Znajdź swoje miejsce w świecie yaoi.
-A czy to wszystko właśnie nie polega na poświęceniu? Żeby zdobyć jedno, trzeba poświęcić co innego. A ty chyba za bardzo się boisz odrzucenia... - stwierdził, wypowiadając swoje myśli na głos. Nie wiedząc nawet kiedy jego smukłe, drobne palce znalazły się we włosach mężczyzny, delikatnymi ruchami je przeczesując.
Offline
-Odrzucenia? Co z tego, że ktoś by nie odrzucił? - prychnął. Przeżyłby to. Jasne, że tak. Wierzył w siebie i wiedział, że na pewno nie załamałby się z powodu kogoś tam. Nawet jeżeli "ktoś tam" miałby być ważny. - Tyle że mój obecny styl życia jest tym co kocham. Nie zmienię tego. Jeżeli ktoś by tego chciał, nieźle by się zawiódł. A wtedy to on czułby się odrzucony przeze mnie, tylko dlatego, że dałem mu więcej niż powinienem. Dlatego z każdym spotykam się raz.
Offline
Przyjrzał mu się uważnie, nie do końca wierząc w jego słowa. Nie chciał nic mówić, ale był pewny że Lucyfer jeszcze kiedyś zmieni zdanie.
-Chciałbym ci wierzyć, że nigdy się nie zmienisz... ale po sobie wiem, że to nie jest możliwe - mruknął odchylając głowę do tyłu i zapatrując się w sufit. Wciąż wszystko wirowało mu przed oczami. Palce jego dłoni wciąż delikatnie przeczesywały włosy Lincolna. Jason robił to zupełnie bezmyślnie. To trochę tak jak z głaskaniem kota, tyle że Lu nie mruczał.
Offline
-Może - przyznał. Trudno było mu się teraz skupić. W głowie mu huczało. A ta ręka na jego włosach tylko niepotrzebnie dekoncentrowała. - A ty co? Masz kogoś?
W sumie nie zdziwiłoby go to. Wyglądał na kogoś takiego. Rodzinnego. I w ogóle. Mógłby mieć faceta, kota, trzy świnki morskie i dziecko w drodze. Spokojnie by w to uwierzył.
Offline
-Nie... i raczej nigdy nie będę miał- westchnął cicho. -Nie jestem dobrym materiałem na partnera. Nikt ze mną długo nie wytrzymuje- mruknął przymykając powieki. Czuł się tak przyjemnie rozleniwiony, że najchętniej by się już stąd nie ruszał. Kanapa była zdecydowanie zbyt wygodna, a ciepło ciała Lucyfera zbyt przyjemne.
Offline
- I ty mi prawisz morały o związkach? - powiedział, po chwili śmiejąc się wesoło. Przesunął ręką po swojej twarzy rozbawiony. - Jeżeli ty się nie nadajesz do związku, to gdzie ty mnie w nim widzisz, co?
Nie mógł w ogóle w to uwierzyć. Po chwili zapomniał nawet w co tak nie mógł uwierzyć i to wywołało u niego napad śmiechu, którego nie potrafił zahamować.
Offline
Spojrzał na niego, mimowolnie się uśmiechając.
-Co innego nie chcieć być w związku, a co innego nie móc- mruknął uśmiechają się. Chyba wesołość Lucyfera udzielała się również jemu, bo nie mógł powstrzymać coraz szerszego uśmiechu.
-Ile ty w ogóle masz lat, co? Zachowujesz się jak dziecko...- prychnął rozbawiony.
Offline
-Dwadzieścia dziewięć - powiedział szybko, odwracając na chwilę wzrok. Skupił się na widoku za oknem. Powoli robiło się ciemno, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Musiał przyznać, że mimo że to wcale nie były klimaty Lucyfera, to było całkiem miło. Wolał nie rozmawiać o swoim wieku. Był uczulony.
Offline
Zamyślił się chwilę, przyglądając mężczyźnie. Przechylił lekko głowę w bok i opuszkami palców przesunął po jego skroni.
-Byłem pewny, że mniej- mruknął w końcu. Tak, zdecydowanie gdy był na fazie zacierały mu się granice osobistej przestrzeni. Już nie zwracał uwagi na to czy właściwym jest kogoś dotykanie czy nie.
Offline
-Gdybyś powiedział, że więcej dostałbyś w zęby - powiedział, unosząc podbródek, prawie żeby ukazać dumę. Tak, teraz musiał wyglądać bardzo dumnie; wylegując się u kogoś na kolanach z tym odrobinę zbyt rozbieganym spojrzeniem i wesołym uśmiechem. Mało to w stylu Lincolna. Raczej nie powinien brać nic w towarzystwie ludzi, którzy go nie znali.
Offline
-A czy nie jest tak, że mężczyzna jest jak wino? Im starszy tym lepszy?- zapytał z rozbawieniem.
-Ja w tym roku będę miał dwadzieścia- mruknął. W sumie nie wiedział po co mu to mówił. Chyba chciał się zrewanżować. -Ale w sumie... czym jest wiek? Ma się tyle lat na ile się czuje- zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu. Jęknął cicho przymykając oczy.
-Chyba powinienem się przewietrzyć. Zaczynam pieprzyć bzdury- mruknął.
Offline
-Ja nie będę miał nawet czterdziestu. Nie pozwolę sobie przekroczyć tej granicy... Trzydzieści. To już za dużo. Na czterdzieści nie starczy mi nerwów - powiedział. Przeciągnął sie, sprawiając, że strzyknęły mu plecy, co jak na złość pasowało doskonale do rozmowy o wieku.
Dwadzieścia? Cóż, w sumie... wyglądał na tyle. Lucyfer pamiętał kiedy on miał dwadzieścia lat. Co to były za cza... zaraz, zaraz, on nie może myśleć o tym jak o innej epoce. To przerażające.
-Siedź. Nie chce mi się podnosić.
Offline
-Gadanie- prychnął. -Jak można w ogóle w ten sposób myśleć?- mruknął. on nie rozumiał ludzi, którzy właśnie myśleli jak Lucyfer. Jak można nie chcieć dożyć czterdziestki? Że co? Po czterdziestce życie się kończy? Kto mu takich bzdur naopowiadał? Jak można chcieć rezygnować z własnego życia? Westchnął ciężko przenosząc na niego nieco mętny wzrok.
-Nie za wygodnie ci?- mruknął, uśmiechając się do niego kącikiem ust.
Offline
A Lucyfer doskonale rozumiał w jaki sposób można tak myśleć. W końcu od zawsze wiedział, że jest stworzony do bycia młodym. A potem? Potem nie byłby już do niczego zdatny. Całe jego życie polegało na byciu atrakcyjnym. Nawet kiedy ma przy sobie kogoś, Maxa, to przecież nie oznacza, że tak będzie zawsze. To w końcu Max a nie pies, który będzie mu wierny po wsze czasy. Co tu myśleć o jakichś tam czasach! Jasne było, ze do czterdziestki nie dobiją. Nawet w najśmielszych Lucyferowych planach.
-Idealnie wręcz - powiedział, puszczając mu oczko.
Offline
Prychnął cicho. Nagle z jego kieszeni zaczął się wydobywać dźwięk komórki. Wysunął ją z kieszeni i odebrał połączenie. Przez chwilę rozmawiał z kimś po szwedzku, zupełnie nie zwracając uwagi na Lucyfera. W końcu gdy się rozłączył, westchnął cicho.
-Muszę już iść- mruknął. -Dziadkowie złożyli mi niezapowiedzianą wizytę, a mnie nie ma w mieszkaniu. Czekają pod drzwiami- westchnął wysuwając się spod głowy mężczyzny.
Offline