Znajdź swoje miejsce w świecie yaoi.
[Dobra, Rycz. Założyłam, że oni się znają.]
Seth zdecydowanie nie było typem samotnika. Lubił towarzystwo innych, rzadko przebywał sam. Zawsze ogranizował sobie czas tak, by chociaż raz dziennie z kimś się spotkać. A dlaczego? Bo jest cholerną gadułą. W sumie to gęba mu się nie zamyka i taka jest prawda. Tego wieczoru spotkał się z Aresem. Lubił z nim spędzać czas chociaż nigdy nie był wobec niego szczery, po za tym Ares miał tendencje do tego by ogrywać Setha w karty. No cóż, różnie po za tym między nimi to bywało. Czasem się kłócą, czasem lubią. Oboje są nieobliczalni, więc ich duet był niemal wybuchowy. Ale tym razem Ares zdecydowanie przegiął. Upił się dość mocno i niedość, że śpiewał, to czasem mamrotał coś pod nosem, chwiejąc się, upadając, a Seth nie mógł sobie z nim poradzić. Najchętniej zostawił by go samego na pastwę losu, ale obudziła się w nim ta dobra cząsteczka, która mówiła, że przyjaciela w biedzie nie powinno się zostawiać.
-Ares, do cholery! Ty pijaku!- krzyczał na niego swoim nieprzyjemnym głosem. Starał się go jakoś potrzymywać i przynajmniej doprowadzić do samochodu, bał się jednak, że ten zarzyga mi tapicerkę, a wiedział, że to go wkurzy i Seth będzie musiał mu przysolić.
-Lewa, prawa, lewa, prawa!- stawiał razem z nim kroki. To było straszne. Strasznie upokażające dla Setha.
Offline
Alkohol był zdecydowaną zgubą dla Aresa. Potracił pić trunki procentowe co chwila, a potem cóż.. Był niezbyt miły, bo miał kaca, ale dało się już do tego przyzwyczaić. W sumie Ares nigdy nie był przyjemny w obejściu, więc czemu miałby się nagle zmieniać?
Kiedy Seth ciągnął go bóg wie gdzie, on bezradnie potykał się o własne nogi widząc w oddali biegające nago dziewczęta i wesoło hasające obok nich tęczowe jednorożce.
- Daj se siana z tą pierdoloną musztrą. Jak już chcesz coś gadać, to chociaż mów z sensem.. - wybełkotał dosyć niezrozumiale, bo słowa aktualnie zlewały mu się z sobą, a język plątał niemiłosiernie. Dawno jeszcze się nie nawalił do tego stopnia, żeby nie mój iść o własnych siłach bez tego "lewa, prawa..."
Offline
Zmarszczył brwi, przeklnął pod nosem i zaraz popchnął go gdzieś na kontenery.
-Do cholery, Ares!- warknął już rozjuszony tą sytuacją. Odetchnął płytko i sapnął przez nos. - Po co się upijałeś?- warknął znów nachylając się w jego stronę. - Nie mam ochoty cię prowadzić już dalej! Najwyżej zostawię Cię tu i ktoś zdecyduje Cię wydymać najmocniej jak może. I wiesz co nie mam zamiaru jutro słuchać "Kurwa, od jutra nie pije"- syknął. Spojrzał na niego uważniej.
-A teraz słuchaj. Zawiozę Cię do domu, jak o własnych siłach pójdziesz do samochodu.- wskazał palcem samochód.
Offline