowizoryczną broń, a w końcu wymierzył wilkołakowi będącemu bliżej jeden cios prosto w serce. Dobra, może to nie było srebro, ale przynajmniej unieruchomi go na trochę, a dopóki tamten będzie cierpiał, drugi się nim zajmie. Piekielny jęk wilkołaka, dał Jesse'owi znak, że powinien stamtąd spieprzać i to jak najszybciej. Wózek i tak pójdzie na złom, więc może chociaż zedrzeć koła...


Nie jestem śmiertelnie chory, tylko żałosny, a nie uwierzyłbyś, jakie rzeczy uchodzą mi na sucho.

Offline

 

#7 2012-06-03 17:51:19

Vally

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-02
Posty: 29
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Kiedy tylko Vally zobaczył jak mężczyzna przebija swoją prowizoryczną bronią serce stworzenia i kiedy tamto nie ma już sił na to by walczyć i tylko zawyło głośno z bólu, uśmiechnął się. Choć sam nie wiedział jaki był ku temu powód. Czyżby cieszyła go śmierć zwierzęcia? A może ucieszył fakt, że mógł w końcu zobaczyć jak mężczyzna się broni? Jednak wiedział, że nie obroni przez drugim, który już skakał ku mężczyźnie na wózku gotowy mu wyszarpać krtań. Wyszedł więc z otaczającej go ciemności ubrany w jakąś bluzkę z długim rękawem, oczywiście podwiniętym do łokci i ciemnymi spodniami. Jedyne co wyróżniało się z jego ubioru to biały pasek zaciśnięty wokół bioder. Machnął dłonią, a pół-martwy wilkołak będący jego tymczasowym sługą wyskoczył na wikołaka i popchnął go na ścianę. Jednak kto się spodziewał, że wycia mutantów przywołają kolejnych? Na dachach budynków, które ich otaczał znalazło się całkiem sporo wikołaków. Oby mężczyzn spojrzało się w górę, jakby patrzyli ostatni raz. Z ust czerwonowłosego wyrwało się kilka siarczystych przekleństw. Musiał wciąż działać i jakoś ratować ich tyłki. Ale przecież nie był doświadczonym magiem, nauka magii wymagała czasu, bólu i ofiar. I choć Vally często się na to zdobywał to nadal nie był doskonały. Po za tym szkoły jego czarów nie specjalizowały się w obronie, tylko w wywoływaniu i oszukiwaniu. Cóż, żałował teraz, że nie przewidział tego i nie nauczył się chociażby trochę Odrzucania, co na pewno by pomogło mu w odparciu ataków magicznych i fizycznych. Teraz, w tej chwili musiał wykorzystać wszystko czego się nauczył dotychczas.
Wniósł ręce, zaraz ziemia zadrżała, popękała w niektórych miejscach, a z pęknięć zaczęli wychodzić umarli. Na ustach Valetina wciąż było zaklęcie, wciąż wzywał umarłych by pomogli mu w walce. Dołączył do tego wilkołak, którego zabiła Janet i ten, którego zabicie zlecił pół-martwemu wilkołakowi. To zaklęcie go męczyło, na jego skroni pojawiła się kropla potu, a Vally zaczął szybciej oddychać. Musiał zużywać energię na utrzymanie kontorli nad zmarłymi, nie chciał się mierzyć jeszcze z nimi. A byli naprawdę przeróżni. Od żołnierzy XIX wieku po współczesnych ludzi, którzy zmarli w tym miejscu.
Vally spojrzał na mężczyznę na wózku. Pomógł mu, bo już nie wytrzymywał.
-Nie spieszy Ci się przypadkiem do domu?- warknął do niego już nieco zmęczony tym zaklęciem. Jak miały być ofiary to niech będzie tylko jedna,a nie dwie.


Pamiętam łzy spływające po Twojej twarzy, kiedy powiedziałem, że nigdy Cię nie opuszczę...
I całą tą ciemność, która zabijała Twoje światło.

Offline

 

#8 2012-06-03 18:56:16

Jesse

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-01
Posty: 129
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Jesse spojrzał kątek oka w stronę faceta, który wyszedł z cienia, ale nie został mu dany na to zbyt długi czas, bo chwilę później usłyszał już wilcze łapy tuż za sobą. Przeniósł ciężar ciała na stronę, która jeszcze posiadała rączkę, po czym odwrócił się w stronę przeciwnika. Oh, te obroty zawsze były takie imponujące! Przynajmniej gdy się ich uczył, żeby szybko mógł reagować - nawet na wózku. Teraz miał jednak większe problemy niż fakt, że nie miał widowni dla swoich popisów na wózku. Już zabierał się za oderwanie drugiej rączki, gdy dziwny martwy-niemartwy wilk zaatakował tego, który miał zamiar rozszarpać go na kawałki. Jesse uniósł głowę, gdy tylko usłyszał wycie. Zaklął siarczyście, odwracając głowę w stronę faceta, który bez wątpienia był magiem. Czasami jeszcze jego łepetyna działała i potrafił łączyć ze sobą podstawowe fakty. Stąd własnie ten niesamowity wniosek. Sam był pod wrażeniem.
Mag jednak nie patrzył na niego tylko czarował. Po chwili oczom Jesse'ego ukazały się trupy. I to sporo trupów. Zmrużył oczy, ruszając w stronę mężczyzny. Wiedział, że trupia armia nie zatrzyma wilkołaków na zawsze, a że facet, który ich przywołał sam padnie szybciej niż one, jeżeli będzie musiał jeszcze chwilę czarować. Miał jedną szansę, tylko jeden podłokietnik, by zrobić z niego jakąkolwiek broń. Spojrzał na maga, kiedy ten się do niego odezwał. Wielki wybawiciel się znalazł!
-Naślij swoją trupią armię na trzynastą ulicę, niech będzie zaraz za mną i mnie broni, jasne? Odciągnę ich, a ty lepiej miej jebany samochód i złap mnie na dziewiętnastej.
Ostatnie słowo brzmiało już odrobinę dziwnie, bo nie mówił głośniej, a już zmierzał w odpowiednim kierunku. No, to czas sprawdzić jak szybko może jechać na tym cacku. Może "cacko" to lekka przesada, ale przecież miało kilka ulepszeń, które wprowadził Jesse. Przyspieszył ruchy dłoni, by w końcu znaleźć się przy zakręcie. Zagwizdał na palcach, zwracając na siebie uwagę sfory. Cóż, raz kozie śmierć!


Nie jestem śmiertelnie chory, tylko żałosny, a nie uwierzyłbyś, jakie rzeczy uchodzą mi na sucho.

Offline

 

#9 2012-06-03 19:28:46

Vally

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-02
Posty: 29
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Ludzie. Ludzie zdecydowanie nie fascynowali Valentina w żaden sposób, po za tym nie lubił im mówić o tym, że jest magiem, czy coś podobnego, ponieważ ludzie zaraz wymagali cudów. A żadna istota nie jest idealna, prawda? Oczywiście! I czego jeszcze?! Ma posłać za nim swoją trupią armię! Tak się składa, że nieumarli są posłuszni tylko tym, którzy ich wezwali. Nie będą zatem bronić pana na wózku inwalidzkim, a przerwanie magicznej więzi pomiędzy magiem a wywołanym będzie skutkiem tego, że bezmózgie zombie rzucą się na mężczyznę. Po za tym czy tu umarlaki wyglądały na jakiś inteligentnych, nawet jeżeli to ciała inteligentnych ludzi, to duszy już nie posiadają i nie myślą za siebie, bo jedyne czego chcą to ludzkiego mięsa i mózgu, zatem nie będą wiedziały, która to trzynasta ulica. Ale to ludzie. Tak, oni zawsze wymagali zbyt wiele od magicznych istot. Jednak było jakieś wyjście, może nie było to według życzenia szanownego inwalidy, ale było.
Za nim jeszcze szaleniec, który pownien zostać złapany przez fotoradar i któremu powinni zabrać prawo jazdy na wózek inwalidzki, zniknął za zakrętem Vally zaczarował jego wózek, ponieważ rzucanie zaklęć bezpośrednio na ludzi nie kończyło się najlepiej, szczególnie czarów, w których specjalizował się Griffin. Potem zanim wilkołaki jeszcze pobiegły rozjuszone za mężczyzną, przywołał trzy ogromne, jadowite pająki, które zaraz pobiegły za wilkołakami, by chronić.... wózek, bo to na niego zostało rzucone zaklęcie. Sam Vally odesłał umarłych tam skąd przyszli i pobiegł do samochodu. Musiał jechać tą samą trasą, by nie zerwała się więź z pająkami, na szczęście jego trup jeszcze całkiem, całkiem jeździł i mężczyzna na wózku nie był narażony na ataki ze strony pająków. Miał tylko nadzieje, że mężczyzna nie pomyśli, że to kolejne potwory, które chcą go zaatakować. Zaśmiał się zaraz wyobrażając sobie pędzącego na wózku inwalidzkim mężczyznę i krzyczącego wniebogłosy, a za nim trzy ogromne pająki, świszczące swoimi szczękoczułkami. Zaraz ich wyprzedził i wjechał w dziewiętnastą ulicę, zatrzymał się w miejscu, gdzie będzie pewny, że pojawi się tam mężczyzna. Oby w ogóle się pojawił...


Pamiętam łzy spływające po Twojej twarzy, kiedy powiedziałem, że nigdy Cię nie opuszczę...
I całą tą ciemność, która zabijała Twoje światło.

Offline

 

#10 2012-06-03 19:41:19

Jesse

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-01
Posty: 129
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

No dobra, plan może i nie był zbyt przemyślany, ale mając pięć sekund, ludzki mózg i niekoniecznie zajebistą wiedzę na temat magów i ich zdolności, można było się odrobinę przeliczyć. Tylko czy gdyby Jesse o tym wiedział, zmieniłby swoją taktykę? Pewnie nie. Zawsze był wariatem, lubił porywać się z motyką na słońce, nawet jeżeli oznaczało to zbytnie ryzyko. Zagwizdał ponownie, by wilkołaki nie straciły nim zainteresowania, po czym skręcił w kolejną ulicę, ledwo wyrabiając na zakręcie. Do tego nie miał jednego podłokietnika, co skutecznie zmniejszało jego przyczepność. Dwa razy prawie wypadł. Dłonie miał obtarte, ale w tym momencie nie miało to żadnego znaczenia, bo przecież i tak nie zwolni, czy by mu się to podobało czy nie. Przechylił głowę do tyłu, nie zwalniając, by zobaczyć jak daleko są wilkołaki. Niedaleko. Przy okazji zobaczył też trzy wielkie pająki i o mało nie spadł z wózka. Przez chwilę miał wrażenie, że to nowi kumple wilków, ale do cholery, trupów nigdzie nie było, więc może to po prostu sztuczka maga? Nieważne. Teraz i tak nie miało to żadnego znaczenia. Musiał jechać, a nie myśleć. Jeden z wilkołaków zaczynał zmniejszać odległość między nimi, a dłonie Jesse'ego ledwo dawały radę tarciu, a mimo to pędził ile sił w...kołach.
Wjechał na dziewiętnastą ulicę i tylko uśmiechnął się do siebie (a może był do zwykły grymas bólu?), widząc auto. No niechże tylko otworzy te piekielne drzwi! Pędził prosto na samochód i raczej wielu wyjść nie było. Drzwi miały być otwarte, a Jesse miał jebnąć w samochód, wpadając do środka. Oczywiście, jeżeli mag ich nie otworzy to na cholerę w ogóle próbował ratować ten swój tyłek. Przecież sam sobie ich nie otworzy, bo od razu go złapią. Do tego, musiałby jeszcze zejść z wózka i przesiąść się na fotel. Tak, liczył na fart. Liczył na to, że kiedy wpadnie do środka, wózek nie zmiażdży nic poza nogami, a mag będzie mógł jechać z połową jego ciała na zewnątrz. Byle tylko jak najdalej od tych istot...


Nie jestem śmiertelnie chory, tylko żałosny, a nie uwierzyłbyś, jakie rzeczy uchodzą mi na sucho.

Offline

 

#11 2012-06-03 20:03:41

Vally

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-02
Posty: 29
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Vally, kiedy tylko zobaczył przez lusterko mężczyznę otworzył bagażnik przyciskiem przy kierownicy, widział przecież jest inwalidą, a w drzwiach pasażerskich nie zmieścił by się wózek. Kiedy mężczyzna tylko wpadł do samochodu,a bagażnik zamknął się sam (Bo to przecież trup, a nie samochód), Vally odjechał z piskiem opon. Pająki zostały odesłane i Valentine odetchnął z ulgą. Nie musiał już się wysilać, ale i tak był zmęczony. Jechał przez dłuższy czas szybko, by uciec wilkołakom. Wyjechał z centrum, za rzekę i tam się zatrzymał. Musiał odsapnąć, zapalić, potem będzie mógł wrócić. Wysiadł ówcześnie chwytając paczkę papierosów, okrążył samochód i otworzył bagażnik. Patrzył na mężczyznę ze zmarszczonymi brwiami. Wcisnął sobie jednego fajka między wargi i odpalił go. Rzucił w stronę inwalidy paczkę i zapalniczkę.
-Tylko nie pal w samochodzie, widzisz, że nowa tapicerka.- mruknął, a potem odszedł kilka kroków od samochodu i zaciągnął się mocno papierosem. Na brzegu rzeki pojawiła się Janet. Musiała to być, musiał ją pilnować. Jednak była dość daleko i nieprzeszkadzała. Śpiewała sobie tylko nad rzeką chodząc po jej tafli.
-(...) Nie waż się wyglądać za okno, kochanie. Wszędzie jest wojna i hula pod naszymi drzwiami. Trzymaj się tej kołysanki, nawet jeżeli muzyka odejdzie...-Nuciła. A śpiewała ładnie. Valentine nie wiedział dlaczego śpiewa akurat tą piosenkę, za życia nigdy jej nie śpiewała i chyba raczej nieznała. Jednak było w tym tekście coś uspokającego, coś dziwnie kojącego. Nie chciał tego nawet zrozumieć. Chciał by po prostu Janet była.

[Mam nadzieje, że w miarę się rozpisuje, misiałku ;> W ogóle, czemu nie ma Cię na GG?]


Pamiętam łzy spływające po Twojej twarzy, kiedy powiedziałem, że nigdy Cię nie opuszczę...
I całą tą ciemność, która zabijała Twoje światło.

Offline

 

#12 2012-06-03 20:24:31

Jesse

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-01
Posty: 129
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Jesse zobaczył po chwili otwarty bagażnik i skręcił, by wjechać tam, a nie w drzwi po stronie pasażera. Wiedział też, że nie da rady wczołgać się tam z wózkiem, dlatego, kiedy był już na tyle blisko, by znaleźć się w środku, odepchnął się dłońmi od wózka i wskoczył do auta. W ostatnim momencie, udało mu się przesunąć nogi rękoma, by klapa bagażnika ich nie przytrzasnęła. Przez szybę obserwował jak wilkołak uderzył w jego wózek. Pięknie, bo przecież miał tyle zapasowych, żeby pozwolić sobie na straty... Zaklął siarczyście, rozmasowując dłonie, które obecnie ledwo mógł zginać w palcach. Nieźle się namęczył. Wciąż był tylko człowiekiem, a takie akcje nie należały do codzienności. W sumie, to był pierwszy raz gdy stracił wózek. Będąc łowcą, brzmiało to dość durnie, biorąc pod uwagę, że w ogóle wchodziła w grę strata wózka, a nie na przykład butów do biegania. Mimo trudności nie mógł się przecież poddać. Walczył. Przynajmniej tak jak potrafił. Miał kilka zadrapań, jednak to nie było nic poważnego. Bardziej martwiło go to w jaki sposób będzie się przemieszczał.
Kiedy w końcu zaparkowali, Jesse utworzył bagażnik, przytrzymując klapę. Jakoś nie wierzył zbytnio temu samochodowi. Zaufanie nie wchodziło tym razem w grę. Złapał paczkę fajek drugą ręką, po czym rzucił ją na chwilą na ziemię, by samemu wyczołgać się z pojazdu. Usiadł na ziemi i ponownie złapał papierosy. Wyjął z paczki jedną fajkę i wsunął ją do ust. Wolną ręką zaczesał włosy do tyłu i odetchnął głęboko, kiedy tylko odpalił papierosa.
-Mało brakowało - zaczął. - Skurwiele prawie mnie dopadły...

Nie ma mnie na gg, bo mi padło i za cholerę nie mogę go przywrócić do życia, nawet reanimacja nic nie daje! I w ogóle, czy ja powinnam wiedzieć czyja to postać? xD]


Nie jestem śmiertelnie chory, tylko żałosny, a nie uwierzyłbyś, jakie rzeczy uchodzą mi na sucho.

Offline

 

#13 2012-06-03 20:49:39

Vally

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-02
Posty: 29
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Westchnął ciężko. Również postanowił usiąść, dlatego spoczął na kamieniu niedaleko mężczyny. Usiadł tak by mieć z nim kontakt wzrokowy. Patrzył na niego nieco przymulonym spojrzeniem i zaciągnął się papierosem. Potem przygryzł pierścień na palcu lewej ręki, nieco mu się obsuwał. Teraz miał zielony kolor, ale zaraz zmienił go na niebieski. Vally patrzył uważnie na mężczyznę i w końcu wypuścił dym z ust strzepując popiół na ziemię.
-Ale są straty...- powiedział.- Nie masz wózka. Chujowo.- dodał zaraz i spojrzał w kierunku rzeki gdzie tańczyłą sobie Janet. Nagle zaczęła piszczeć, zupełnie tak jakby wpadała w przepaść. Cóż była nieumarłą pod zaklęciem iluzji, takich zachowań można było się spodziewać. Gorzej z tymi krzykami było w domu, czasami Vally nie wytrzymywał, jego ukochana stawała się uciążliwa. Już samego faktu, że jest zimna i pusta nie mógł zdzierżyć, a co dopiero tych krzyków. Pomimo wszystko nie odsyłał jej, bo potrzebował jej obecności. Bez niej... Nie dał by rady po prostu.
-Spodziewam się, że nie masz przy sobie zapasowego wózka, co? Ile takie coś kosztuje?- spytał znów kierując spojrzenie brązowych oczu ku mężczyźnie.

[Powinnaś wiedzieć, że jest moja Jak zepsuło Ci się GG, to zapytam Cię tu. Możemy skypa przełożyć na wtorek?]


Pamiętam łzy spływające po Twojej twarzy, kiedy powiedziałem, że nigdy Cię nie opuszczę...
I całą tą ciemność, która zabijała Twoje światło.

Offline

 

#14 2012-06-03 21:12:20

Jesse

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-01
Posty: 129
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Jesse nie zwracał większej uwagi na kobietę. Starał się ją raczej ignorować. Przypominała mu o śmierci, o tym jak blisko niej był. Może nie tym razem, ale na przykład cztery lata temu ledwo jej uniknął. Skończyło się paraliżem, ale przecież mogło być gorzej. Cóż, przynajmniej tak mu się wydawało czasami, kiedy to jeszcze próbował wmówić sobie, że jego życie ma sens. W końcu widzi, słyszy, czuje... po prostu bajka. Większość czasu jednak czuł się bezużyteczny i tylko walka z istotami nocy jakoś pozwalała mu wierzyć, że wciąż na coś się przydaje, że nie jest do końca bezużyteczny.
Zaciągnął się dymem, opierając łokciami o kolana. Spojrzał na mężczyznę, kiedy ten odezwał się po raz pierwszy. No proszę, nie tylko on zauważył brak wózka pod swoim tyłkiem. To już coś. Owszem, były straty, ale nadal uważał, że lepiej stracić dwukołowy pojazd lub jak kto woli nogi inwalidy niż życie i to w starciu z jakimiś tam wilkołakami. To dopiero byłaby żenująca śmierć!
-Sporo. Więcej niż moje miesięczne wynagrodzenie, mniej niż mieszkanie, a jednak bez istotnego znaczenia w tymże momencie. Poradzę sobie, najwyżej będę się czołgał - powiedział, unosząc kącik ust w kpiącym uśmiechu. Cóż, humor rzadko kiedy go opuszczał.

[Możemy, możemy, wszystko jest do zrobienia xd Poza tym to i tak ponad tydzień czasu jeszcze]


Nie jestem śmiertelnie chory, tylko żałosny, a nie uwierzyłbyś, jakie rzeczy uchodzą mi na sucho.

Offline

 

#15 2012-06-03 21:35:33

Vally

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-06-02
Posty: 29
Punktów :   

Re: Jesse x Vally

Zaśmiał się, a jego duże ramiona zatrzęsły się w śmiechu, zaciągnął się poraz ostatni a potem wyrzucił papierosa i przygniótł do butem. Zastanawiał się jeszcze chwilę na tym, dlaczego mężczyzna nie mógł chodzić, ale nie zamierzał pytać, wiele osób po prostu nie chce rozmawiać o swoich wypadkach, tak jak Vally. Nie odpowiedział by na pytanie kim jest ta kobieta, która za nim chodzi i dlaczego ją przywołał, dlaczego jest tylko iluzją i dlaczego śpiewa. Wszystko się ściśle połączone z tym wypadkiem i nie chciał o tym mówić. Chociaż to była tragedia Janet, to poczęści to była również jego tragedia.
-Jesteś człowiekiem.- stwierdził. Nie wyczuwał wokół niego jakieś nadprzyrodzonej aury, ale przecież Valentine też był człowiekiem, tylko z talentem magicznym, taka była jego różnica.- Więszkość ludzi reaguje z szokiem albo fascynacją, czy obrzydzeniem na magów i innych nieludzi. Dlaczego ty tak nie reagujesz? Masz jakieś powiązanie ze światem nocy?- zapytał. A był ciekaw, może to jakiś naukowiec, który się interesuje tym światem. Patrzył na niego uważnie, na jego bezwładne nogi. Zastanawiał się jak on sobie poradzi bez wózka. Było mu go trochę szkoda, ale nie dlatego, że nie może chodzić, tylko dlatego, że mężczyzna będzie musiał się męczyć dwa razy mocniej bez wózka,a to takie irytujące, gdy zaczyna brakować ci czegoś co było dla ciebie w pewnym sensie codziennym rytuałem, rytuną.

[A dzienkuję drollu ]


Pamiętam łzy spływające po Twojej twarzy, kiedy powiedziałem, że nigdy Cię nie opuszczę...
I całą tą ciemność, która zabijała Twoje światło.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.gothicsite.pun.pl www.mytupijemy.pun.pl www.wsrh-cup.pun.pl www.stoppiwu.pun.pl www.zajefizjo.pun.pl