Yaoi of Manhattan

Znajdź swoje miejsce w świecie yaoi.

#46 2012-05-29 22:25:49

Lucyfer

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-05-10
Posty: 1585
Punktów :   

Re: Maxwell x Lucyfer

Przez chwilę miał wrażenie, że Maxwell wyjdzie bez słowa, że mimo zawahania na jego twarzy, nie obdarzy go nawet jednym spojrzeniem. A potem jednak pozwolił sobie na to jedno, jedyne spojrzenie, które wystarczyło Lucyferowi w pełni. Już wiedział, że wcale nie jest na niego zły. Czując jak silne ramiona chłopaka obejmują go w szczelnym uścisku, poczuł coś na kształt wdzięczności. Chociaż to jednak ulga, poczucie bezpieczeństwa przeważały. Tutaj nic nie mogło mu się stać, nikt nie mógł go skrzywdzić. Nigdy by nie pomyślał, że bezpieczeństwo będzie w jego życiu priorytetem. Położył dłoń na klatce piersiowej Davisa, zaciskając dłoń na materiale jego koszulki.
-Ja tylko... - Nawet do końca nie był pewien, co chciał mu powiedzieć. Że tylko chciał pomóc? Że tylko chciał poczuć, że Max jest tu blisko niego? Ze teraz już mu lepiej? Że najgorsze minęło? Mógłby mu powiedzieć to wszystko, tylko że nie czuł wcale takiej potrzeby. - Dałem się wrobić jak gimnazjalista. Kompletnie nie myślałem, a powinienem dojść do tego, że przecież tam nie będzie do końca bezpiecznie, że zanim udam się na misję ratowania świata to...
Dziwny słowotok wcale nie był leczniczym środkiem. Zamilkł kiedy stał sobie sprawę, że ani jemu, ani Maxowi na pewno on nie pomagał. Zacisnął usta.
-Musisz oglądać mnie w takim stanie... - jęknął żałośnie, czując się co raz gorzej. - To żenujące. Jestem brudny, skażony...
[Lol, ryczę *-*]


You never know how much time you'll have.

Offline

 

#47 2012-05-29 22:45:27

Maxwell Davis

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-05-13
Posty: 78
Punktów :   

Re: Maxwell x Lucyfer

Sam Max utrzymywał się w nieodpartym wrażeniu, że to zrobi. Że będzie w stanie tak po prostu stamtąd wyjść, bez słowa, bez jakiegokolwiek gestu, czy zapewnienia, że przecież to nie Lucyfer jest obiektem jego napadów wściekłości. Kiedy przyszło co do czego, nie potrafił jednak zostawić go w takim stanie. Z jednej strony niewiele mógł zrobić, z drugiej jednak coś podpowiadało mu, że nareszcie przyszedł ten czas, w którym będzie mógł wykorzystać swoje mocne ramię w zupełnie inny sposób. Był podporą. Potrafił nią być. Niezależny, silny, nieugięty. I był tu dla niego. Dla Lucyfera Lincolna. Jedynej osoby, która mu pozostała.
- Nie będę tego słuchał, Lucyfer. Nie będę słuchał, że jesteś brudny i skażony. - złapał go za podbródek, zmuszając by ten spojrzał mu w oczy. - Nie jestem w stanie zmienić tego co się stało, ale mogę naprawić to co jest teraz. - wymruczał swoim zachrypniętym barytonem. - Wrócę wieczorem... - powoli wypuścił go z objęcia, wychodząc na zewnątrz. - I Lincoln... - zawahał się jak gdyby, potem jednak po raz kolejny spojrzał mu w oczy. - Zrozumiem, jeśli nie otworzysz mi wtedy drzwi. - dodał ciszej i z tym dziwnym zapewnieniem na ustach ruszył przed siebie, nie odwracając się już.

[Ej weź, bo mnie też już bierze T_T]


Masz rację. Polityka i seks sprowadzają się w sumie do jednego – do pieprzenia.

Offline

 

#48 2012-05-29 22:55:48

Lucyfer

Użytkownik

Zarejestrowany: 2012-05-10
Posty: 1585
Punktów :   

Re: Maxwell x Lucyfer

Max był podporą, jakiej Lucyfer nie mógłby znaleźć u nikogo innego. Był tym facetem, jego facetem. Czy słowa kogokolwiek innego mogłyby mu pomóc? Był pewien, że nie. Do tego wrażenie, że Max nigdy nie kłamie, że nie oszukał go, że mówiąc... no tak, Maxwell nie powiedział, że Lu  nie jest brudny i skażony, powiedział, że nie będzie tego słuchał. Szukanie jednak dziury w całym na pewno mu nie pomoże. Uniósł podbródek, kiedy Max go do tego przymusił i przytaknął na jego słowa, już się nie odzywając. I tak powiedział tego wieczora o wiele za dużo. Najpierw te wszystkie prośby o uczucia, potem to. A to przecież on był starszy, on powinien się nim opiekować, a nie na odwrót. A w tym momencie czuł się jak dzieciak pozbawiony wszystkiego i wszystkich. Z wyjątkiem Maxa. Podpory. Przytaknął słysząc, że przyjdzie wieczorem. Nawet uśmiechnął się delikatnie. Powinno być lepiej. Może uda im się porozmawiać o czymś mniej przygnębiającym. Potem jednak Max powiedział coś, co tylko go zaniepokoiło. Nie odezwał się. Maxwell był już prawie na dole.
Usiadł na kanapie, pochylając się do przodu. Oparł łokcie o kolana, chowając twarz w dłoniach. Doskonale wiedział, gdzie poszedł Max. I wcale mu się to nie podobało. Ani trochę.
Czas mijał, a Lucyfer nerwowo wpatrywał się w zegarek, jakby miało to przyspieszyć moment, w którym Davis zapuka do jego drzwi. Chciał wiedzieć, co się stało. I wiedział jedno, wpuści go. Niewazne, co Max mu powie, to będzie mógł wejść do środka.


You never know how much time you'll have.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.speedwaymenag.pun.pl www.uwbinformatyka.pun.pl www.radio-hajnowka.pun.pl www.narutojutsu.pun.pl www.baniciaoc.pun.pl